W większości krajów UE coraz bardziej rygorystycznie podchodzi się do monitoringu wizyjnego, nakładając kary liczone w milionach euro. W Polsce, mimo RODO, mamy wolnoamerykankę.
W większości krajów UE coraz bardziej rygorystycznie podchodzi się do monitoringu wizyjnego, nakładając kary liczone w milionach euro. W Polsce, mimo RODO, mamy wolnoamerykankę.
Władze Warszawy, w której system monitoringu składa się z ponad 18 tys. kamer, niedawno zapowiedziały instalowanie kolejnych. Ich zdaniem zwiększy to bezpieczeństwo mieszkańców. Dowodem na to ma być 10 tys. zdarzeń, jakie operatorzy miejskiego systemu monitoringu zgłosili policji, straży miejskiej czy innym służbom.
Przed kilkoma miesiącami ABW wystąpiła do Tramwajów Warszawskich, by te dały jej stały dostęp do kamer zainstalowanych w pojazdach. Nie chodzi więc już o zgłaszanie przestępstw służbom, tylko o udostępnianie im bieżącego podglądu na pasażerów. Powód? Zapobieganie zagrożeniom. Rzecznik praw obywatelskich w piśmie do ABW wyraził zaniepokojenie tak daleko idącą ingerencją w prywatność i zapytał, w jakim celu służba żąda dostępu do kamer. Odpowiedź otrzymał, ale jej nie poznamy, bo utajniono jej treść.
W Polsce kamery są instalowane wszędzie, bez żadnego nadzoru, co gorsza często nie wiadomo, kto i na jakich zasadach ma dostęp do nagrań. W innych państwach UE trend jest dokładnie odwrotny.
– W wielu krajach trzeba uzyskać zgodę wyznaczonego organu na instalację i uruchomienie systemu monitoringu. Musi on być prowadzony zgodnie z prawem, tylko w określonym celu i przy zapewnieniu przejrzystości przetwarzania danych oraz kontroli – zauważa Tomasz Borys, ekspert zajmujący się ochroną danych osobowych.
– W połowie stycznia Sąd Administracyjny w Kolonii na wniosek obywatela zakazał prowadzenia przez policję monitoringu placu przy dworcu kolejowym Breslauer Platz. Policja nie wykazała, by miejsce to było szczególnie zagrożone przestępczością, a istniejący tam posterunek policji wystarczająco spełnia rolę odstraszającą – podaje przykład.
Norweski organ ochrony danych uznał, że tamtejsze służby celne nielegalnie wykorzystywały kamery na granicach państwa i wymierzył grzywnę w wysokości 400 tys. euro. Brandenburgski wydał ostrzeżenie o niedopuszczalnym nadzorze wideo w kilku lokalizacjach Poczdamu. Zgodzono się na monitoring nocny, tymczasem władze prowadziły go przez całą dobę i zwiększyły ustalony obszar. W Liechtensteinie za brak zgłoszenia monitoringu nakłada się kary w wysokości 5 tys. euro. Takie przykłady można mnożyć i wszystkie pokazują, że nasz kraj coraz bardziej odstaje od reszty UE ze swym beztroskim podejściem do wszędobylskich kamer.
Milionowe kary
Jeszcze bardziej różnicę między Polską a innymi krajami widać w podejściu do prywatnych kamer. Za granicą kary sypią się garściami. Panuje powszechne przekonanie, że prywatny monitoring nie może obejmować przestrzeni publicznej. Mówiąc wprost – kamera na domu może filmować własny ogród, ale nie ulicę czy teren sąsiada. W ub.r. grecki organ nałożył karę 8 tys. euro za złamanie tej zasady.
Dotyczy to również firm. Hiszpański organ uznał, że nadzór nad lokalem można osiągnąć poprzez skierowanie kamer w stronę fasady budynku, co jest mniej inwazyjną metodą niż objęcie jej zasięgiem ulicy. Kara 3 tys. euro. Taką samą otrzymał w tym kraju właściciel kilku mieszkań wynajmowanych turystom. Na korytarzach budynku, w którym się znajdowały oraz w wejściu do niego zainstalował cztery kamery. Organ ochrony danych stwierdził naruszenie zasady minimalizacji – kamery rejestrowały wspólnie użytkowane obszary budynku, których monitoring nie był konieczny dla ochrony mienia. Bardzo rygorystyczne jest też podejście do śledzenia pracowników. W styczniu tego roku sklep internetowy, który twierdził, że kamery służyły do śledzenia drogi towarów, dostał ponad 10 mln euro kary za naruszenie praw pracowników.
W Polsce decyzje w sprawie monitoringu należą do rzadkości. Najgłośniejsza dotyczyła monitoringu w apartamentowcu, w którym mieszka prezes TK Julia Przyłębska (kontrolę zarządzono po publikacji zdjęcia wchodzącego do budynku Jarosława Kaczyńskiego). Wcześniej, bo w 2018 r., prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych uznał za naruszenie montaż kamer w bloku przez spółdzielnię.
