Biznes i politycy interesują się danymi, które zostawiamy w mediach społecznościowych. Brytyjski ubezpieczyciel Admiral planował wprowadzenie na rynek Firstcarquote – polisy OC z upustem dla młodych kierowców, którzy pozwolą firmie na analizę swojego konta na Facebooku.
Specjalny algorytm wyciągałby wnioski co do osobowości klientów na podstawie ich wpisów oraz lajków. Na minus algorytm zaliczał m.in. nadużywanie wykrzykników czy zdawkowe wypowiedzi. Polisa działałaby w ten sposób, że „pozytywnie zweryfikowani” klienci otrzymywaliby upust w wysokości nawet 350 funtów. Ubezpieczyciel nie planował natomiast na tym etapie możliwości podwyższania składki.
Ale na początku listopada polisa trafiła na rynek bez tej funkcjonalności. O okrojenie produktu wniósł podobno Facebook, powołując się na zapisy firmowej polityki. Mówią one, że dane gromadzone przez sieć społecznościową nie mogą być wykorzystywane do podejmowania decyzji np. o przyznaniu kredytu czy polisy ubezpieczeniowej. Pracownicy Facebooka wiedzieli jednak o planach wprowadzenia nietypowego produktu, bo stojące za nią algorytmy były we współpracy z siecią społecznościową testowane przez kilka miesięcy.
Admiral nie jest pierwszą firmą, która chciała wykorzystać dane z mediów społecznościowych do analizy ryzyka. Dwa lata temu duże nadzieje wiązała z nimi branża finansowa: chciała na ich podstawie oceniać wiarygodność kredytową. Powstało wiele start-upów pracujących nad takimi rozwiązaniami; patent w tej materii uzyskał nawet sam Facebook. Później entuzjazm opadł. Amerykański gigant ograniczył dostęp stronom trzecim do gromadzonych na swoich serwerach danych w ub.r. Stało się to zapewne pod naciskiem Federalnej Komisji Handlu. Jej przedstawiciele argumentowali, że gdyby zebrane przez firmę informacje były wykorzystywane do oceniania wiarygodności, Facebook zostałby potraktowany jak biuro informacji kredytowej – i poddany takim samym regulacjom.
Handel danymi o użytkownikach to duży biznes. Niektóre zastosowania budzą jednak wątpliwości. W październiku Facebook wycofał się z umowy z firmą Geofeedia, która kupowała dane z różnych sieci społecznościowych – w tym z Instagrama – by odsprzedawać je policji i służbom – te miały więc możliwość monitorowania treści z social media pochodzących z danego obszaru, np. zamieszek. Geofeedia dostarczała takie dane policji m.in. w trakcie ubiegłorocznych zamieszek w Ferguson (w stanie Missouri, gdzie w 2014 r. zginął czarnoskóry nastolatek).
Informacje z mediów społecznościowych to łakomy kąsek dla służb specjalnych. Skalę zjawiska uświadomił nam Edward Snowden. Pierwsze publikacje oparte na wyniesionych z Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA) przez sygnalistę danych dotyczyły programu PRISM, służącego do przeczesywania sieci społecznościowych. Debata o dostępie służb do danych z social media stała się szczególnie aktualna na skutek niedawnych zamachów terrorystycznych w Europie. Służby argumentują, że monitorowanie mediów społecznościowych daje im możliwość wychwycenia zawczasu sygnałów świadczących o radykalizacji. Przydatność takich serwisów docenia też Departament Bezpieczeństwa Narodowego USA (DHS, Department of Homeland Security), który zaproponował, aby w formularzu internetowym w systemie ESTA (Electronic System for Travel Authorization) wypełnianym przez obywateli krajów uczestniczących w amerykańskim programie wizowym zamieścić pytanie o obecność w mediach społecznościowych – m.in. serwis, z którego się korzysta, i nazwę użytkownika. Wypełnianie tego pola nie byłoby obowiązkowe, ale pozostawienie go pustym noże być źle oceniane przez agencję.
Prawdziwą skarbnicą wiedzy o zachowaniach użytkowników może się jednak okazać internet rzeczy, czyli zestaw technologii łączących urządzenia codziennego użytku z siecią. Firma Admiral oferuje np. usługę instalacji w samochodzie klienta niewielkiej skrzynki rejestrującej sposób jazdy. Ci, którzy jeżdżą spokojnie, mogą liczyć na ulgi w OC. Inny brytyjski ubezpieczyciel – Vitality – sprzedaje zegarek firmy Apple z zamiarem śledzenia aktywności fizycznej klientów. Ci, uprawiając sport, zbierają punkty i bonusy w składce ubezpieczeniowej.
Można sobie wyobrazić, że inne urządzenia – w tym instalowane w domu – także będą obserwować codzienność swoich użytkowników. Część konsumentów zgodzi się na taką inwigilację skuszona obietnicą gratyfikacji pod postacią zniżek. Jeśli takie rozwiązania miałyby masowo pojawić się na rynku, to – jak przekonuje w książce „Pax Technica: Jak internet rzeczy może nas wyzwolić lub zniewolić” Philip Howard, profesor studiów nad internetem na Oksfordzie – efektem będzie najbardziej skuteczny system politycznej kontroli w dziejach.
1,18 mld liczba osób używających Facebooka codziennie w III kw. br.
7,01 mld dol. przychody sieci społecznościowej w III kw. br.
59 proc. wzrost przychodu w III kw. r./r.