Jeśli włączylibyśmy do rozporządzenia usługi audiowizualne, całe przedsięwzięcie spaliłoby na panewce – przyznaje Róża Thun, europosłanka, która pracuje w PE nad przepisami zakazującymi blokowania geograficznego.
Na czym polega geoblokowanie?
Na odmowie sprzedaży, dostarczenia produktu lub przyjęcia płatności albo gorszym traktowaniu grupy konsumentów ze względu na obywatelstwo lub miejsce zamieszkania. Geoblokowanie jest dziś współczesną formą dyskryminacji konsumentów.
Dajmy przykład – Polak, który chce wypożyczyć auto na wakacje w Hiszpanii, nie może tego zrobić z kraju, bo właściciel wypożyczalni blokuje mu dostęp do strony internetowej albo od razu przekierowuje na polską wersję witryny, gdzie ceny aut są wyższe niż w hiszpańskiej wersji.
Konsument często nawet nie wie, że jest przekierowywany na polską wersję strony. To jedna z praktyk, które chcielibyśmy ukrócić. Nie zamierzamy zakazać przekierowywania na lokalne strony językowe, bo większość klientów lepiej czuje się na stronie opisanej w rodzimym języku, ale klient musi wiedzieć o tym, że został przekierowany. I nie wolno mu blokować powrotu do oryginalnej wersji. Jeśli zna hiszpański albo zamierza użyć translatora, trzeba go tam wpuścić.
Czemu zakaz geoblokowania budzi tak silny opór?
Z różnych powodów. Gdy pytamy Europejczyków, co jest dla nich najważniejsze w życiu we wspólnej Europie, to wskazują brak granic. Nie ma granic, gdy jedzie się samochodem, ale są w każdej innej działalności. Musimy je znosić. Wyzwań jest sporo, na przykład płatności. Olbrzymia ilość transgranicznych transakcji nie dochodzi do skutku właśnie dlatego, że dany e-sklep nie akceptuje karty płatniczej klienta. Drugie wyzwanie to transport. I tym zajmować się będziemy w osobnym dokumencie. Paczka, która przekracza granice, kosztuje często wielokrotnie więcej niż paczka, która pokonała taki sam dystans, ale wewnątrz jednego kraju.
Mieszkańcy których krajów są najczęściej blokowani?
Wiele europejskich firm nie sprzedaje towarów do nowych krajów członkowskich, w tym do Polski, bo się boi. Wolą nie wysyłać nic na nieznane terytorium. Po części z uwagi na to, że nie mamy euro, ale też z powodu nieznajomości przepisów, różnych praw ochrony konsumenta, różnych procedur i stawek VAT, uregulowań sektorowych, obaw związanych z jakością i cenami usług pocztowych. Pamiętajmy, że wiele firm zarabia ogromne sumy, dzieląc rynek sprzedaży na poszczególne kraje i sprzedając różne oferty, dostosowane do lokalnej specyfiki. Pomysł, by klient mógł kupować ich produkty, gdzie chce, nie odpowiada ich modelowi biznesowemu.
Poza tym, gdy dana firma wchodzi na nowy rynek i chce go zdobyć, to m.in. zaniża ceny produktów i nie chce, by wszyscy rzucili się na promocyjną ofertę.
Chodzi o ujednolicenie cen w Europie?
Nie, ceny mogą być różne. Te same produkty w sklepach na Nowym Świecie mogą być droższe niż w Pruszkowie. I nikt się przeciwko temu nie buntuje. Ale jeśli mieszkaniec Warszawy pojedzie na zakupy do Pruszkowa, to nikt go ze sklepu nie wyrzuci. Tę samą zasadę chcemy wprowadzić w świecie wirtualnym.
To rodzi pole do nadużyć.
Wszystko może rodzić nadużycia. Myślmy jednak o korzyściach. Przedsiębiorcom upraszczamy dostęp do wielkiego rynku, oswajamy z myślą o wchodzeniu w nowe, nieznane miejsca, zmniejszając ryzyko i udostępniając akces do 500 mln klientów Unii. Konsumentom zapewniamy bogatszą ofertę. Żyjemy na kontynencie, gdzie oferta jest ogromna, a mimo to konsumenci decydują się w głównej mierze na kupowanie produktów krajowych. To powoduje, że konkurencja jest mniejsza. Otwarcie rynku uprzytomni konieczność pilnego ujednolicenia prawa. Teraz przegrywamy z USA, które mają jedno prawo dla 300 mln obywateli, czy z Chinami. Nie mamy żadnych szans, żeby się przed nimi obronić.
Czemu Polska się opowiedziała przeciw nowym rozwiązaniom?
Polskie Ministerstwo Gospodarki zdaje się błędnie zrozumiało, że chodzi o zmuszenie przedsiębiorców do tego, by aktywnie sprzedawali swoje towary do wszystkich 28 krajów. I przestraszyło się nowych obowiązków. „Jak ja mam poznać systemy VAT-owskie tylu krajów, musiałbym zatrudnić dodatkowych księgowych i prawnika, a nie stać mnie na to”– mówili przedsiębiorcy. Tymczasem my chcemy jedynie zakazać blokowania.
Co to oznacza dla przedsiębiorców?
W UE wciąż nie mamy zharmonizowanego prawa, nie tylko konsumenckiego. W 28 krajach funkcjonują różne stawki VAT i procedury z tym związane. Przedsiębiorcy boją się ryzykować, choćby z uwagi na ewentualny konflikt z klientem i konieczność stosowania prawa konsumenckiego kraju, z którego on pochodzi. Ujednolicenie prawa zajmie nam jeszcze parę lat. Zanim do tego dojdzie, musimy szukać innych rozwiązań. To, co proponują Komisja i Parlament Europejski, sprowadza się do zdjęcia ciężaru z przedsiębiorcy, który boi się dostarczać towary do kraju, którego nie zna. Będzie nadal sprzedawał na swoich zasadach, to znaczy zastosuje prawo konsumenckie, które dobrze zna, a VAT rozliczy w krajowym urzędzie skarbowym.
A co z dostawą do innych krajów? Dla właścicieli małych e-sklepów to może być problem.
Obecnie w razie konfliktów trzeba stosować prawo kraju, w którym konsument odebrał produkt. Dlatego staramy się doprowadzić do tego, by właściciel e-sklepu musiał sprzedać towar zagranicznemu klientowi, ale nie musiał mu go dostarczać.
Jeśli przedsiębiorca nie zagwarantuje dostawy, to klient będzie musiał sam sobie ją zorganizować. Jeśli ten system się sprawdzi, to na pewno usługi kurierskie wyjdą naprzeciw nowym oczekiwaniom. Przedsiębiorca nie będzie dzięki temu się obawiał, że jeśli towar ucierpi po drodze albo klient nie przyjmie przesyłki, będzie musiał odbierać go lub procesować się w kraju, gdzie nie ma oddziału, nie zna języka, nie ma nawet transportu.
Z perspektywy konsumenta brzmi kiepsko. Co z jego prawami i bezpieczeństwem?
Będzie chroniony prawem, w którym kupuje. Wszędzie w UE jest dobre prawo chroniące konsumenta.
Ale będzie mu trudno egzekwować je na odległość.
Mamy już Online Dispute Resolution, czyli platformę, która pośredniczy w rozwiązywaniu sporów między konsumentem a przedsiębiorcą w ramach niemal całej Unii. Polski konsument może poprzez tę platformę wysłać skargę po polsku i zdalnie załatwiać roszczenia. Polska dołączyła do tej platformy dosłownie kilka dni temu.
Firmy, które już działają za granicą, też będą korzystały z taryfy ulgowej?
To jest rozwiązanie dla e-sklepów, które nie kierują swojej oferty do danego kraju za granicą. Ale jeśli mają przygotowaną dla danego kraju stronę bądź adresują do mieszkańców danego kraju reklamy, na przykład do Polaków, to wtedy muszą się dostosować do polskiego prawa konsumenckiego, rozliczać VAT w Polsce i dostarczać towary.
Dlaczego w dokumencie nie ma mowy o usługach audiowizualnych? Przecież brak dostępu do serwisów wideo online to najbardziej palący problem.
One w ogóle nie weszły do projektu, ciągle są jednak w dyskusji, bo wielu konsumentów skarży się na to, że nie może włączyć programu telewizyjnego czy serialu tylko dlatego, że nie mieszka w kraju, gdzie dany przedsiębiorca nie świadczy usług. Niestety nie mamy wspólnego rynku produktów audiowizualnych, prawa autorskie są ograniczone regionalnie, nie mamy licencji europejskich. Kupuje się je na każdy kraj osobno.
Nadawcom nie opłaca się nic zmieniać, bo na tym zarabiają. Może warto byłoby wymusić inną politykę?
Mam nadzieję, że małymi krokami otworzymy też rynek usług audiowizualnych, bo po siedmiu latach pracy w PE widzę, że duże kroki powodują większy opór. Rozszerzenie rozporządzenia o produkty nieaudiowizualne już budzi opór, a jeśli jeszcze włączylibyśmy usługi audiowizualne, to całe przedsięwzięcie najpewniej spaliłoby na panewce.
Na razie proponujemy, by nie można było blokować sprzedaży usług nieaudiowizualnych, ale obarczonych prawami autorskimi, jak gry komputerowe, muzyka, e-booki. Jeśli przedsiębiorca będzie miał prawa autorskie do sprzedaży towaru w danym kraju, to nie może blokować jego mieszkańców.Staram się zyskać poparcie dla przynajmniej takiego poszerzenia zakresu rozporządzenia.
Kto się najbardziej buntuje przeciwko zakazowi?
Właściciele praw do wydarzeń sportowych. Ale przeciwko zniesieniu geoblokad protestują niemal wszyscy producenci związani z sektorem filmowym i medialnym, nie tylko SKY czy Bundesliga.