Senacka komisja budżetu i finansów publicznych przygotowała projekt ustawy, która ma zachęcać do systematycznego oszczędzania na własne mieszkanie
/>
– Projekt ustawy o kasach oszczędnościowo-budowlanych jest już gotowy, aczkolwiek formalnie komisja nie rozpoczęła jeszcze nad nim dyskusji – potwierdza Kazimierz Kleina, senator PO i przewodniczący komisji budżetu i finansów publicznych.
Jego zdaniem są jeszcze szanse na to, by projekt został rozpatrzony przez parlament obecnej kadencji.
– Ale czasu jest już naprawdę mało – przyznaje.
Wątpliwości co do projektu ma resort finansów: dotyczą one sposobu finansowania dopłat dla oszczędzających, jakie w ramach systemu kas miałyby być udzielane przez budżet państwa.
– Jestem przeciwny kasom, bo to piramida finansowa, z której nie będziemy mogli się wykręcić – tak minister finansów Mateusz Szczurek skwitował pomysł senatorów, gdy pytali go o to podczas jednej z debat w Senacie.
Jednak zdaniem Kazimierza Kleiny projekt ustawy nie zawiera elementów, które niosłyby zagrożenie dla budżetu.
– Kasy oszczędnościowo-budowlane mają u nas złą opinię ze względu na ustawę z końca lat 90. ubiegłego wieku. Wady tamtej ustawy uniemożliwiły wejście jej w życie i ostatecznie została uchylona, ale to ciąży na kasach do dziś. Na ich niekorzyść przemawia też fakt, że choć promują długoterminowe oszczędzanie, nie pozwalają na rozwiązanie bieżących problemów mieszkaniowych i musiałyby funkcjonować obok innych doraźnych programów wspierających kupno mieszkania – uważa Kazimierz Kleina.
Jacek Furga, szef komitetu ds. finansowania nieruchomości w Związku Banków Polskich, który współpracował z senatorami przy tworzeniu ustawy, wskazuje, że bezpieczeństwo kas ma wzmacniać m.in. obowiązek działania w formie specjalistycznego banku nadzorowanego przez Komisję Nadzoru Finansowego. Będzie to się też wiązało z przynależnością do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Na dodatek kasy miałyby utrzymywać fundusz rezerwowy w wysokości odpowiadającej co najmniej 3 proc. wartości środków zgromadzonych z depozytów oszczędnościowo-budowlanych.
Zgodnie z propozycją każdy oszczędzający w kasie zyskiwałby prawo do premii w wysokości maksymalnie 15 proc. rocznie. Premia wypłacana byłaby jednak od kwoty maksymalnie 6 tys. zł. Co roku można by więc zyskać od państwa dopłatę w wysokości maksymalnie 900 zł. Dopiero po czterech latach oszczędzania w kasie jej członek nabywałby prawo do kredytu udzielanego przez instytucję. Tak długi okres bez możliwości sięgnięcia po zgromadzone środki ma zapobiegać ewentualnym spekulacjom czy nadużyciom związanym z oszczędzaniem w systemie, jak to zdarzało się np. w Czechach oraz na Słowacji. Tam okres ten wynosił dwa lata, a w czasie wysokiej inflacji, razem z premiami, oszczędzanie w kasach przynosiło pokaźne i szybkie zyski.
ZBP szacuje, że w Polsce jest miejsce przynajmniej na 3–4 konkurujące ze sobą kasy, a ich powołaniem zainteresowane będą już działające u nas banki. W ten sposób będą mogły stworzyć dla siebie bazę klientów zainteresowanych w przyszłości komercyjnymi i hipotecznymi kredytami.
W praktyce wprowadzenie w Polsce kas ma się odbywać za pośrednictwem dwóch projektów ustaw. – Pierwszy z nich ma regulować zasady tworzenia specjalistycznych banków, jakimi będą kasy oszczędnościowo-budowlane, wymogi stawiane im przez nadzór, zasady gwarantujące bezpieczeństwo gromadzonych tam depozytów oraz zapewniające płynność działania tych banków – mówi Jacek Furga.
Twórcy projektu liczą, że ze względu na to, że ma ona jedynie regulować zasady działania nowych, specjalistycznych banków i jest regulacją raczej techniczną, nie powinna budzić większych dyskusji.
Kluczowe kwestie, czyli formy i wielkości wsparcia dla oszczędzających w kasach mają się znaleźć w nowelizacji ustawy o niektórych formach wspierania budownictwa mieszkaniowego. Rozmówcy DGP wskazują przy tym, że są otwarci na dyskusję o zakresie pomocy państwa, a więc wysokości premii i sposobie ich wyznaczania. Na przykład w Austrii premie takie – w zależności m.in. od wysokości stóp procentowych – mogą się wahać od 1,5 do 5 proc.
Z wyliczeń pomysłodawców wynika, że koszty dopłat z budżetu do systemu kas byłyby o wiele mniejsze niż w przypadku dopłat do obecnie realizowanych programów wspierających budownictwo mieszkaniowe, jak Rodzina na Swoim czy Mieszkanie dla Młodych. Zakładając, że oszczędzający kupowaliby nieruchomość o wartości 330 tys. zł, dopłata z budżetu wyniosłaby ok. 6 proc. Dla porównania, w przypadku korzystania przez kredytobiorcę z programu RnS państwo dopłaca 25 proc. wartości mieszkania, a w przypadku programu MdM – od 10 do 20 proc.
Etap legislacyjny
Projekt ustawy