Ceny nieruchomości są kluczową miarą sytuacji gospodarczej kraju – na równi z inflacją, stopą bezrobocia czy dynamiką PKB odzwierciedlają stabilność makroekonomiczną, a w niektórych okresach mogą nawet sygnalizować nadchodzące spowolnienie.
Ich znaczenie uwypuklił ostatni kryzys finansowy, który pokazał, jak gwałtowne wahania cen mieszkań mogą zdestabilizować nie tylko sektor finansowy, ale i całą gospodarkę, wtrącając ją w długotrwałą recesję. Mimo to, jak wskazywał przed dekadą szef australijskiego banku centralnego, informacje, jakie mamy na temat cen nieruchomości, są najsłabszym ogniwem ze wszystkich danych o cenach w kraju. Od tamtego czasu niestety niewiele się zmieniło.
Negatywnym przykładem jest Polska. Główny Urząd Statystyczny publikuje tylko jeden szereg czasowy, a mianowicie „cenę 1 mkw. powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego oddanego do użytkowania”. Wbrew nazwie nie odzwierciedla on jednak ceny samej nieruchomości, a jedynie koszt jej budowy. Deficyt w danych próbują wypełnić brokerzy oraz NBP, który na podstawie bazy Związku Banków Polskich publikuje co kwartał informacje o cenach mieszkań sprzedanych na rynku pierwotnym i wtórnym w 16 miastach wojewódzkich. Przyczyna takich braków w danych o polskim rynku nieruchomości wyszła na światło dzienne dopiero niedawno i to po części dzięki działaniu Eurostatu.