- W interesie systemu prawnego leży pewna stabilność orzecznictwa, nawet jeżeli ono jest wydawane przez wadliwe składy. Potraktowanie ich jako nieistniejących prowadziłoby do anarchii -
- W interesie systemu prawnego leży pewna stabilność orzecznictwa, nawet jeżeli ono jest wydawane przez wadliwe składy. Potraktowanie ich jako nieistniejących prowadziłoby do anarchii -
Wydanie pod koniec lutego przez Sąd Apelacyjny w Warszawie postanowienia, w którym stwierdzono, że uchylenie immunitetu sędziemu Igorowi Tulei było nieskuteczne, spowodowało, że spór na temat skuteczności rozstrzygnięć Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego nabrał nowych rumieńców. Jakie tak naprawdę skutki wywołuje postanowienie SA?
To zależy, czy patrzymy na nie wąsko, czy szeroko. W przypadku wąskiego spojrzenia jest to postanowienie rozstrzygające zażalenie prokuratury na zawieszenie postępowania w związku z zadaniem przez sąd pytania prejudycjalnego. I SA miał oczywiście rację, stając na stanowisku, że jeśli się zadaje pytanie prejudycjalne, to trzeba zawiesić postępowanie. Każde inne rozstrzygnięcie byłoby zablokowaniem niezaskarżalnego pytania prejudycjalnego, czyli czymś absolutnie niedopuszczalnym, gdyż o pytaniu rozstrzyga Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, a nie polski sąd powszechny. I w tej perspektywie jest zupełnie jasne, że takie rozstrzygnięcie powinno zapaść.
A jeśli chodzi o szersze spojrzenie?
Chodzi tutaj o wiele stwierdzeń, które pojawiają się w uzasadnieniu. I odpowiedź jest tu dużo bardziej skomplikowana. Sąd powołuje się na zasadę pierwszeństwa prawa unijnego, zgodnie z którą sąd krajowy ma prawo i obowiązek pominięcia sprzecznej z prawem unijnym normy prawa wewnętrznego. Jest ona znana już od wyroków TSUE w sprawach van Gend & Loos oraz Costa. Na nią powołał się TSUE także w wyroku z 19 listopada 2019 r., w którym wyartykułował wątpliwości co do Krajowej Rady Sądownictwa i Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. No i ta zasada została powtórzona w zeszłorocznej uchwale trzech izb SN, w której wskazano, że jeśli w składzie orzekającym zasiadają osoby wyłonione przez budzącą wątpliwości KRS, to mamy do czynienia z nieważnością postępowania w procedurze cywilnej oraz bezwzględną przesłanką odwoławczą w procedurze karnej związaną z nienależytą obsadą sądu lub składem sprzecznym z przepisami prawa. I to rozumowanie jest, jak widać, ciągle aktualne, gdyż znalazło się w uzasadnieniu postanowienia SA. I to pomimo że sama uchwała trzech izb SN została uznana przez Trybunał Konstytucyjny za sprzeczną z konstytucją. Dodatkowo SA przytoczył cały szereg argumentów mających świadczyć o tym, że ID SN nie spełnia kryteriów sądu w rozumieniu konstytucyjnym. A to oznacza, że odwołano się nie tylko do reguły z art. 91 ust. 3 konstytucji, czyli reguły pierwszeństwa prawa unijnego, ale również zasady lex superior, czyli pierwszeństwa norm konstytucyjnych i z tej zasady wywiedziono, że ID SN nie jest sądem w rozumieniu konstytucyjnym.
Czy SA mógł jednak sam sięgnąć po zasadę lex superior i zdecydować, że ID SN nie jest sądem w rozumieniu norm konstytucyjnych? Czy nie powinien o to zapytać TK?
Od ponad 20 lat między SN a TK toczy się spór, w jakim zakresie sądy mogą stosować zasadę lex superior, a w jakim zakresie ta kompetencja jest wyłącznie po stronie trybunału. Ja przychylam się do poglądu, że SN i sądy powszechne mogą stosować tę regułę. Natomiast co do reguły pierwszeństwa prawa unijnego nie ma żadnej wątpliwości, że sądy mogą ją stosować.
Jednak niedawno na łamach DGP sam pan mówił, że adwokatura będzie musiała wykonać orzeczenie ID SN wydane w sprawie adwokata, który miał się dopuścić konfliktu interesu. Mamy więc taką sytuację, że w pewnych obszarach decyzje ID SN wywołują skutki prawne, a w pewnych – tak jak w przypadku uchylenia immunitetu sędziemu Tulei – nie.
