Doktorka habilitowana Małgorzata Manowska, pierwsza prezeska Sądu Najwyższego (feminatyw specjalny, jeśli ktokolwiek stwierdzi, że złośliwy – dementuję), na stronie Sądu Najwyższego zamieściła oświadczenie potępiające „nieodpowiedzialne, a także niszczące zasadę praworządności medialne uwagi ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka dotyczące uchwały połączonych Izb Sądu Najwyższego: Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (tej samej, której TSUE odmówił przymiotu sądu w wyroku z 21 grudnia 2023 r. w sprawie o sygn. C-718/21 – przyp. autora) oraz Pracy i Ubezpieczeń Społecznych z 3 grudnia 2025 r. (sygn. I NZP 7/25)”. Małgorzata Manowska wskazuje, że „skandaliczne sugestie Ministra Sprawiedliwości o wyjściu z Unii Europejskiej jako skutek ww. uchwały stanowią zwykłą manipulację, pomijającą jej meritum – tj. ochronę Konstytucji RP, porządku prawnego oraz wyłącznych kompetencji państw członkowskich Unii Europejskiej”. W opinii prezeski przedmiotowa uchwała chroni prawo UE i jego relacje z polskim porządkiem prawnym, systematyzując je i zapewniając wzajemne poszanowanie prawa.

Sąd Najwyższy a prawo unijne

Prezeska Manowska nie uwzględniła w swojej wypowiedzi m.in. tego, że TSUE wielokrotnie podkreślał, że „chociaż organizacja wymiaru sprawiedliwości państw członkowskich, w tym ustanowienie, skład, właściwość i funkcjonowanie sądów krajowych, należy do kompetencji tych państw, ale przy wykonywaniu tej kompetencji państwa członkowskie mają obowiązek dotrzymywać zobowiązań wynikających dla nich z prawa Unii, a w szczególności z art. 19 TSUE” (por. np. wyrok z 11 lipca 2024 r., Hann-Invest i in., sygn. akt C-554/21, C-622/21 i C-727/21, EU:C:2024:594, pkt 44; cyt. za wyrok TSUE z 4 września 2025 r. w sprawie o sygn. C-255/22).

Wspomniane przez panią Manowską połączone izby (można je śmiało nazwać izbami Schrödingera; choć nie wiadomo, czy to nie obraza dla kota z przywołanego eksperymentu) postanowiły odstąpić od zasady prawnej sformułowanej w uchwale siedmiu sędziów SN z 24 września 2025 r. w sprawie o sygn. III PZP 1/25. W związku z tym podjęto uchwałę, która ma przesądzać o tym, że: 1) żaden sąd ani organ władzy publicznej nie jest uprawniony do uznania orzeczenia SN za niebyłe i pominięcia jego skutków, nawet jeśli miałoby to nastąpić z odwołaniem się do prawa Unii Europejskiej; 2) Rzeczpospolita Polska nie przekazała organom Unii Europejskiej lub jakiejkolwiek innej organizacji międzynarodowej kompetencji do stanowienia norm regulujących organizację i funkcjonowania krajowego wymiaru sprawiedliwości ani do określania zakresu, w którym mogą być one stosowane.

Należy uznać, że niniejsza uchwała jest merytorycznie poprawna, tyle że w zakresie skutków można by ją porównać do robienia testu ciążowego przez mężczyznę. Jest to oczywiście nieistotna kazuistyka, a może nawet – nadmierny rygoryzm interpretacyjny.

Paradoks pierwszej części punktu pierwszego uchwały jest taki, że przecież nawet najbardziej przychylni ministrowi Żurkowi pobratymcy się zgodzą, że orzeczeń Sądu Najwyższego nie należy kwestionować. Pod warunkiem oczywiście, że jest to rzeczywiście orzeczenie SN. I tutaj można się pokusić o pewien przedświąteczny przykład: czy gdyby grupa ludzi w strojach św. Mikołaja zebrała się na spotkaniu w Rovaniemi i razem przegłosowałaby, że każdy z nich jest „prawdziwym św. Mikołajem” i nikt nie może tego faktu podważać, to czy takie głosowanie byłoby wiążące dla innych ludzi w strojach św. Mikołaja? A jednocześnie zakładając, że istnieje jedyny prawdziwy św. Mikołaj, to czy on taki fakt również musiałby respektować? Można się domyślać.

Kompetencje prezydenta

Prezydent Andrzej Duda – za czasu trwania swojej kadencji – wskazywał na to, że akt powołania wręczony przez głowę państwa ma moc konwalidującą wszelkie ewentualne wątpliwości. Marek Zubik słusznie podnosi, że „pogląd przyznający aktowi urzędowemu głowy państwa znaczenie sanowania wszelkich wad prawnych czynności poprzedzających jego wydanie oraz naruszeń prawa uczynionych przy wydawaniu tego aktu (…) w polskiej konstrukcji miejsca prezydenta – jako jednego z organów władzy wykonawczej w ramach całego systemu organów państwa, zorganizowanego na zasadzie podziału władz z odrębnością władzy państwowej – jest zupełnie nieprzystający” (M. Zubik, „Prawo konstytucyjne współczesnej Polski”, Warszawa 2020, s. 295–296). Wydaje się, że Andrzej Duda chciał ówcześnie kreować swoje kompetencje w sposób zasadny dla ustrojów monarchicznych.