– Początki działania UODO były obiecujące. W czerwcu 2018 r. przygotował „Wskazówki dotyczące wykorzystywania monitoringu wizyjnego” i przeprowadził ich szerokie konsultacje. Niestety – z nieznanych mi przyczyn – nie wykonano dalszych kroków: nie przyjęto zapowiadanej ostatecznej wersji wskazówek, a także nie przeprowadzono żadnego postępowania w sprawie przetwarzania danych w monitoringu, którego wynik mógłby pełnić ważną rolę edukacyjną dla administratorów – komentuje Wojciech Klicki, prawnik z Fundacji Panoptykon.
– Obecnie rozdźwięk między regulacją a praktyką jest ogromny. Co prawda możemy spotkać w przestrzeni publicznej realizację obowiązku informacyjnego spoczywającego na administratorach, jednak najważniejsze zasady – m.in. minimalizmu oraz ograniczenia celem stosowania monitoringu – często są lekceważone – dodaje.
Wspomniana przez niego zasada minimalizacji oznacza, że przed instalacją kamer powinno się sprawdzić, czy zamierzonego celu nie można osiągnąć mniej inwazyjnymi środkami (ogrodzenie, ochrona fizyczna, lepsze zabezpieczenia dostępu, oświetlenie). A jeśli muszą już one być instalowane, to ważne też jest, gdzie się je umieści.
– Każdy przypadek stosowania monitoringu, poza tymi wymaganymi przez przepisy, powinien być poprzedzony oceną, czy monitoring rzeczywiście jest niezbędny dla realizacji zakładanego celu, czyli dla zapewnienia bezpieczeństwa. Trzeba to oceniać w konkretnym przypadku, uwzględniając takie parametry jak np. rozdzielczość zapisywanego obrazu, pole widzenia kamer czy czas przechowywania nagrania – a także respektując prawa osób, które miałyby być monitorowane – podkreśla dr Paweł Litwiński, adwokat w kancelarii Barta Litwiński.
Praktyka jest zupełnie inna, o czym przekonać się można, nie tylko wchodząc do pierwszego z brzegu sklepu, banku czy restauracji, ale po prostu idąc ulicą.
– Niemal każdy budynek użyteczności publicznej, każda firma i instytucja oraz wiele prywatnych domów ma zewnętrzne kamery. Tak dalece jesteśmy już do tego przyzwyczajeni, że zupełnie nie zwracamy uwagi na naruszenie naszej prywatności poprzez monitoring w restauracjach, kawiarniach czy innych miejscach, gdzie spędzamy nasz prywatny czas – ubolewa Tomasz Borys.
Przepisów brak
W Polsce nie ma kompleksowych przepisów regulacji dotyczących monitoringu wizyjnego. W 2013 r. MSWiA przygotowało projekt założeń odrębnej ustawy, ale na tym się skończyło. Sytuację miało poprawić wejście w życie RODO.
– Tyle że RODO nie było pisane z myślą o monitoringu, to jest regulacja ogólna. Stąd przydałaby się ustawa dotycząca monitoringu, tyle że nikt nie chce jej uchwalić. A takie przepisy są potrzebne – uważa dr Paweł Litwiński, adwokat w kancelarii Barta Litwiński.
Prosty przykład – nie wiadomo nawet, jak długo wolno przechowywać nagrania z monitoringu. Jest to uregulowane w niektórych przepisach sektorowych – prawie oświatowym, ustawie o samorządzie gminnym, oraz w kodeksie pracy, które mówią o trzymiesięcznej retencji. Kompleksowej regulacji jednak brak.
Co ciekawe, większości Polaków kamery nie tylko nie przeszkadzają, ale uważają oni wręcz, że powinno ich być więcej. Tak przynajmniej wynikało z badań przeprowadzonych przez Julię Skórzyńską-Ślusarek w 2013 r. Aż 56 proc. ankietowanych uznało, że w przestrzeni publicznej powinno być więcej kamer. Mniej niż 10 proc. uważało, że powinno się zredukować ich liczbę.
Powodem takiego podejścia jest przekonanie, że kamery poprawiają nasze bezpieczeństwo.
– Dostępne badania naukowe wskazują jednak jednoznacznie, że stosowanie kamer monitoringu nie tylko nie powoduje zwiększenia poziomu bezpieczeństwa na monitorowanym obszarze, ale czasem ten poziom obniża. Skoro bowiem jest kamera, to ktoś pomoże, a ja mogę nie reagować – zauważa dr Paweł Litwiński.
Entuzjaści uważają inaczej. Poznańscy urzędnicy powołują się na statystyki – między 2014 a 2016 r. liczba przestępstw kryminalnych spadła w tym mieście z 13 tys. do 10 tys. Spadek liczby kradzieży wyniósł 20 proc., spadek kradzieży samochodów – 28 proc., spadek liczby bójek i pobić – 24 proc. Problem w tym, że nie wiadomo, jaki wpływ na to miał monitoring, a jaki inne czynniki.
Warszawiacy w oczach kamer
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama