Elon Musk pokazał prototyp implantu, który ma połączyć ludzki mózg z komputerem. Ale czy transhumanizm będzie dostępny tylko dla bogaczy?
To jak Fitbit (opaska monitorująca aktywność fizyczną – przyp. red.) z maleńkimi kabelkami – tak opisał najnowszy produkt Elon Musk. Neuralink, wciąż będący prototypem, to zasilane baterią urządzenie przypominające maleńki krążek, które ma być montowane w ludzkiej czaszce w celu odczytywania aktywności mózgu – ma to robić za pomocą 1024 elektrod i za pośrednictwem Bluetooth łączyć się z komputerem. Po co? To zależy od kreatywności programistów i dostawców usług.
Neuralink może znaleźć zastosowanie w medycynie jako by-pass: dzięki niemu możliwe stałoby się omijanie uszkodzonych połączeń nerwowych. A więc np. sparaliżowani mogliby samymi myślami sterować egzoszkieletami, a niewidomi odzyskać wzrok – ich oczami byłyby kamery. Neuralink ma pozwolić na leczenie schorzeń neurologicznych, np. choroby Parkinsona, depresji czy zespołu stresu pourazowego. Zaś osobom zdrowym zapewnić „telepatyczną” obsługę maszyn lub widzenie w podczerwieni i ultrafiolecie. Oraz – choć to bardziej odległy plan – transfer ludzkiej jaźni do systemów komputerowych, chmury obliczeniowej bądź awatarów-androidów. Zresztą na każde pytanie o potencjalne możliwości Neuralinku, Musk odpowiadał: „Tak, to możliwe”.
Demonstracja urządzenia (pokazano świnię z wszczepionym implantem, dzięki komputerowi można było obejrzeć i usłyszeć aktywność jej mózgu) rozpaliła wyobraźnię osób zafascynowanych technologiami. Choć na razie neurobiolodzy pozostali sceptyczni, to amerykańska FDA, federalna Agencja Żywności i Leków, uznała Neuralink za przełomową terapię, co może przyspieszyć kliniczne testy na ludziach.

Jesteśmy cyborgami

Choć termin „transhumanizm” pojawił się w 1957 r. (ukuł go biolog Julian Huxley), to ludzkość od wieków fantazjuje o połączeniu człowieka z maszyną. Profesor Marta Soniewicka z Katedry Filozofii Prawa i Etyki Prawniczej Uniwersytetu Jagiellońskiego wskazuje, że Kartezjusz już w XVII w. używał metafory zegara do opisu ludzkiego oraz zwierzęcego ciała, zaś rewolucja przemysłowa zapoczątkowała w filozofii okres fascynacji maszynami. Z kolei gwałtowny rozwój technologii w XX w. oraz XXI w., a w szczególności sztucznej inteligencji, sprawił, że ludzie na nowo zainteresowali się możliwością łączenia się z maszyną. Dla wielu ziszczenie się koncepcji transhumanistów wydaje się na wyciągnięcie ręki. Nie trzeba zresztą szukać daleko, aby znaleźć niezwykłe sukcesy na tym polu.
Neurochirurg Mirosław Ząbek przeprowadza w Polsce operacje wszczepiania elektronicznego urządzenia do mózgu osobom chorym na chorobę Parkinsona. Pozwala ono na stymulację mózgu pacjenta, aby w znaczny sposób zmniejszyć niezwykle uciążliwe drgania kończyn. We Francji testuje się implant mózgu pozwalający sparaliżowanym na poruszanie się za pomocą egzoszkieletu. Na początku sierpnia australijska firma RMIT pokazała prototyp elektronicznej skóry, która ma pozwolić np. osobom posiadającym protezy odczuwać nacisk, ból, ciepło i zimno. Na łamach DGP opisywaliśmy kawiarnię w japońskim Tokio, w której kelnerami są roboty sterowane przez sparaliżowanych, podłączonych do respiratorów pacjentów szpitala („Przeciwbólowe gry komputerowe”, Magazyn DGP z 25 stycznia 2019 r.). Czipy przypominające Neuralink już wiele lat temu pozwoliły niektórym niewidomym zobaczyć światło, sparaliżowanym – obsługiwać niektóre interfejsy komputerowe, osobom po amputacji – sterować bionicznymi kończynami.

Koniec cielesności

Dużej rzeszy transhumanistów nie interesuje wyłącznie usprawnianie ludzkiego ciała – oni chcą stać się komputerem, a jaźń przedstawiać w kodzie binarnym. – Współcześni bioprorocy głoszą quasi-mesjanizm: życie wolne od cierpienia oraz chorób, co zagwarantować ma technologia. Formę ludzkiej egzystencji będącej wynikiem zastosowania owej radykalnej transformacji określa się mianem posthumanizmu bądź technohumanizmu – opowiada prof. Soniewicka. Pomysł, by zgrać ludzką świadomość na dysk komputerowy, często wykorzystują twórcy sci-fi (np. w filmie „Photon”, serialu „Modyfikowany węgiel” czy w grze wideo „Soma”). – Ciało w tych wizjach staje się człowiekowi zbędne i stanowi jedynie opakowanie umysłu, wymienną powłokę – wskazuje prof. Soniewicka.
O osobach chcących właśnie w ten sposób pokonać śmierć oraz wyrwać się z ograniczeń cielesności traktuje też książka Irlandczyka Marka O’Connella. W „Być maszyną” opisuje ludzi, którzy instalują sobie pod skórą czipy pozwalające np. na wykrywanie pola magnetycznego lub obsługę urządzeń w smartdomach czy otwieranie drzwi samochodu. O’Connell opowiada także o firmie Alcor Life Extension Foundation, zajmującej się krioprezerwacją ciał lub mózgów osób ‒ będą przechowywane do czasu, aż nauka umożliwi wyleczenie przyczyny zgonu (Alcor nie traktuje kilkuset przechowywanych ciał jako zwłok). Cena usługi zależy od tego, czy klient decyduje się na zatrzymanie w czasie całego ciała (ok. 200 tys. dol.), czy wyłącznie głowy (ok. 80 tys. dol.).
Wśród osób, które już zapewniły sobie miejsce w przechowalni Alcora, jest dr Anders Sandberg, naukowiec z Future of Humanity Institute na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Oksfordzkiego (wywiad z nim pt. „Roboty nas nie zastąpią” ukazał się w Magazynie DGP 28 kwietnia 2017 r.). Naukowiec opublikował w 2008 r., wespół z uczelnianym współpracownikiem Nickiem Bostromem, białą księgę dotyczącą emulacji całego mózgu. Jak miałoby to działać? O’Connell opisuje to w możliwie największym skrócie: z mózgu danej osoby skanowałoby się odpowiednie informacje – neurony, rozgałęzienia połączeń między nimi, działanie przetwarzania informacji. W jaki sposób? To zależy od tego, która technologia szybciej się rozwinie – np. przy użyciu nanobotów bądź mikroskopów elektronowych. Skan stawałby się konspektem, na podstawie którego dokonywałoby się rekonstrukcji sieci neuronowych mózgu pacjenta, by następnie przekonwertować ją na model obliczeniowy. Całość emulowana miałaby być na zewnętrznym, niebędącym ciałem substracie: superkomputerze albo humanoidalnej maszynie.
Co ciekawe, w 2013 r. Unia Europejska zainwestowała niemal miliard euro w przedsięwzięcie o nazwie Human Brain Project. Powołano je do życia w celu opracowania modelu ludzkiego mózgu i uruchomienia w ciągu 10 lat jego symulacji z użyciem sieci neuronowych. UE wskazuje, że wspomogłoby to badania i leczenie niektórych schorzeń jak np. epilepsja czy nowotwory. Ale transhumaniści upatrują w tym projekcie kolejnego kroku przybliżającego ludzkość do całkowitego porzucenia ciała.
Koniec cielesności oznaczałby niewątpliwie konieczność wyznaczenia nowych ram prawnych. Doktor Kamil Szpyt, radca prawny i adiunkt w Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, opowiada, że gdyby rzeczywiście udało się wgrywać jaźń do komputera, a tak zdigitalizowanym osobom przyznano by status prawny zbliżony lub identyczny do „tradycyjnych” ludzi, należałoby w pierwszej kolejności zrewidować pojęcie śmierci, rozumiane dziś jako zakończenie żywota mózgu. Powstałoby również mnóstwo pytań, na które ustawodawcy musieliby odpowiedzieć. Przede wszystkim, czy gdyby człowiek żyjący tworzył swoje kopie zapasowe, to duplikaty byłyby uważane za tę samą istotę, z tym samym numerem PESEL? A co gdyby jedna z wersji popełniła przestępstwo? Czy karę ponosiłyby wszystkie byty? A może kopie – żyjąc własnym życiem i zbierając własne doświadczenia – byłyby uznawane za osobne istoty? I w rezultacie, czy usunięcie danych je tworzących powinno być uznawane za morderstwo?
– Należałoby rozważyć też przemodelowanie prawa spadkowego – konieczne stałoby się ustalenie, czy człowiek zdigitalizowany może dziedziczyć po swoim realnym pierwowzorze. A może w ogóle nie dochodziłoby do otwarcia spadku, bo istota cyfrowa stanowiłaby kontynuację „tradycyjnego” człowieka? I ewentualnie wprowadzić nową, ekstraordynaryjną przesłankę rozwodu, bo dziś ludzie ślubują wierność osobie z krwi i kości. Intymny związek z komputerową wersją danej osoby – niezależnie od rozwoju technologii erotycznej – mógłby być dla niektórych nie do zaakceptowania – opowiada Szpyt.
Ten ostatni scenariusz obrazuje odcinek serialu „Czarne lustro”, w którym kobieta kupuje wersję zmarłego męża z zapisaną w nim komputerową kopią zapasową jego umysłu. Okazuje się, że duplikat jest doskonały – lepszy od oryginału. I po pewnym czasie to zaczyna stanowić kłopot. Bo nowa wersja nie wdaje się w kłótnie i nie ma żadnych tajemnic, np. niezrozumiałego dla kobiety uwielbienia mężczyzny do zespołu Bee Gees, do którego jej partner przyznaje się po wielu latach małżeństwa, tuż przed śmiertelnym wypadkiem. Mówiąc wprost: przez brak niedoskonałości i niespodzianek duplikat nie wydaje się być człowiekiem, a jedynie pustą symulacją martwego bliskiego.

Więcej niż informacje

Czy przeniesienie ludzkiego umysłu do cybernetycznego środowiska jest właściwie technicznie możliwe? W książce O’Connell przytacza rozmową z Miguelem Nicolelisem, profesorem na Uniwersytecie Duke’a, jednym z najwybitniejszych neuronaukowców na świecie i pionierem technologii interfejsu mózg-maszyna. Uważa on, że koncepcja symulowania jaźni jest sprzeczna z dynamiczną naturą aktywności mózgowej i tego, co rozumiemy jako umysł. Zdaniem naukowca działanie mózgu nie przypomina układów scalonych współczesnego komputera. Bliżej mu do ławicy ryb, stada ptaków albo rynków giełdowych, gdzie składowe oddziałują na siebie i łączą się w jedną nieprzewidywalną całość. Mózgi ciągle się przeorganizowują zarówno pod względem fizycznym, jak i funkcjonalnym w wyniku doświadczeń. Trudno się z nim nie zgodzić, myśląc o abstrakcyjnych snach, zmieniających się z czasem szczegółach wspomnień czy o tym, jak ta sama książka może nabierać dla nas zupełnie innego znaczenia w zależności od sytuacji życiowej.
Według prof. Mirosława Filiciaka, kulturoznawcy i medioznawcy z Uniwersytetu SWPS, idea transhumanizmu i zamiany ciała w komputer to pełna uproszczeń chęć pójścia drogą na skróty, gdzie wiedzę zdobywa się błyskawicznie i bez żadnego wysiłku – co przypominać ma wgrywanie wiedzy z zakresu sztuk walki w filmie „Matrix”. I gdzie starania w dążeniu do doskonałości w danym fachu nie determinują tego, jaka w wyniku tego procesu staje się jednostka. – To wynik postrzegania człowieka jako maszyny, która dąży wyłącznie do optymalizacji – mówi prof. Filiciak.
Idei porzucenia ciała krytyki nie szczędzi także prof. Marta Soniewicka. Jej zdaniem transhumanizm będący radykalną formą emancypacji człowieka jest zarazem formą ucieczki od tego, co ludzkie, w tym od naszej słabości oraz śmiertelności. Jest też formą alienacji. – Idea cyborgizacji, technologicznego ulepszania człowieka separuje ludzi od siebie samych. Człowiek traci przez to kontakt z samym sobą. Staje się sobie samemu jeszcze bardziej obcym – twierdzi. Za przykład podaje eksperyment myślowy Roberta Nozicka z „maszyną przeżyć”, dzięki której „arcyzwodziciele neuropsychologii” stymulowaliby mózg człowieka tak, aby myślał i czuł, że pisze wielką powieść lub się zakochuje. Nozick stwierdził, że nikt nie chciałby być zredukowanym do ciała, bo człowiek chce być kowalem swojego losu – być osobą kochającą, odważną, twórczą. A nie tylko nieruchomym ciałem, w którego mózgu zachodzą zmiany biochemiczne, sztucznie generujące przyjemne doznania bycia kochanym, pozbawionym strachu czy kreatywnym.