Po pierwsze nawet z uchwały trzech izb SN wynika, że mamy do czynienia z bezwzględną przesłanką odwoławczą i nieważnością postępowania, czyli z orzeczeniem dotkniętym najdalej idącą wadliwością procesową, ale jednak istniejącym w systemie prawnym. W związku z tym orzeczenie takie wymaga zakwestionowania przez organ, który może stosować reguły kolizyjne. A reguły kolizyjne mogą stosować sądy, bo są to tzw. reguły wykładni drugiego stopnia stosowane w ramach sprawowania wymiaru sprawiedliwości. Nie ma wątpliwości, że SA w Warszawie jest sądem w rozumieniu konstytucji i jest sądem w rozumieniu prawa unijnego. Natomiast inna historia dotyczy organów samorządu adwokackiego, bo one muszą dopiero znaleźć drogę sądową, żeby zakwestionować orzeczenie ID SN. Same nie są bowiem sądami. Ani dziekan, ani rada adwokacka, ani nikt z nas nie może wiążąco stwierdzić, że orzeczeń nie ma. Jeżeli chcemy wykazać, że jakieś orzeczenie jest dotknięte nieważnością postępowania, musimy iść do sądu. I to jest właśnie ten kłopot, w który wpadliśmy dzisiaj. Sądy dyscyplinarne adwokackie, choć nie są sądami w rozumieniu konstytucji, są jednak „organami sądowymi” uprawnionymi do zadania pytania prejudycjalnego w świetle orzecznictwa TSUE. Możliwe jest więc rozważenie zadania pytania prejudycjalnego przez adwokacki sąd dyscyplinarny w sprawie, o którą pani pyta.
Ale tych paradoksów związanych z orzeczeniem SA w Warszawie jest więcej.
To prawda. Z jednej strony bowiem pojawia się w nim odwołanie do uchwały trzech izb SN, z drugiej strony pojawia się wskazanie na nieistnienie orzeczenia, a po trzecie jeden z członków składu orzekającego tego sądu był wyłoniony przez nową KRS. I dlatego stosując te najostrzejsze kryteria w postaci orzeczenia nieistniejącego, za chwilę zapędzimy się w kozi róg, a sąd i tak będzie potrzebny, bo co wynika z tego, że pani lub ja uważamy, że orzeczenie nie istnieje? Dlatego w uchwale trzech izb SN wskazano mechanizm konwalidujący co do orzeczeń m.in. sądów powszechnych. On utrzymuje część orzeczeń, o ile brak niezależności i niezawisłości nie zostanie wykazany w konkretnym postępowaniu. Natomiast jeżeli chodzi o orzeczenie ID SN, to, zgodnie z uchwałą trzech izb SN, jest jednak dotknięte niekonwalidowalną nieważnością lub bezwzględną przesłanką odwoławczą i w efekcie jest ono wadliwe, a postanowienie SA się broni. Nie zawsze jednak będzie szansa na stwierdzenie tego przez organ sądowy, bo nie zawsze będzie przysługiwać droga sądowa. Akurat w przypadku sędziego Tulei taka droga się znalazła.
Czyli można powiedzieć, że prokuratura składając zażalenie w sprawie postanowienia o zawieszeniu postępowania wydanego przez sędziego Tuleyę, sama sobie strzeliła w stopę.
Tak, zwłaszcza że przecież było to zażalenie oczywiście bezzasadne. Natomiast problem polega na tym, że w wielu sprawach nie ma drogi sądowej do zakwestionowania dotkniętych wadliwością orzeczeń ID SN. I stąd zapewne te myśli sformułowane przez SA w uzasadnieniu idące jeszcze dalej, niż zostało to sformułowane w uchwale trzech izb, a także dalej niż ujmował to TSUE, bo w kierunku nieistnienia orzeczenia.
Tyle że jedno postanowienie SA nie rozstrzyga nam problemu i nie powoduje, że automatycznie wszystkie orzeczenia ID SN są nieskuteczne.
To prawda, ale przecież mamy ten całkiem niezły mechanizm zaproponowany w uchwale trzech izb SN. Z jednej strony SN przesądził, że ta wadliwość dotycząca ID SN jest wadliwością najdalej idącą procesowo, ale jednak nie sententia non existens. W interesie systemu prawnego leży pewna stabilność orzecznictwa, nawet jeżeli ono jest wydawane przez wadliwe składy. Potraktowanie ich jako nieistniejących prowadziłoby do anarchii.
Ale czy SN nie mógł chociaż w stosunku do orzeczeń ID SN, co do której przesądził przecież, że nie jest sądem w rozumieniu konstytucji, stwierdzić, że są wydawane przez nią orzeczenia to orzeczenia niestniejące? Przecież znalezienie drogi sądowej pozwalającej zastosować mechanizm prowadzący do podważenia orzeczeń ID SN jest bardzo trudne, a w pewnych przypadkach niemożliwe.
