O serwis społecznościowy toczy się wojna. Jego upadek będzie na rękę Chińczykom i Saudom.

Internauci nie chcą Elona Muska jako szefa Twittera. W sondzie, którą sam zaproponował w swoim serwisie, pytając, czy powinien ustąpić ze stanowiska dyrektora zarządzającego, wzięło udział 17,5 mln użytkowników i większość wybrała opcję „tak”.
I nic dziwnego – odkąd miliarder przejął platformę dwa miesiące temu, targają nią ciągłe zmiany. Zwolnienia pracowników, wojna z Apple’em, nieudane wdrożenia subskrypcji czy blokady kont dziennikarzy to tylko niektóre z nich. Efekt? Użytkownicy próbują szukać alternatywy, a na Muska zaczynają naciskać banki i fundusze, które pożyczyły mu pieniądze na sfinansowanie transakcji.
Kiedy oczy całego świata były zwrócone na kończący mundial mecz Francja–Argentyna, Twitter wprowadzał właśnie nową politykę. Zgodnie z nią zabronione miało być umieszczanie odsyłaczy do profili użytkowników w innych platformach społecznościowych: Facebooku, Instagramie, Mastodonie i kilku mniejszych, działających głównie na terenie USA.
To odpowiedź platformy na zachowanie części użytkowników, którzy podając linki, zabezpieczali się na wypadek, gdyby Twitter nagle przestał działać. Taki scenariusz był realny, ponieważ po objęciu sterów Musk w imię oszczędności zwolnił większość załogi.

Emocje i biznes

– Wydaje mi się, że Elon Musk nie rozumie tego medium do końca – mówi Paweł Nowacki, niezależny konsultant rynku mediów i e-commerce. – To biznesmen emocjonalny. Kupił Twittera pod wpływem emocji i teraz za bardzo nie wie, co z tym zrobić. Na to przynajmniej wskazują jego dotychczasowe działania – stwierdza. Dodaje też, że trudno obecnie ocenić, jakie są plany wobec Twittera. Nie wiadomo bowiem, czy Elon Musk chce utrzymać obecny zasięg, czy chce mieć wpływ na rzeczywistość polityczno-biznesową, czy też po prostu zarabiać. – To, co teraz robi, wygląda raczej na zabijanie tego biznesu. Nie przesądzałbym jednak, że Musk wykańcza Twittera. Upadek tego i innych serwisów społecznościowych wieszczono już nie raz, a wciąż działają. Mimo krytykowania posunięć Muska wszyscy – politycy, dziennikarze, marketingowcy – nadal korzystają z Twittera. Nie ma też powodu, by nie zaczął on przynosić zysków, skoro inne platformy tego typu zarabiają na profilowaniu reklam – ocenia ekspert.
Na razie jednak w wymianie twittów z Lexem Friedmanem, informatykiem z Massachusetts Institute of Technology, Musk zasugerował, że „od maja Twitter jest na prostej drodze do bankurctwa”. Wcześniej to samo przyznał w wewnętrznej komunikacji z pracownikami, której screeny zostały ujawnione – a jakże – na Twitterze.
Jan Zygmuntowski, ekonomista i badacz innowacji cyfrowych, uważa jednak, że problem jest znacznie poważniejszy, niż mogłoby się wydawać. – Twitter to element infrastruktury komunikacyjnej Zachodu. Dobitnie pokazują to losy wojny w Ukrainie. Gdyby Ukraińcom nie udało się zdobyć przewagi w tej przestrzeni i dotrzeć w ten sposób ze swoją narracją do zachodnich dziennikarzy i polityków, nie byłoby mowy o tak szerokiej pomocy wojskowej i finansowej dla tego kraju – wyjaśnia. Dodaje, że – choć platforma już wcześniej miała problemy z moderacją treści czy bezpieczeństwem użytkowników – dziś jest przedmiotem wojny hybrydowej o dominację w cyberprzestrzeni.

