Rejestr spółek jest jawny, czyli jest możliwość zweryfikowania tego, kto jest wspólnikiem w kancelarii adwokackiej - uważa dr Małgorzata Kożuch, adwokat, przewodnicząca Komisji ds. Etyki, Praktyki Adwokackiej i Wykonywania Zawodu przy Naczelnej Radzie Adwokackiej.

dr Małgorzata Kożuch, adwokat, przewodnicząca Komisji ds. Etyki, Praktyki Adwokackiej i Wykonywania Zawodu przy Naczelnej Radzie Adwokackiej. / Media
We wtorkowym wydaniu opisaliśmy przypadek wejherowskiej kancelarii adwokackiej, w której wspólnikami są adwokat oraz były sędzia niewykonujący obecnie żadnego prawniczego zawodu zaufania publicznego. Jak rozumiem, wspólnikiem w kancelarii działającej w formie spółki komandytowej może być osoba, która nawet nie jest prawnikiem. Czy da się to jednak pogodzić z koniecznością zachowania tajemnicy adwokackiej?
W pierwszej kolejności musimy pamiętać o tym, że struktura spółki, w której adwokaci mogą wykonywać zawód, jest decyzją ustawodawcy. Natomiast wewnętrzny podział ról wspólników w prowadzeniu spraw spółki, w tym w zakresie prowadzenia spraw klientów jest czymś innym. Taka spółka mogłaby zatrudniać radców prawnych albo korzystać z umów cywilnoprawnych do realizacji zleceń klientów. Innymi słowy takie ryzyko teoretycznie jest możliwe, ale ono absolutnie może się takim wydawać tylko na pierwszy rzut oka. Wewnętrzna organizacja i podział zadań mogą całkowicie wykluczyć takie zagrożenia.
Prawo o adwokaturze określa dopuszczalne formy prowadzenia działalności. Pytanie, czy jeżeli jedynym wspólnikiem byłby adwokat, a wszyscy pozostali wspólnicy nie, to czy w dalszym ciągu możemy mówić, że to jest spółka adwokatów? Czy tą minimalną liczbą osób, które zawiązują spółkę, nie musi być dwóch adwokatów albo adwokat i radca prawny, rzecznik patentowy czy doradca podatkowy?
Mówimy przecież o spółce, która nie ma osobowości prawnej. I jej skład osobowy jest pewnym wyzwaniem podlegającym ocenie. Dlatego trzeba sprawdzić w Krajowym Rejestrze Sądowym, ilu w tej konkretnej spółce jest wspólników i jakie osoby zawiązały ją z adwokatem. Bo to, że będzie trzeci i kolejny wspólnik niemający przymiotu zawodu zaufania publicznego, jest dopuszczalne. Natomiast samo zawiązanie spółki musi nastąpić pomiędzy podmiotami, które przymiot wskazany przez ustawodawcę mają.
Czy dopuszczalna jest sytuacja, w której wspólnikiem tytularnym, czyli takim, którego nazwisko widnieje w nazwie kancelarii adwokackiej, jest osoba niebędąca adwokatem?
Jeżeli mamy do czynienia ze spółkami w rozumieniu kodeksu spółek handlowych, to należy się odwołać do przepisów mówiących o kwestii oznaczenia przedsiębiorstwa. Oczywiście rodzić się może pytanie, czy takie oznaczenie wprowadza konsumentów w błąd, czy też nie. Ta kwestia może być wyjaśniona poprzez opis działalności, a nie selektywną informację, która jest przedstawiona na stronach internetowych. Jest taka rzymska zasada, volenti non fit iniuria, czyli chcącemu nie dzieje się krzywda. Rejestr spółek jest jawny, czyli jest możliwość zweryfikowania tego, kto jest wspólnikiem, kto nas przyjmuje. Oczywiście poziom świadomości społeczeństwa w zakresie tych prawnych uwarunkowań jest bardzo niski, a ocenę wprowadzenia konsumenta w błąd przeprowadza się z jego punktu widzenia, biorąc jednak pod uwagę obiektywne przesłanki, a nie subiektywne wrażenia poszczególnych osób.
Czy jednak umieszczenie nazwiska osoby niebędącej adwokatem w nazwie kancelarii adwokackiej nie jest próbą podszycia się pod ten zawód?
Nie mogę przyjąć domniemania ani złej woli ustawodawcy, który zezwolił na taką regulację prawną, ani tym bardziej złej woli wspólników spółki. Mechanizm ochronny zaprezentowany przez ustawodawcę jest jednoznaczny - osoba, której nazwisko widnieje w nazwie spółki, zmienia zakres swojej odpowiedzialności bez względu na jej faktyczną rolę. Bo o ile komandytariusz odpowiada za zobowiązania spółki tylko do wysokości wniesionego wkładu, to jeśli jest on ujawniony w nazwie spółki, to odpowiada jak komplementariusz, a więc całym swoim majątkiem.
Powiedziała pani na początku, że kwestia zachowania tajemnicy zawodowej powinna być uregulowana wewnętrznie.
Powinna być uregulowana wewnętrznie w ten sposób, aby klient nie pozostawał w błędzie co do tego, czy osobę, z którą rozmawia na temat sprawy, obowiązuje tajemnica adwokacka. To powinno być jednoznaczne. Jeśli w tym zakresie dochodzi do nadużycia, to podlega to ocenie właściwych władz samorządu zawodowego danej korporacji.
Tylko że tajemnica adwokacka może być naruszona, a klienci nie będą w ogóle zdawać sobie z tego sprawy. Przecież komandytariusz niebędący adwokatem, który jednak zainwestował w działalność kancelarii, może chcieć np. przejrzeć akta, by się zorientować, jak dane sprawy rokują.
Zorientowanie się w kondycji kancelarii nie musi polegać na przeglądaniu treści prowadzonych przez nią spraw. To by oznaczało nieuprawnioną antycypację, że ktoś niebędący profesjonalistą jest zdolny do oszacowania ryzyka, które generuje dana sprawa. On nie będzie wiedział, jak sprawa rokuje. Może natomiast polegać na informacjach od swojego wspólnika.
Zatem mam rozumieć, że zarówno przepisy prawa o prokuraturze, jak i regulamin wykonywania zawodu adwokata dostatecznie chronią klientów?
Klienta dostatecznie chroni tylko własny rozsądek. Przepisy nigdy nie są gwarancją, że ludzie będą się zachowywać przyzwoicie. ©℗
Przepisy nigdy nie są gwarancją, że ludzie będą się zachowywać przyzwoicie