Nadzorcy systemu finansowego bardzo szybko dali Facebookowi do zrozumienia, że droga do startu, nie mówiąc o sukcesie jego waluty, nie będzie usłana różami.
/>
Typowy prezes banku, pytany o to, jakiej konkurencji najbardziej się boi, odpowiada krótko: GAFA. To skrót od Google, Amazon, Facebook, Apple. – Może nie dziś i nie jutro, ale za jakiś czas te firmy będą przejmować nasz biznes – to rozpowszechniona opinia wśród szefów spółek finansowych. Dlaczego tak uważają? Bo bankowość coraz bardziej staje się z jednej strony biznesem technologicznym, a z drugiej – takim, w którym rządzi UX – user experience. Czego jak czego, ale zdolności technologicznych i biegłości w UX amerykańskim gigantom IT nie brakuje. W dodatku mają ogromne bazy klientów. Z ich perspektywy decyzja, że teraz będziemy zarabiać na finansach, wydaje się więc tylko kwestią czasu.
Możliwe, że ten czas właśnie nadszedł. W ubiegłym tygodniu Facebook zapowiedział na przyszły rok start swojej platformy do rozliczeń. I nie są to jakieś nieśmiałe próby. Nazwy zdają się nie budzić wielkiego respektu: Calibra i Libra. Ale zapowiedź, że to nowy cyfrowy portfel dla nowej cyfrowej waluty – już tak. Facebook ma przecież 1,5 mld użytkowników na całym świecie. Jeśli zdoła przekonać ich do korzystania z jednego i drugiego, globalny system finansowy może stanąć na głowie. A raczej – tradycyjne kanały przepływu pieniądza wyschną. Ten trafi w zupełnie nowe koryta.
O korycie będzie jeszcze później. Na razie o tym, dlaczego projekt zapowiada się całkiem poważnie. Chodzi nie tylko o liczbę korzystających z FB. Także o to, że firma nie sili się tu na samodzielność (ani na samowładzę). A przy okazji zdobyła dla Libry i Calibry całkiem spore finansowanie. Cyfrowa waluta ma być oparta na technologii blockchain – podobnie jak bitcoin. Zarządzać nią ma zapowiedziana przez Facebooka fundacja, do której pozyskano już prawie 30 partnerów. Do momentu debiutu nowego pieniądza ma być ich około setki.
Wśród partnerów nie ma jak dotąd ani jednego banku – biznes ten ma w swojej nazwie jedynie organizacja non profit Women’s World Banking, której celem jest włączenie do systemu finansowego miliarda kobiet w biednych krajach, które dziś są z niego wykluczone. Najbliżej tradycyjnych rozliczeń są organizacje kartowe Mastercard i Visa. Są też systemy płatności internetowych PayPal czy PayU, firmy venture capital Union Square Ventures i Andreessen Horowitz, operator komórkowy Vodafone, serwis muzyczny Spotify, e-commerce’owy eBay czy firmy carsharingowe Lyft i Uber. Mamy więc dostęp do technologii, pieniędzy (każdy z partnerów ma wpłacić 10 mln dol.; jeśli zbierze się ich setka – projekt będzie miał na start miliard dolarów), infrastrukturę telekomunikacyjną. No i mamy gdzie płacić. Czyli jest wszystko, czego potrzeba, żeby zaistnieć w świecie finansów.
Ale – przynajmniej w deklaracjach – nie chodzi o podbój tego świata.
Rachunek płatny w Librach
„Jeśli masz dziś połączenie internetowe, możesz uzyskać dostęp do wielu przydatnych usług za niewielką opłatą lub bez żadnych opłat – czy chcesz pozostać w kontakcie z rodziną i przyjaciółmi, uczyć się nowych rzeczy, czy też założyć firmę. Ale jeśli chodzi o oszczędzanie, wysyłanie i wydawanie pieniędzy, nie jest to takie proste. Dla wielu ludzi na całym świecie nawet podstawowe usługi finansowe są nadal niedostępne: prawie połowa dorosłych na świecie nie ma aktywnego konta bankowego, gorzej pod tym względem jest w krajach rozwijających się, a jeszcze gorzej w odniesieniu do kobiet. Koszt tego wykluczenia jest wysoki – około 70 proc. małych przedsiębiorstw w krajach rozwijających się nie ma dostępu do kredytów, a migranci tracą 25 mld dol. rocznie z tytułu opłat” – czytamy w informacji prasowej zapowiadającej Librę i Calibrę. Te 25 mld dol. to prowizje za przekazy pieniężne obcokrajowców do rodzin w ojczyźnie.
Właśnie międzynarodowe transfery mają być punktem wyjścia dla Libry. Wystarczy, żebyś ty – mieszkający i pracujący w Warszawie – i ktoś bliski w Indiach czy Nepalu (może być też Oslo i Kraków albo Houston i Panama) korzystali z Facebooka, WhatsAppa czy Messengera, a transfer będzie możliwy w krótką chwilę i bez kosztów (może raczej: prawie bez kosztów, ale tego, jak będzie, dziś jeszcze nie wiemy).
„Od samego początku Calibra umożliwi wysyłanie Libry niemal każdemu, kto ma smartfona, tak łatwo i szybko, jak wysyła się SMS i to przy niskich kosztach albo bez żadnych. Z czasem mamy nadzieję zaoferować dodatkowe usługi dla ludzi i firm, np. płacenie rachunków za naciśnięciem jednego przycisku, kupienie kawy za pomocą skanowania kodu lub lokalny transport publiczny bez konieczności posiadania gotówki” – informuje FB. Widać więc, że transfery od migrantów nie będą całym biznesem nowego projektu.
Mowa tylko o transferach i płaceniu. Ale żeby zapłacić, trzeba będzie najpierw wymienić trochę własnej waluty na Libry. Niech każdy z użytkowników FB wpłaci równowartość 100 dol. Robi się wtedy potężna instytucja, która dysponuje kwotą 150 mld dol. i ląduje gdzieś w połowie drugiej setki największych banków na świecie. Jeśli statystyczny użytkownik FB wpłaci kolejne 100 dol., „Facebank” może się znaleźć już w pierwszej setce. I robi się miejsce do zarabiania. Nawet jeśli transfery będą całkiem za darmo, coś z tymi wpłaconymi miliardami trzeba będzie zrobić. Choćby kupić złoto albo bezpieczne obligacje rządowe (na europejskich dziś nie można zarobić, ale na amerykańskich wciąż tak). Niewykluczone, że z czasem pojawi się też możliwość wzięcia kredytu. To będą już – jak mówią czasem finansiści – kaloryczne produkty. Czyli takie, które będą dawać przyzwoite zyski. I koryto napełni się pieniędzmi.
Wymogi paszportowe
Tradycyjni bankowcy mają więc co najmniej drobny powód do zaniepokojenia. Martwią się również nadzorcy. Dla nich Libra stanie się systemem funkcjonującym trochę obok tego, z czym mają teraz do czynienia. W ramach Libry nie będzie oczywiście możliwości fizycznie przekazać każdej kwoty, jaką zechcą przetransferować użytkownicy. Generalnie wszystko powinno rozliczać się w ramach systemu. Do przekazania będą tylko pieniądze potrzebne do wypłaty. W momencie wpłat i wypłat użytkownik Libry będzie stykał się ze starym (czytaj: dzisiejszym) systemem finansowym. Dopóki Libra nie przejmie większości rozliczeń na świecie…
Nadzorcy bardzo szybko dali Face bookowi do zrozumienia, że droga do debiutu jego waluty, nie mówiąc o jej sukcesie, nie będzie usłana różami. Pierwszy zrobił to chyba Bruno le Maire, francuski minister finansów, według którego nie ma mowy o tym, że ktoś pozwoli, by Libra stała się niezależną walutą (jednym z elementów pomysłu jest to, że organ zarządzający Librą będzie się starał wyrównywać wahania jej wartości, które wynikałyby z fluktuacji kursów walutowych na świecie). Ale widać, że sprawy nie lekceważy: poprosił szefów banków centralnych G7, czyli największych zachodnich potęg gospodarczych, o raport na temat czynników ryzyka związanych z nowym pieniądzem. Dokument powinien być gotowy w ciągu najbliższych dwóch tygodni.
W ten weekend mamy szczyt G20, czyli nieco większej grupy krajów z dużymi gospodarkami. Wiadomo już, że Libra nie jest tematem formalnie wpisanym do agendy. Ale tak czy inaczej zapewne się pojawi. Po kryzysie z drugiej połowy poprzedniej dekady G20 dużo uwagi poświęca stabilności światowego systemu finansowego. To ta grupa jest odpowiedzialna za stworzenie Rady Stabilności Finansowej. Jej szef Randal Quarles powiedział kilka dni temu Reutersowi, że „Rada i regulatorzy będą monitorować ryzyko w sposób bardzo dokładny i skoordynowany oraz rozważać w razie potrzeby dodatkowe wielostronne reakcje”. A Bank Rozrachunków Międzynarodowych z Bazylei (nazywany bankiem banków centralnych) stwierdził bez ogródek, że parlamenty różnych krajów powinny dość szybko zebrać się i „skoordynować odpowiedź na nowe kryptowaluty jak Libra”.
– Nie dziwi mnie reakcja przedstawicieli rządów i banków centralnych. Tak ważne sprawy jak polityka monetarna i bezpieczeństwo finansowe nie powinny być przekazywane w nieznane ręce, nieznanym mechanizmom – mówi Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich. Wtóruje mu wiceprezes Włodzimierz Kiciński: – Z doświadczeń kryzysu wyciągaliśmy takie wnioski, że trzeba zwrócić uwagę na tych, którzy są „too big to fail”. Teraz może trzeba pomyśleć również o innej kategorii: „too complex to fail”. Wszyscy, którzy uczestniczą w obrocie płatniczym, powinni spełniać takie same wymagania – niezależnie od tego, czy to banki, czy instytucje technologiczne.
Gdyby chodziło tylko o sceptyczne komentarze, wielkiego problemu by nie było. Technologiczni giganci, tacy jak Facebook, są do nich przyzwyczajeni. Obok nowych regulacji, które mogą powstać specjalnie dla Libry, wkroczenie do świata finansów wiązać się będzie z koniecznością spełnienia wielu wymogów, które już obowiązują.
Libra i wątpliwości, czy prywatne firmy nie tworzą przypadkiem własnej waluty, to jedno. Drugie to Calibra, czyli elektroniczna portmonetka, do której użytkownicy mają wpłacać swoje pieniądze. W Unii Europejskiej na tego typu działalność trzeba mieć zezwolenie od przynajmniej jednego nadzorcy – w kraju macierzystym. Później można je „paszportować” w pozostałych krajach UE. Jednolity paszport to spore ułatwienie, ale też nie jest to zupełnie bieg bez przeszkód. A przecież projekt FB ma charakter globalny – równocześnie trzeba będzie spełnić jednolite wymogi unijne, zróżnicowane amerykańskie, azjatyckie czy afrykańskie. Na pewno twórców nowego przedsięwzięcia czeka niejedna burza mózgów.
Chętnie zaangażują się również urzędnicy od ochrony danych osobowych. – Ich dalsza koncentracja stwarza dodatkowe zagrożenie dla praw i wolności osób fizycznych – dlatego proponowane wprowadzenie kryptowaluty przez Facebooka będzie wymagało starannej kontroli – zapowiadał w wywiadzie dla serwisu Business Insider Giovanni Buttarelli, szef unijnego urzędu ochrony danych osobowych. – Byłoby np. głęboko niepokojące, gdyby firma, która ma dostęp do ogromnych ilości danych osobowych, zebranych za pośrednictwem mediów społecznościowych i usług komunikacyjnych, mogła je połączyć ze śledzeniem zakupów – uzasadniał.