Ale przecież SN przewidział inną sankcję w uchwale trzech izb. Nieistnienie trudno zresztą wywieść nawet z zabezpieczenia TSUE lub z wyroku z 19 listopada, a ostatecznego wyroku wobec ID jeszcze nie wydał. Sankcja jest domeną prawa krajowego, a kodeks postępowania cywilnego i kodeks postępowania karnego, nawet gdy wyrok jest uzyskany w wyniku przestępstwa, nie przewidują sententia non existens, lecz wznowienie postępowania. My patrzymy na sprawę sędziego Tulei, która jest sprawą skrajną, bo merytorycznie całkowicie bezzasadną. Sędzia ma być pociągnięty do odpowiedzialności karnej za działalność orzeczniczą i do tego słuszną, bo mającą oczywiste podstawy normatywne. Ale musimy patrzeć szerzej. Co jeśli ci sędziowie przejdą do innych izb SN na podstawie nowego projektu i będą w tych samych składach rozstrzygać w innej strukturze organizacyjnej? Nagle ich orzeczenia staną się lepsze? Jest mnóstwo spraw, które muszą korzystać z jakiejś stabilności orzecznictwa. Zapadają orzeczenia przez składy wyłonione z udziałem nowej KRS nie tylko w ID, lecz również w IKNSP, karnej i cywilnej. Dotknięte w świetle uchwały trzech izb podobną wadliwością składy rozstrzygają o sprawach konkretnych ludzi. Przecież nie możemy powiedzieć nagle, że wyrzucamy do kosza cały system. Problem polega na tym, że budując przepisy, zakładamy, że one będą funkcjonować w demokratycznym porządku prawnym, gdzie orzeczenia sądów traktuje się poważnie. I jak TSUE mówi, że coś trzeba poprawić, to się to poprawia. Gorzej, gdy prawo działa tylko wtedy, gdy organy państwa chcą je stosować. Bo prawo gdzieś na końcu wymaga przecież przymusu państwowego do jego wdrożenia. I jeżeli to prawo jest wadliwe, to te organy państwa muszą tę wadliwość usunąć. A jeśli tego nie zrobią, to ono pozostanie wadliwe.
A czy sądy są w stanie samodzielnie tę wadliwość usunąć?
Wracamy do punktu wyjścia – ktoś musi te orzeczenia wykonać. Tymczasem prezes SO w Warszawie, gdzie orzeka sędzia Tuleya, deklaruje, że nie ma zamiaru zmienić swojego stanowiska i nadal nie będzie dopuszczał sędziego do orzekania. Czyli nie ma tu refleksji, tylko jest wąskie, proceduralne pojmowanie przedmiotu rozstrzygnięcia przez SA. Więc jeśli nie ma woli uwzględnienia istoty problemu, no to co dalej można zrobić?
Co więc pana zdaniem prezes SO w Warszawie powinien zrobić po zapadnięciu takiego orzeczenia?
To nie jest problem jednego prezesa. To jest problem całego mechanizmu. Po zapadnięciu postanowienia zabezpieczającego TSUE zawieszającego ID SN ta izba nie powinna orzekać, a państwo polskie powinno podjąć wszelkie działania, żeby ta izba nie wyrządzała szkody w polskim porządku prawnym. Sędziowie powinni mieć normalne postępowania dyscyplinarne przed sądem dającym gwarancję niezależności i niezawisłości. A prezes SO w Warszawie powinien uwzględniać to, co się stało, i ocenić całą sytuację, ale najwyraźniej tego nie chce.
Ale z drugiej strony czy to nie jest sytuacja podobna do tej, w jakiej znalazły się organy samorządu adwokackiego? Przecież prezes sądu także sądem nie jest, co oznacza z kolei, że nie może zastosować norm kolizyjnych i za ich pomocą stwierdzić samodzielnie, że uchwała ID SN uchylająca sędziemu Tulei immunitet nie istnieje.
To prawda, prezesowi jako urzędnikowi samodzielnie trudno byłoby to zrobić, ale ma przecież postanowienie Sądu Apelacyjnego w Warszawie w sprawie Igora Tulei. Droga sądowa więc się znalazła. Ale prawdą jest, że nie zawsze tak będzie. I jeśli się nie chce systemu poprawić, to będą się pojawiały nierozwiązywalne sytuacje.
Rozmawiała Małgorzata Kryszkiewicz
Sędzia Tuleya walczy o powrót do orzekania
Pełnomocnik Igora Tulei złożył wczoraj w warszawskim sądzie pracy wniosek o nakazanie Piotrowi Schabowi, prezesowi Sądu Okręgowego w Warszawie, natychmiastowego dopuszczenia do orzekania sędziego. Stoi on bowiem na stanowisku, że uchwała Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego uchylająca immunitet Tulei jest orzeczeniem nieistniejącym, a więc nie może być podstawą dla odmowy dopuszczenia sędziego do orzekania. Wskazano przy tym na orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz wydaną w styczniu zeszłego roku uchwałę trzech połączonych izb Sądu Najwyższego (sygn. akt BSA 1-4110-1/20).
Zdaniem prof. Michała Romanowskiego, pełnomocnika sędziego Tulei, Piotr Schab odmawiając wykonania tych orzeczeń, „stawia się ponad prawem”, a jego postawa jest niegodna sędziego, „dla którego prawo, a nie oczekiwania władzy wykonawczej, powinno stanowić jedyne kryterium postępowania”. Jak zaznacza działania prezesa warszawskiego SO mogą stanowić przestępstwo polegające na złośliwym i uporczywym naruszaniu praw pracownika.
Pełnomocnik zaznacza również, że wydanie przez sąd pracy nakazu dopuszczenia sędziego Tulei do orzekania jest niezbędne dla ochrony interesu publicznego. „Bezprawna odmowa dopuszczenia sędziego do orzekania bezpośrednio narusza prawa obywateli do sądu” – pisze prof. Romanowski. MK
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama