Od kilkudziesięciu godzin trwają spekulacje, do kogo trafią poszczególne kawałki rządowego tortu. Jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji, największe zakusy na opiekę nad mieszkalnictwem ma niewątpliwie Lewica – i to mimo relatywnie słabego wyniku wyborczego.
Taka postawa najmniejszego z koalicjantów jednak nie dziwi – przedstawiciele Lewicy od wielu miesięcy deklarowali, że postulaty mieszkaniowe to jedna z najważniejszych kwestii, z jakimi idą do wyborów.
Problem w tym, że rozwiązania mieszkaniowe proponowane przez lewicową koalicję stanowią w Polsce nadal pewną awangardę. Adrian Zandberg – jak deklarował w lipcowej rozmowie z DGP – chciałby przeznaczać każdego roku 1 proc. PKB, czyli ponad 20 mld zł, na budownictwo społeczne. Za budowę mieszkań na tani wynajem miałyby odpowiadać samorządy. Państwo byłoby z kolei odpowiedzialne za zapewnienie pełnego finansowania w tej kwestii. W ciągu jednej kadencji miałoby powstać ok. 300 tys. mieszkań – nowo wybudowanych lub przywróconych do użytku. Dodatkowym rozwiązaniem mogłoby być wprowadzenie podatku od pustostanów, czyli od trzeciego, czwartego pustego mieszkania, co pozwoliłoby ograniczyć gromadzenie kapitału w formie mieszkań. I choć w Europie nietrudno znaleźć kraje, które realizują podobną wizję, w Polsce takie myślenie jest nadal ewenementem.
Jedną z najważniejszych kwestii stojących przed nowym rządem będzie decyzja, co zrobić z programem „Pierwsze mieszkanie”, w ramach którego funkcjonuje Bezpieczny kredyt 2 proc. Istnieje bowiem ryzyko, że w 2024 r. program zostanie de facto zamrożony ze względu na wyczerpanie środków (budżet na lata 2023 i 2024 w tej kwestii był połączony). Szef resortu rozwoju Waldemar Buda zapowiadał, że rząd Zjednoczonej Prawicy zwiększy finansowanie, jeśli pojawi się ryzyko, że zabraknie pieniędzy na kolejne dopłaty do kredytów. Czy nowa władza podtrzyma tę zapowiedź? Nie wiadomo.
W koalicyjnym rządzie KO z Trzecią Drogą i Lewicą będą się spierać dwie wizje: albo jak najszybciej wygaszamy ten program, bo stanowi „przepalanie pieniędzy”, generuje popyt zamiast podaży, wpływa znacząco na wzrost cen na rynku i napycha kieszeń deweloperom (o czym mówił Adrian Zandberg), albo rozszerzamy program, zwiększamy maksymalną kwotę kredytu i wprowadzamy oprocentowanie 0 proc. (co zapowiadał Donald Tusk). Znalezienie kompromisowego rozwiązania w tej kwestii wydaje się trudne, jeśli nie niemożliwe. Obie wizje bazują bowiem na innych przypuszczeniach co do przyczyn kryzysu mieszkaniowego w Polsce. Jedna ze stron będzie musiała zatem ustąpić – albo KO nie zrealizuje jednego ze swoich 100 konkretów, albo Lewica całkowicie zaprzeczy temu, co zapowiadała przed wyborami.
Wiceszef Platformy Cezary Tomczyk w sierpniu 2023 r. zapewniał w rozmowie z DGP, że KO nie zamierza rezygnować z realizacji swoich obietnic mieszkaniowych. – Mamy w tym temacie największe doświadczenie. W sprawie infrastruktury nikt nie zrobił tyle, ile rząd PO-PSL – zapewniał poseł. Czy tak się stanie? Przekonamy się w najbliższych tygodniach. ©℗