Karol Nawrocki natomiast stawia się w pozycji menedżera HR, który już pierwszy raz hurtowo odmówił wręczenia nominacji. I to nie z jakichś wysublimowanych powodów, ale to na marginesie. Tak czy inaczej, trudno jest uznać, że akt urzędowy prezydenta ma moc uzdrawiającą, magiczną czy uświęcającą.

Państwo ma prawo (i obowiązki)

Kwestia druga: odnosząca się do odwołania się do prawa Unii Europejskiej, a także przekazania organom Unii Europejskiej kompetencji do stanowienia norm regulujących organizację i funkcjonowanie krajowego wymiaru sprawiedliwości. Jest to problem, który powinien zostać rozwiązany na wykładach dla drugiego lub trzeciego roku studiów prawniczych (w zależności od programu), podczas których tłumaczy się zależność pomiędzy prawem krajowym a prawem Unii Europejskiej, nie zaś na wokandzie Sądu Najwyższego.

Odnosząc się merytorycznie do niniejszego punktu, należy wskazać, że faktycznie nie przekazaliśmy niniejszych kompetencji dotyczących sądownictwa, ale wchodząc do UE – oprócz możliwości ukształtowania wymiaru sprawiedliwości – przyjęliśmy na siebie także pewnego rodzaju obowiązki. Chociażby do skutecznej ochrony sądowej (zgodnie z art. 19 ust. 1 akapit drugi TUE), do zapewnienia prawa skutecznego środka prawnego i dostępu do bezstronnego sądu (zgodnie z art. 47 akapit drugi Karty praw podstawowych Unii Europejskiej) oraz prawa do rzetelnego procesu (z art. 6 ust. 1 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności). To zasada ogólna prawa Unii (por. wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 11 lipca 2024 r., Hann-Invest i in., C-554/21, C-622/21 i C-727/21).

Przechodząc do clou: każde państwo członkowskie jest zobowiązane do zapewnienia, aby sądy krajowe – będące jednocześnie sądami europejskimi – spełniały wymogi skutecznej ochrony sądowej ze szczególnym uwzględnieniem wymogu niezawisłości sędziowskiej. Ukształtowanie Krajowej Rady Sądownictwa na gruncie nowelizacji z 8 grudnia 2017 r. oraz wynikająca z niej „infekcyjna” działalność tego organu były zaś wielokrotnie negatywnie oceniane zarówno przez dogmatyków, jak i praktyków, a także przez tak nielubiane przez niektórych w Polsce TSUE i ETPC.

Reakcje i ich brak

Sędziowie SN Bohdan Bieniek, Jolanta Frańczak, Dawid Miąsik oraz Piotr Prusinowski wydali oświadczenie o powstrzymaniu się od udziału w podejmowaniu czynności w ramach składu wydającego przedmiotową uchwałę, co należy odnotować chwalebnie za heroiczną postawę. Na końcu oświadczenia sędziowie ci wskazują na jedną, można powiedzieć kluczową kwestię: „od uchwały Sądu Najwyższego mającej moc zasady prawnej może odstąpić tylko Sąd Najwyższy w składzie spełniającym wymogi wynikające z powołanych wyżej przepisów”. Prawda niczym objawiona, a jednak nieskalana powszechną zgodą przy pl. Krasińskich w Warszawie. Choć przecież założenie to nie jest skomplikowane niczym paradoks Epimenidesa.

Ministerstwo Sprawiedliwości, również w oficjalnej formie, wydało oświadczenie na temat niniejszej działalności uchwałodawczej ludzi zasiadających w budynku Sądu Najwyższego. Oprócz odwołania do dość oczywistych argumentów z orzecznictwa trybunałów resort wskazał na naruszenie zasady „Nemo iudex in causa sua” – nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Moim zdaniem błędnie, gdyż aby sądzić we własnej sprawie, najpierw należałoby być sędzią.

Minister odwołuje się również do praworządności. W moim przekonaniu tyle słusznie, ile jednocześnie kłopotliwie, gdyż jak się okazuje, praworządność każdy rozumie na swój sposób. Nawet sędziowie z wątpliwym statusem.

W sferze faktów jednak należy zejść na ziemię i z przykrością odnotować, że jesteśmy raczej na drodze donikąd niż na tej prowadzącej do zmartwychwstania sądownictwa zgodnego z literą Konstytucji RP. Idąc dalej za metaforą – nie ma widoków nawet na Boże Narodzenie, a na święta będzie co najwyżej rózga. Społecznie bowiem temat sądów zdaje się dziś zajmować obywateli mniej aniżeli nowe odcinki „Klanu” czy innego tasiemcowego serialu. I w jednym, i w drugim przypadku mało kto już pamięta, od czego zaczęła się cała intryga. I dlatego też z dużym prawdopodobieństwem (moim subiektywnym zdaniem) walka o niezawisłość sędziowską i niezależne sądy w rozumieniu definiowanym do 2017 r. raczej zostanie przegrana. ©℗