Arabskie naciski

Żeby zapłacić 44 mld dol. za platformę, Elon Musk wykorzystał majątek osobisty, wkład funduszy inwestycyjnych oraz kredyty bankowe. Z własnych środków miliarder – który na starcie miał 9,6 proc. akcji Twittera – wyłożył przeszło 27 mld dol. Pożyczek udzieliły zaś: Morgan Stanley, Bank of America, japońskie banki Mitsubishi UFJ Financial Group i Mizuho, Barclays oraz francuskie banki Societe Generale i BNP Paribas. Ponadto książę Alwaleed bin Talal z Arabii Saudyjskiej przekazał Muskowi prawie 35 mln swoich akcji, a 5,2 mld dol. pochodziło od inwestorów, takich jak m.in. Qatar Holding, który jest kontrolowany przez państwowy fundusz majątkowy Kataru, Qatar Investment Authority. To z dyrektorem zarządzającym tej ostatniej instytucji, Mansoorem Bin Ebrahim Al-Mahmoudem, Musk oglądał w loży VIP finałowy mecz mundialu.
– Państwom arabskim zależy na zwiększeniu swoich wpływów w przestrzeni komunikacyjnej, ale chcą też po prostu zarabiać. Z pewnością naciskają więc na Muska w sprawie Twittera, być może to od nich wyszedł impuls, by miliarder znalazł wreszcie prawdziwego CEO spółki – mówi Zygmuntowski.
Jeśli faktycznie tak było, Saudyjczycy nie po raz pierwszy szukaliby sposobu na dostęp do tego medium. Były pracownik Twittera został niedawno skazany w USA na trzy i pół roku więzienia za szpiegowanie użytkowników platformy dla saudyjskiej rodziny królewskiej. Ahmad Abouammo – mający oprócz amerykańskiego także obywatelstwo Libanu – zajmował się w Twitterze partnerstwami medialnymi na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej.
Według przytoczonych przez CNBC zeznań agenta FBI Abouammo w 2014 r. zaczął potajemnie uzyskiwać dostęp do kont użytkowników platformy i przekazywać saudyjskiemu agentowi adresy e-mail, numery telefonów, daty urodzenia i inne dane osób wypowiadających się krytycznie o saudyjskim rządzie. Kontynuował ten proceder, nawet gdy w 2015 r. odszedł z firmy. Według agenta FBI kontaktował się wtedy z byłymi współpracownikami i zachęcał ich do sprawdzenia wskazanych kont i usuwania postów, które nie podobały się saudyjskim władzom.
Jak podaje CNBC, do Arabii Saudyjskiej zbiegł inny były pracownik Twittera oskarżony o inwigilowanie kont użytkowników oraz osoba oskarżona o pomoc saudyjskim władzom w tym procederze.

Komu na czym zależy

Zgadza się to z wcześniejszymi doniesieniami sygnalisty Peitera Zatko. Były szef bezpieczeństwa Twittera opracował raport, z którego wynika, że Twitter ma wielkie luki w zabezpieczeniach i jest zinfiltrowany przez szpiegów państw trzecich. Ujawniając tajemnice serwisu społecznościowego, Zatko mówił we wrześniu w Senacie, że FBI ostrzegało, iż także chiński wywiad prawdopodobnie zinfiltrował Twittera (działo się to, zanim on dołączył do firmy).
Jednocześnie za przyzwoleniem Muska ujawniane są części wewnętrznej komunikacji Twittera, które pokazują, że medium – mimo że nie jest największym socialem na świecie – jest bardzo istotne dla polityki Stanów Zjednoczonych. Twitter był bardzo podatny na polityczne naciski. Z ujawnionej korespondencji wynika, że na moderację treści naciskali zarówno republikanie, jak i demokraci. Ci drudzy mieli być jednak bardziej skuteczni ze względu na indywidualne preferencje pracowników spółki. Twitter miał na przykład wyciszać tekst „The New York Post” dotyczący interesów Huntera Bidena, syna kandydata na prezydenta USA.
Z „Twitter Files” wynika, że moderatorzy oznaczali linki do publikacji jako niebezpieczne, a użytkownicy, którzy wspominali o artykule, mieli blokowane konta. Co ciekawe, cała sytuacja rozegrała się bez wiedzy ówczesnego dyrektora zarządzającego spółki – Jacka Dorseya.
– Twitter jest elementem większej układanki. Jest jedną z odsłon rywalizacji między Chinami i USA – uważa Zygmuntowski. Ekonomista zwraca uwagę na to, że Muskowi 500 mln dol. na zakup platformy dosypał także Changpeng Zhao, znany jako CZ. To podejrzewany o powiązania z rządem ChRL właściciel największej kryptowalutowej giełdy na świecie.
Zdaniem Zygmuntowskiego Chińczykom byłoby na rękę, gdyby Twitter upadł lub zniechęcił do siebie użytkowników, bo Zachód straciłby wspólną platformę komunikacji. ©℗
Nie wiadomo, czy Elon Musk chce utrzymać obecny zasięg, czy chce mieć wpływ na rzeczywistość polityczno -biznesową, czy też po prostu zarabiać