Rynek wakacyjnych nieruchomości kwitnie. W Zakopanem, Krynicy, Sopocie, Mielnie czy Mikołajkach, choć ceny w nowo budowanych budynkach sięgają 13 – 15 tys. zł, lokale doskonale się sprzedają.
Rynek wakacyjnych nieruchomości kwitnie. W Zakopanem, Krynicy, Sopocie, Mielnie czy Mikołajkach, choć ceny w nowo budowanych budynkach sięgają 13 – 15 tys. zł, lokale doskonale się sprzedają.
W kompleksie mieszkalno-wypoczynkowym Dune w Mielnie deweloper Mielno Holding sprzedał już ponad połowę z ponad 100 mieszkań, mimo że inwestycja zostanie oddana do użytku dopiero pod koniec tego roku. Na brak klientów nie narzeka również spółka Inpro, która w Mikołajkach buduje luksusowy aparthotel, gdzie za metr kwadratowy trzeba zapłacić od 20 do 35 tys. zł. Firma sprzedała już ok. 8 z 18 mieszkań, choć za najtańsze 35-metrowe trzeba zapłacić ponad milion złotych. Drogo, ale kupujący liczą na to, że zainwestowane pieniądze zwrócą się w ciągu 12 – 15 lat, bo Inpro gwarantuje im pozyskanie chętnych na wynajem przez 11 miesięcy w roku.
Zyskami z wynajmu kusi również klientów firma Mak Dom, która ukończyła właśnie budowę nowego budynku przy ul. Grunwaldzkiej w Zakopanem. Za najtańszy 40-metrowy apartament trzeba zapłacić ponad 676 tys. zł, czyli tyle, ile za 3-pokojowe mieszkanie w Warszawie (oczywiście nie w najlepszych dzielnicach). – Cena jak na warunki polskie astronomiczna, ale lokalizacja wyjątkowa – mówi Krzysztof Baka z zakopiańskiej agencji BMT Nieruchomości. W centrum miasta wolnych działek prawie nie ma, a za te, które są w ofercie, trzeba zapłacić 1200 – 1300 zł za metr kwadratowy. To dwa – trzy razy więcej niż np. w pobliskim Kościelisku.
Deficyt ziemi sprawia, że deweloperzy, którzy w ciągu ostatnich 2 – 3 lat zainwestowali w działki, mogą teraz dyktować ceny. Tym bardziej że władze miasta praktycznie zaprzestały wydawać pozwolenia na budowę pod mieszkaniówkę. – Nie chcemy zamieniać miasta w bezładne blokowisko – mówią.
Apartamenty w turystycznych kurortach kupują przede wszystkim dobrze zarabiający 40- i 50-latkowie, którzy mają zaoszczędzone pieniądze albo których stać na kredyt. Większość z nich chce też przez najbliższe lata zarabiać na wynajmie, a za 10 – 20 lat sprzedać je z zyskiem i mieć za co żyć na emeryturze.
Popyt na mieszkania wakacyjne nakręca też brak alternatywnych źródeł odkładania kapitału. Lokaty bankowe dają dziś zysk niewiele wyższy niż inflacja, a inwestycje w akcje spółek notowanych na giełdzie czy fundusze wiążą się z ryzykiem. Z analizy ekspertów CEE Property Group wynika, że na wynajmie mieszkania można zarobić nawet 8 – 9 proc. rocznie. Największy zysk przynoszą mieszkania do 50 mkw., najlepiej dwu- lub trzypokojowe.
Nabywcy nie muszą się martwić, że mieszkanie będzie stało puste, bo większość deweloperów współpracuje z firmami administrującymi. Oferują one tzw. usługę gwarantowanego najmu. Zobowiązują się do wypłacania co miesiąc stałej kwoty bez względu na to, czy znajdą najemców na lokal. Rocznie za apartament 40 – 50 m jest to ok. 20 – 25 tys. zł. Zadaniem administratora jest też sprzątanie i konserwacja mieszkania. Dla właścicieli oferta gwarantowanego najmu oznacza stały dopływ pieniędzy, z których mogą np. spłacać kredyt. Mankamentem są ograniczenia w dysponowaniu mieszkaniem: właściciel, jeśli chce przyjechać do apartamentu, musi najpierw sprawdzić, czy jest on wolny. Musi też płacić za sprzątanie
Chętnych na wynajem przybywa. Apartamenty są bowiem tańsze niż hotele, a standard jest często znacznie wyższy niż w pensjonatach. Wynajmują je zwłaszcza rodziny z dziećmi: za apartament dwupokojowy płacą ok. 200 – 300 zł za dobę, ale mają do dyspozycji własną kuchnię, teren zabaw dla dzieci, a często basen, siłownię czy spa.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama