NFOŚiGW bez rozgłosu zamknął wart 300 mln zł program dopłat do budowy domów. Jego efekty okazały się wyjątkowo mizerne.
Od lutego 2014 r., kiedy ruszył program, wsparcie otrzymało zaledwie 158 przedsięwzięć. W sumie na dopłaty Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) wydał nieco ponad 5,3 mln zł, czyli zaledwie 1,8 proc. wszystkich przeznaczonych na ten cel pieniędzy. Jeszcze kilka lat temu fundusz szacował, że oferowane przez niego dopłaty do kredytów na budowę i zakup energooszczędnych domów oraz mieszkań obejmą około 12 tys. inwestycji. W latach 2013–2018 fundusz miał na nie przeznaczyć 300 mln zł. O tylu domach zbudowanych z pomocą NFOŚiGW można już tylko pomarzyć. W końcu lipca na stronie programu pojawiła się lakoniczna informacja o zakończeniu programu i wygaśnięciu współpracy z bankami. Wsparcie NFOŚiGW oferowane było w ramach udzielanych przez nie kredytów.
„Program Priorytetowy Efektywne wykorzystanie energii. Dopłaty do kredytów na budowę domów energooszczędnych zostaje zakończony” – podał fundusz. I nie odpowiedział wczoraj na nasze pytania o przyczyny likwidacji wsparcia, które miało zbudować podwaliny pod przyjazne dla mieszkańców i środowisko budownictwo.
Rozmówcy DGP związani z programem porażką całego przedsięwzięcia nie są zdziwieni, bo miał on tyle wad, że od początku wróżono mu problemy. Dziwi ich jednak, że NFOŚiGW wolał program zamknąć bez specjalnych wyjaśnień niż poprawić.
– Od 2021 r. wszystkie nowo budowane obiekty będą musiały spełniać znacznie ostrzejsze niż teraz warunki energooszczędności. Fundusz miał niepowtarzalną szansę, aby przygotować polskie budownictwo, szczególnie jednorodzinne, na te wymagania. Na razie możemy jednak mówić, że to szansa stracona szansie – komentuje jeden z weryfikatorów standardu energetycznego uczestniczący w zamkniętym już programie.
O przyczynach jego porażki zarówno weryfikatorzy, jak i banki wypowiadają się bardzo podobnie. Jeden z bankowców, który był odpowiedzialny za wdrożenie kredytów z dopłatami w swojej grupie, wymienia brak zaangażowania funduszu w promocję, zbyt restrykcyjne i szczegółowe wymagania wobec budujących indywidualnie, za niskie dopłaty i ogromną odporność NFOŚiGW na wprowadzenie w programie jakichkolwiek zmian – szczególnie po zmianach w zarządzie funduszu w końcu 2015 r.
– Wiele osób po zapoznaniu się ze szczegółami programu rezygnowało ze starania się o środki z NFOŚ w ramach kredytu. To nie mogło się udać – ocenia szef działu hipotecznego jednego z banków.
Przy kredycie na budowę domu, w zależności od poziomu energooszczędności, można było się starać o 30 tys. lub 50 tys. zł dotacji. Do ich otrzymania nie wystarczało proste potwierdzenie stopnia energooszczędności. Budujący musiał gromadzić m.in. wszystkie wymagane aprobaty techniczne użytych materiałów i elementów, protokoły z regulacji systemu wentylacyjnego i grzewczego, faktury potwierdzające poniesione wydatki przy rozliczaniu dotacji i kredytu. Do tego jeszcze wymagana była dokumentacja fotograficzna postępów budowy.
– Szacuję, że dotacje powinny być półtora do dwóch razy większe, aby kredyty ze wsparciem funduszu zyskały na atrakcyjności i zachęcały do kosztowniejszej, energooszczędnej inwestycji. Na większe dopłaty zgody jednak nie było – ocenia Maciej Surówka, weryfikator standardów energetycznych budynków.
Także Związek Banków Polskich wskazuje, że restrykcyjne wytyczne techniczne programu i skomplikowane formalności są za drogie i nie do przyjęcia przez polskich beneficjentów. – Informowaliśmy o tym NFOŚiGW wielokrotnie, samodzielnie oraz we współpracy ze środowiskiem weryfikatorów, którzy pracowali najbliżej z potencjalnymi beneficjentami. Niestety bezskutecznie. Wprowadzano co prawda kosmetyczne zmiany, ale nie uwzględniono kluczowych propozycji rozwiązań, wynikających właśnie z rynkowego pilotażu.
Podobnie postąpiono w kolejnym programie pod nazwą Prosument, gdzie żaden bank komercyjny, poza powiązanym kapitałowo z NFOŚiGW BOŚ Bankiem, nie skorzystał z zaproszenia z powodu nierealnych ekonomicznie warunków współpracy – zwraca uwagę Łukasz Bogusz, specjalista w ZBP odpowiedzialny za inwestycje energooszczędne.
Ale za program dostaje się także bankowcom. Maciej Surówka w ubiegłym roku odwiedził placówki kilku instytucji finansowych. Tylko w jednym pracownicy wiedzieli w ogóle o kredytach w programie dopłat do domów energooszczędnych. – Nawet jeśli ktoś chciał wziąć kredyt, mógł się zniechęcić już na etapie pierwszego kontaktu z bankiem. Brakowało też kampanii medialnej ze strony NFOŚiGW – kwituje.