Sąd powinien eliminować inicjatywy, których celem jest blokowanie wpisu do ewidencji innej organizacji.

Zdawać by się mogło, co konstatuję z pewnym zdziwieniem, a nawet niedowierzaniem, że w polskim społeczeństwie coraz większą estymą cieszą się partie polityczne. Do tej nieco tylko przewrotnej konstatacji skłaniają mnie ostatnie wydarzenia dotyczące rejestracji partii politycznej Szymona Hołowni (przy czym abstrahuję całkowicie od polityki – najbardziej interesujący jest ludzki i prawny aspekt sprawy). Otóż, zgodnie z medialnymi doniesieniami bliżej nieznany pan X z miejscowości Kościan zarejestrował partię polityczną o nazwie tożsamej do tej, jakiej nie zdążył zarejestrować pan Szymon Hołownia, który wcześniej o zamiarze szeroko publicznie informował. Rzeczony pan X ponoć nawet nie ukrywa, że partię polityczną zarejestrował, jak to miał ująć, „zabezpieczając jej markę”. Mówiąc najprościej, rezerwując nazwę, ale nie po to, by realnie działać, lecz by tej marki nie zajął ktoś inny. Kto wie, może niedługo kolejny pomysłowy Polak wpadnie na pomysł zawodowej rejestracji partii politycznych, a potem ich odsprzedaży?
Stąd właśnie ta moja wstępna konstatacja. Wszak jak pisał Vladimir Nabokov, „kradzież to największy hołd, jaki można złożyć danej rzeczy” – tutaj partii politycznej. Nie przywłaszcza się z natury rzeczy bezwartościowych, nieszanowanych. Oczywiście nie mówimy tutaj jednak o kradzieży w sensie prawnym. Skoro sąd zarejestrował partię Pana X, to posiada on wespół z innymi zaangażowanym osobami partię polityczną o określonej nazwie jak najbardziej legalnie. Jest to właśnie jedna z tych niebezpiecznych sytuacji, kiedy prawny ogląd rzeczy różni się diametralnie od społecznego.
Czy partia zarejestrowana tylko po to, aby posiadać określoną nazwę, w istocie jest jednak partią polityczną? Ta już ze swej istoty ma przecież walczyć o władzę i startować w wyborach. Otóż moim zdaniem taka partia polityczna nijak nie spełnia przesłanek przewidzianych w art. 1 ust. 1 ustawy z 27 czerwca 1997 r. o partiach politycznych, który mówi o partii działającej i występującej pod określoną nazwą, a nie tylko o podmiocie posiadającym taką czy inną nazwę i strukturę. Podmiot, który nie podejmuje jakichkolwiek działań mających na celu udział w życiu publicznym, nie wywiera żadnego wpływu na kształtowanie polityki państwa i sprawowanie władzy publicznej, nie startuje w wyborach, nie przejawia żadnych przesłanek funkcjonowania poza ewentualnie blokowaniem postępowań rejestrowych innego uczestnika, partią polityczną nie jest. Na swojej drodze zawodowej spotkałem się już z podobnym przykrym casusem i jak się okazuje w praktyce sądowej rzecz wcale nie jest jeszcze oczywista.
Od sądów należy wymagać eliminowania przypadków nieuczciwego zgłaszania do ewidencji partii politycznych inicjatyw powołanych do życia li tylko celem zablokowania możliwości uzyskania wpisu innej – niezgłoszonej dostatecznie szybko – organizacji. Jak słusznie wyjaśnił w orzeczeniu z 7 kwietnia 2016 r. (sygn. akt III SZ 1/16) Sąd Najwyższy, „przepis art. 11 ust. 5 ustawy o partiach politycznych stanowi o «partiach istniejących», a nie o partiach wpisanych do ewidencji. W tym rozwiązaniu normatywnym przejawia się dalekowzroczność ustawodawcy, który zamierzał zapobiegać przypadkom nieuczciwego zgłaszania do ewidencji partii politycznych inicjatyw politycznych (…)”.
Duch, sens i istota prawa to nie tylko jego litera, zwłaszcza kiedy jest odczytywana niespecjalnie uważnie i starannie.