Współpraca z FBI, blokowanie użytkowników, wyciszanie dyskusji o COVID-19 – to tylko niektóre z grzechów poprzedniego zarządu, które chce pokazać miliarder.

- Każda federalna agencja, jaką możemy sobie wyobrazić, mogła zażądać dostępu do danych Twittera - uważa Matt Taibbi, jeden z kilkorga dziennikarzy, którzy od miesiąca przekopują się przez wewnętrzne dokumenty spółki. Wszystko za zgodą Elona Muska, który chce udowodnić, jakie poważne problemy miała platforma, zanim ją przejął. Sęk w tym, że odkąd jest u władzy, wpływ na Twittera zyskały już nie tylko amerykańskie służby, lecz także Saudyjczycy, a sam serwis bywa uznawany za zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.
Pierwsze doniesienia pod hasłem „Twitter Files” pojawiły się na początku grudnia 2022 r. Publikowała je grupa wybranych przez Muska dziennikarzy, a promował na swoim koncie sam szef platformy. Dotyczyły sprawy z 2020 r., kiedy „New York Post” opisał e-maile znalezione na laptopie syna ówczesnego kandydata na prezydenta Joego Bidena. Demokrata miał się spotykać z menedżerem spółki energetycznej Burisma zajmującej się eksploatacją ukraińskich złóż gazu ziemnego, z którą był związany Hunter Biden, syn obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Twitter miał wyciszać ruch wokół tej historii na podstawie swojej polityki, by nie rozprzestrzeniać wykradzionych przez hakerów materiałów. W kolejnej części Bari Weiss opisała sposób, w jaki serwis wyciszał niektórych użytkowników. Dzięki wewnętrznym narzędziom platformy jej pracownicy mogli dodawać konta do sekretnych czarnych list, które nie pozwalały, by treści publikowane przez te konta pojawiały się w wynikach wyszukiwania.
Wśród ujawnionych dokumentów znalazły się też kulisy słynnej blokady konta prezydenta Donalda Trumpa, która miała miejsce w 2021 r. Twitter miał zmienić politykę moderacji treści tak, by wyrzucenie go z platformy do niej pasowało. W dodatku czołowi menedżerowie mieli próbować wyciszać również innych polityków, takich jak kongresmen Matt Gaetz. W tej i innych sprawach Yoel Roth, szef bezpieczeństwa platformy, miał regularnie spotykać się z przedstawicielami Federalnego Biura Śledczego, Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Biura Dyrektora Wywiadu Narodowego. Roth miał przyjmować od nich instrukcje dotyczące wyciszania użytkowników. Jak podają dziennikarze pracujący nad Twitter Files, rządowe agencje setki razy upominały się o cenzurowanie poszczególnych kont. Agencje miały spółce płacić za tę usługę. W jednym z e-maili dotyczących laptopa Huntera Bidena pada kwota 3,4 mln dol.
Według dokumentów spółki wyciszane miały być nie tylko poszczególne konta, lecz także tematy. W czasie pandemii COVID-19 Waszyngton miał naciskać na platformę, by pozbywała się osób kwestionujących pandemię. Twitter Files zyskały dużą popularność w mediach związanych z republikanami. Kolejne rewelacje na bieżąco relacjonuje Fox News, przekonując, że powiązania między amerykańskimi agencjami a Twitterem są dowodem na zblatowanie polityków demokratycznych i prezesów z Doliny Krzemowej. W mediach sprzyjających demokratom króluje jednak inna narracja; według niej Twitter Files to żadna nowość, a zainteresowanie nimi jest sztucznie podsycane przez miłośników teorii spiskowych. Jack Dorsey, pierwszy dyrektor zarządzający Twittera, przekonuje, że dokumentów nie sposób ocenić, bo informacje są publikowane wyrywkowo, bez szerszego kontekstu.
Zdaniem części amerykańskich komentatorów publikacje mają pokazać, jakie problemy miała platforma przed jej przejęciem przez Elona Muska, by odwrócić uwagę od tego, jak sprawy stoją dzisiaj. Odkąd w październiku 2022 r. miliarder przejął platformę za 44 mld dol., kłopotów mu nie ubywa. Musk zdążył zwolnić większość załogi, nie tylko pracującej na miejscu w San Francisco, ale także globalnie. Jak donosi „Washington Post”, wypowiedzenia dostali też członkowie zespołu moderacji treści w Brazylii. Kiedy więc w niedzielę doszło tam do zamieszek (opisujemy je na s. A16), nie było komu zareagować na rozlewające się po Twitterze treści nawołujące do przemocy. A to tylko jeden z przykładów. Odkąd Musk przejął platformę, udało mu się też zawiesić konta dziennikarzy, którzy relacjonowali jego perypetie z blokadą konta śledzącego ruchy jego prywatnego odrzutowca. A zatem zrobił dokładnie to, o co oskarżał poprzednie władze Twittera.
Niepokój części komentatorów budzi również obecna struktura właścicielska spółki. Zanim Musk ją przejął, było to przedsiębiorstwo giełdowe zmuszone choćby do publikowania corocznych raportów. Miliarder zdjął Twittera z parkietu, wykładając z własnej kieszeni 27 mld dol. i zapożyczając się na ten cel. Części kredytu udzieliły banki (amerykańskie Morgan Stanley i Bank of America, japońskie Mitsubishi UFJ Financial Group i Mizuho, francuskie Société Générale i BNP Paribas), a część inwestycji sfinansowali inwestorzy tacy jak książę Al-Walid ibn Talal z saudyjskiej rodziny królewskiej oraz Qatar Holding, kontrolowany przez państwowy fundusz majątkowy Kataru. To właśnie saudyjskie powiązania najbardziej niepokoją amerykańskich polityków. Prezydent Biden zapowiedział pod koniec 2022 r., że jego administracja będzie dokładnie przyglądać się miliarderowi. ©℗