Branża deweloperska nie wróciła do stanu sprzed pandemii, choć popyt na mieszkania jest coraz większy

34 proc. firm wciąż notuje mniejsze zainteresowanie swoją ofertą niż przed wybuchem koronawirusa. Nadal też borykają się z problemem odstępowania przez klientów od umów deweloperskich i rezerwacyjnych. W przypadku tych pierwszych ma to miejsce na większą lub podobną skalę jak przed pandemią, u 42 proc. firm w przypadkach rezerwacyjnych dostrzega to w sumie 71 proc. firm – wynika z najnowszej ankiety przeprowadzonej przez Polski Związek Firm Deweloperskich (PZFD).
Pandemia wpłynęła również na czas realizacji inwestycji. Przede wszystkim dlatego, że spowodowała spowolnienie procedur administracyjnych, co sygnalizuje aż 84 proc. deweloperów. – Przejście urzędów na pracę zdalną, zwłaszcza w początkowym okresie, sparaliżowało wiele procesów. W czasie pierwszego lockdownu liczba pozwoleń na budowę spadła o ponad 30 proc. Z czasem część urzędów sprawnie przeszła na elektroniczny obieg dokumentów i te szybko nadrabiały zaległości. Gorzej, że w wielu urzędach praca przez internet się nie przyjęła – tam nadal mamy spore problemy – mówi Konrad Płochocki, dyrektor generalny PZFD.
W największym stopniu, zdaniem deweloperów, spowolnienie procedur jest widoczne w instytucjach samorządowych. Tuż za nimi są sądy wieczystoksięgowe, gdzie czas rozpatrywania wniosków wydłużył się nawet o kilka miesięcy. Dłużej na rozpatrzenie wniosku czeka się też w powiatowym inspektoracie nadzoru budowlanego, regionalnej dyrekcji ochrony środowiska, w Wodach Polskich czy u konserwatora zabytków.
Do normy nie wróciła też zdaniem deweloperów współpraca z sektorem bankowym. Zdarzają się odmowy finansowania bez rozpatrzenia wniosku, choć ma to miejsce na mniejszą skalę niż wcześniej: w marcu 2020 r. doświadczyło tego 18 proc. deweloperów, a na przełomie roku – 8 proc. Konsekwencją pandemii jest też zaostrzenie warunków finansowania inwestycji deweloperskich. Polega to na konieczności posiadania większego wkładu własnego czy wykazania większego niż dawniej poziomu przedsprzedaży. – Zaostrzenie kryteriów przyznawania kredytów inwestycyjnych sprawiło, że część inwestorów wstrzymała się z nowymi projektami – zaznacza Konrad Płochocki.
Nie dotyczy to całego rynku i wszystkich firm. Wiele z nich przewidziało taki obrót spraw. – Mamy zabezpieczone środki na zakupy gruntów i kolejne inwestycje. Naszym celem jest utrzymanie dotychczasowego poziomu działalności. Wierzymy, że rynek nieruchomości mieszkaniowych będzie odporny na koronawirusa – mówi Joanna Chojecka, dyrektor ds. sprzedaży i marketingu na Warszawę i Wrocław w Robygu.
Doktor Jacek Furga, przewodniczący komitetu ds. finansowania nieruchomości w Związku Banków Polskich, tłumaczy, że dotychczas deweloperzy tylko w niewielkim stopniu wspierali się kredytem bankowym w inwestycjach. – Realizowali je głównie z wpłat klientów. Finansowanie zewnętrzne było im potrzebne tylko na zabezpieczenie ciągłości prac, w razie opóźnień w wypłacie transz pieniędzy od kupujących – dodaje Jacek Furga. Przyznaje natomiast, że deweloperzy, którzy dotychczas nie korzystali z usług banków, będą mieli większą trudność z nawiązaniem z nimi współpracy. Weryfikacja wniosków z całą pewnością potrwa dłużej.
Według przedstawiciela ZBP z każdym miesiącem sytuacja się poprawia. – Popyt na mieszkania ciągle bowiem jest, czego dowodem jest wysokie zainteresowanie kredytami hipotecznymi. W styczniu tego roku było nawet większe niż przed rokiem, kiedy rynek nie walczył jeszcze z wirusem – podkreśla Jacek Furga. Jego zdaniem to w dużej mierze zasługa luzowania przez banki warunków dla klientów indywidualnych. W pandemii wymagano wkładu własnego na poziomie nawet 30–40 proc., dziś nieraz wystarczy nawet 10 proc.
Deweloperzy oceniają, że w nadchodzących miesiącach mogą nadal być problemy z uzyskiwaniem finansowania przez nich i przez klientów. Oczekują jednak, że w związku z niskim oprocentowaniem lokat inwestowanie w nieruchomości będzie się cieszyć dużym zainteresowaniem, co z kolei będzie napędzać sprzedaż, a popyt i coraz trudniejszy dostęp do gruntów będą z kolei windować ceny. W ciągu dwóch lat mogą one rosnąć o 4–7 proc. rocznie. ©℗