Rzecz w tym, że wielu transhumanistów nie zawraca sobie głowy takimi sprawami jak odczuwanie prawdziwych emocji. – Spora część z nich wcale nie uważa, że umysł człowieka należy przenieść do komputera w całości z jego wszystkimi emocjami, kaprysami czy fantazjami. O zmianie człowieka w komputer wolą myśleć jako o kolejnym etapie ewolucji i powstania istoty ułożonej, racjonalnej, stawiającej na wydajność i optymalizację zadań oraz ciągłe poszerzanie swoich możliwości – opisuje dr Kamil Szpyt.

Witamy w cyberpunku

Bez wątpienia technologiczne usprawnienia ludzkiego ciała, rozwój biotechnologii i medycyny oraz możliwość integrowania umysłu z komputerami zmienią świat. Skutki zrealizowania się takiego scenariusza opisuje nurt w sztuce – cyberpunk – wykreowany w latach 80. XX w. przez amerykańskiego pisarza Williama Gibsona (twórcy m.in. „Neuromancera”). Cyberpunkowe opowieści często ukazują dystopijny obraz świata rządzonego przez korporacje, rozkład moralny, wzrost przestępczości i uzależnień spowodowanych przez powiększające się w zastraszającym tempie różnice pomiędzy biednymi a bogatymi.
Profesor Soniewicka podkreśla, że w dyskusjach na temat rozwoju technologii bardzo często podejmuje się temat nierówności w dostępie do nowych technik leczenia czy ulepszania, które mogą skutkować pogłębieniem istniejących podziałów społecznych. Biotechnologia już rewolucjonizuje współczesną medycynę, ale dostęp do nowoczesnych – niezwykle drogich – terapii jest bardzo ograniczony, co przekłada się na jakość i długość życia ludzi. Często też mówi się, że rozwój technologii może nawet wywindować nierówności na nowy poziom. – Jeśli bowiem w przyszłości, za pomocą technik stymulowania mózgu, można by znacznie poprawić zdolności kognitywne człowieka, a dostęp do tej techniki byłby kosztowny, wówczas przewaga osób korzystających z tych technik nad pozostałymi mogłaby prowadzić do ich dominacji nad nimi – mówi prof. Soniewicka.
ikona lupy />
DGP
Również Mark O’Connell nie ma wątpliwości, że emulacja mózgu może być kiedyś usługą jak każda inna – i że jakość usługi może zależeć od wykupionego przez klienta pakietu. „Emulacja mózgu może się okazać tak droga, że na subskrypcję premium bez reklam będzie stać jedynie bogaczy. A reszta «przegrywów» będzie zmuszona, w zamian za podtrzymanie istnienia, godzić się na ekspozycję narzuconych z góry myśli, emocji czy pragnień pochodzących z zewnętrznego komercyjnego źródła na zasadach jakiejś demonicznej umowy na publikację treści sponsorowanych w świadomości” – pisze.
Z kolei dr Kamil Szpyt obawia się rozwoju i pogłębienia w niektórych państwach rozwiązań totalitarnych. Chiny już wykorzystują sztuczną inteligencję do inwigilowania obywateli. – Można sobie wyobrazić, że w przypadku pełnej digitalizacji naszych umysłów mielibyśmy do czynienia z największym koszmarem George’a Orwella, czyli rzeczywistą kontrolą myśli – mówi dr Szpyt.

Ludzkie potrzeby

Znacznie więcej optymizmu wykazuje prof. Mirosław Filiciak. Jego zdaniem awangardowa w latach 80. koncepcja transhumanizmu się zmienia. Wiele osób zaczęło sobie zdawać sprawę z tego, że technologię dostarczają koncerny, żerujące na prywatności i danych osobowych. – Kilkadziesiąt lat temu łatwiej można było zaakceptować fakt posiadania komputera w głowie. Dziś cenimy fakt, że pomimo ciągle profilujących nas w różnych aplikacjach algorytmów, możemy telefon wyłączyć, odłożyć albo wyczyścić z niektórych programów – uważa. Wskazuje również, że pandemia koronawirusa uwydatniła to, że pomimo istnienia technologii łączącej ludzi potrzebują oni prawdziwego, fizycznego kontaktu.
Choć trzeba przyznać, że niektórzy badacze już uważają współczesnych ludzi za cyborgi. Kiedyś pod tym pojęciem rozumiało się organizm, którego procesy życiowe realizowane są lub wspomagane przez urządzenia techniczne. – Można jednak zaryzykować stwierdzenie, że cyborgami są też osoby, którym smartfon mierzy funkcje życiowe, podsuwa ulubioną muzykę, produkty do kupienia, komunikuje z innymi ludźmi oraz wskazuje drogę poprzez GPS. Wielu ludzi nie rozstaje się z telefonem, a zawartych w nim tajemnic strzeże jak własnego ciała – opowiada prof. Mirosław Filiciak.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
Warto więc zadać pytanie, jak dzisiejsza młodzież odnosi się do pomysłu Elona Muska. Wszak to ona będzie konsumentem Neuralinku i podobnych rozwiązań. Zapytałem więc nastolatków w wieku 12‒16 lat, czy zgodziliby się mieć czip w głowie lub pod skórą, czy też woleliby mieć te same funkcjonalności w smartfonie. Zdecydowana większość opowiedziała się za drugą opcją. Wyniki nie powinny dziwić. Bo młodzież, w oczach rodziców stale żyjąca w wirtualnej przestrzeni i nierozstająca się ze smartfonem, zalewa popularne serwisy społecznościowe (np. Instagram czy TikTok) materiałami dotyczącymi ich intymnych przeżyć, problemów emocjonalnych, miłości czy doświadczania zagranicznych podróży, kosztowania jedzenia z całego świata i poznawania nowych ludzi. Nastolatkowie chcą więc doświadczać życia. Po prostu – na razie – ze smartfonem trzymanym w dłoni, a nie z czipem w głowie.