W jednych sądach ławników w składach orzeczniczych nie ma, a w innych w dalszym ciągu funkcjonują. Mamy więc do czynienia z całkowitą aberracją - mówi adwokat Paweł Matyja.

W imieniu Stowarzyszenia Ławników Polskich przygotował pan skargę konstytucyjną w sprawie potencjalnej niekonstytucyjności ostatniej nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego. Po zmianie sprawy rozpoznaje co do zasady jeden sędzia, wykluczono więc ze składów ławników. Sądzi pan, że Trybunał Konstytucyjny rzeczywiście zajmie się tym zagadnieniem, a skarga nie trafi do zamrażarki?
Mam nadzieję. W momencie gdy ograniczane są nasze podstawowe prawa i wolności, trzeba przede wszystkim działać. W środowisku ławników mamy do czynienia z rzadką sytuacją, kiedy w zasadzie wszyscy mówią jednym głosem. To obrazuje skalę problemu. Tym bardziej że same sądy nie podchodzą do tej sprawy jednolicie. Docierają do mnie sygnały, że w niektórych z nich prezesi wychodzą z założenia, że zmiany są w oczywisty sposób niekonstytucyjne, i nie odsuwają ławników od orzekania. Mamy więc do czynienia z całkowitą aberracją. W jednych sądach ławników w składach orzeczniczych nie ma, a w innych funkcjonują w dalszym ciągu. Taki stan rzeczy nie powinien się utrzymywać, mam więc nadzieję, że TK zajmie się sprawą, bo nie da się przed nią uciec. Nawet jeśli nasza skarga z jakichś przyczyn nie zostałaby uwzględniona, to sądy powszechne już deklarują, że będą zwracały się z pytaniami prawnymi do TK.
Czyli sądy rzeczywiście samodzielnie mogą zastosować rozproszoną kontrolę konstytucyjności i uznać, że tych przepisów nie powinno się stosować?
Tak, to już się dzieje. Przykład sądów, o których wspominałem, wskazuje także, że nawet gdybyśmy bardzo chcieli, tym przepisom nie da się nadać wykładni zgodnej z konstytucją. Ale problem polega na tym, że to oddolne inicjatywy, które możemy policzyć na palcach jednej ręki, a powinniśmy mieć jednolite poglądy na fundamentalne kwestie. Nie możemy się zgodzić na sytuację, w której w jednym mieście, tam, gdzie mamy odważnego prezesa sądu, obywatele mają prawa gwarantowane przez konstytucję, a w innym ich udział w wymiarze sprawiedliwości jest marginalny lub nie ma go wcale. Przecież wszystkich obowiązują te same przepisy. Oddolne inicjatywy, choć odważne, niczego nie zmienią, jeśli nie pójdzie za nimi szeroka, ogólnopolska dyskusja o tym, że z tych przepisów należałoby się wycofać. Sam TK wyraźnie zresztą stwierdzał w przeszłości, że udziału obywateli w wymiarze sprawiedliwości nie można sprowadzać do rozmiaru symbolicznego lub całkowicie ich go pozbawić. Biorąc pod uwagę to wcześniejsze, trafne orzecznictwo, życzyłbym sobie, by stanął po raz kolejny na straży tych samych wartości, których już bronił.
fot. Materiały prasowe
Paweł Matyja, adwokat, prowadzi indywidualną praktykę prawną
Na etapie prac legislacyjnych projektodawca stwierdził w uzasadnieniu, że nie ma znaczenia, ile osób będzie rozpoznawało daną sprawę.
To rzeczywiście osobliwy pogląd, bo przecież już dzieci wiedzą, że im więcej osób będzie analizować daną sprawę, tym bardziej wszechstronne będzie ich spojrzenie. Teza, że jedna osoba jest w stanie uniknąć ewentualnych pomyłek w takim samym stopniu, jak np. skład kolegialny, jest moim zdaniem nietrafiona. Oczywiście może być tak, że ten jeden sędzia jest tak kompetentny, że nie popełni żadnego błędu. Niemniej wszyscy jesteśmy ludźmi i pomyłki zdarzają się każdemu. Ławnicy byli co do zasady obecni w trakcie orzekania w drugiej instancji, a więc w sprawach wymagających większej refleksji. Nie bez znaczenia jest fakt, że patrzą oni na sprawę z punktu widzenia społecznego, a nie tylko przez pryzmat litery prawa. Ich rola wykracza daleko poza udział w orzekaniu. Zapewniają społeczną kontrolę. Jest jeszcze jedna ważna kwestia, która wzbudza szczególne wątpliwości: kiedy ustawa znajdowała się na etapie projektu, nie poddano jej pod konsultacje publiczne. Ławnicy nie wiedzieli, że tak istotna zmiana jest procedowana. Nie tak powinien działać racjonalny ustawodawca. Mało tego, ławnicy rozmawiali później z parlamentarzystami i od wielu z nich usłyszeli, że ci nie wiedzieli, iż w ustawie znalazła się tak istotna zmiana, bo projekt był procedowany razem z innymi przepisami tzw. ustawy covidowej.
Trochę przerażające, że posłowie nie wiedzą, za czym głosują.
Zdecydowanie, tego nie da się obronić. Choć pojawia się też pytanie, czyją wolę w gruncie rzeczy realizowano, wprowadzając te zmiany. Przecież nie społeczeństwa. Zresztą swoje obawy co do zmian wyrażały najważniejsze organy, m.in. Naczelna Rada Adwokacka, Krajowa Rada Sądownictwa czy I prezes Sądu Najwyższego. Wszystkie te opinie zignorowano. Trudno też mówić o zagrożeniu epidemicznym, skoro większość ławników i sędziów jest już zaszczepiona, a pandemia trwa już półtora roku. Mamy zresztą szerokie możliwości, by przeprowadzać rozprawy online. Jeśli naprawdę istniałoby ryzyko zakażeń, to wystarczyłoby poszerzyć zakres spraw, które można rozpatrywać zdalnie. Przecież wszystkie strony podczas rozprawy mogą stanowić dla siebie wzajemnie zagrożenie.
W skardze padają poważne zarzuty, m.in. o potencjalne naruszenie art. 45 konstytucji, czyli prawa do sądu. Załóżmy, że TK stwierdzi, że faktycznie do tego doszło. Czy może się okazać, że procesy, z których wykluczono ławników, trzeba będzie powtórzyć?
Moim zdaniem tak. Już w tym momencie wielu pełnomocników stron wyraża zastrzeżenia co do prawidłowości obsady składu sądu. I by chronić swoich klientów przed wyrokiem, który w przyszłości może zostać z tego powodu uchylony, składają wnioski o zawieszenie postępowań do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez TK. Jeszcze zanim skarga została formalnie złożona, ławnicy byli proszeni o podanie sygnatury sprawy, na którą można by się powołać. I to jest kolejny argument za tym, by problemem zająć się szybko. Im dłużej będziemy pozostawać w stanie zawieszenia, bez fundamentalnych odpowiedzi, tym więcej będzie spraw, które mogą być w następstwie wyroku TK uchylone. A gdyby rzeczywiście do tego doszło, to staniemy z kolei przed pytaniem, w jaki sposób budować zaufanie obywateli do wymiaru sprawiedliwości i do własnego ustawodawcy, jeśli doprowadził do sytuacji, w której dziesiątki spraw trzeba by zrewidować. Dlatego mamy nadzieję, że TK nie uchyli się od podjęcia tematu z przyczyn formalnych.
Dlaczego mogłoby się tak stać?
Wymogi dla skargi konstytucyjnej są dość specyficzne. Konieczne jest m.in., by wcześniej została wyczerpana droga sądowa. Z tym wiążą się moje największe obawy, ponieważ w tej sprawie żadne postępowanie de facto się nie toczyło. Efekt – w postaci odsunięcia ławników od orzekania – ustawa wywołała samoistnie. Trudno byłoby też wyobrazić sobie, jakie postępowanie miałoby się tutaj toczyć, przecież ławnik nie pozwałby sądu, żeby ten dopuścił go do orzekania. Dlatego wskazujemy na pewną furtkę, którą dają przepisy – drogę sądową trzeba wyczerpać, o ile jest w ogóle dopuszczalna. My stoimy na stanowisku, że w tym przypadku nie była. Trzeba też przypomnieć, że TK ma za zadanie chronić obywateli przed naruszeniem ich praw poprzez regulacje aktów normatywnych. Gdyby uznał, że skarga jest formalnie niedopuszczalna, to moim zdaniem zwyczajnie uciekłby od problemu, a poza tym odsunąłby jedynie rozpoznanie sprawy w czasie. A to byłoby niekorzystne dla obywateli.
Rozmawiała Inga Stawicka