Będzie kolejne podejście do całkowitej likwidacji „wuzetek”. Ministerialny zespół ekspertów przedstawił nowe propozycje reformy planowania przestrzennego.
Będzie kolejne podejście do całkowitej likwidacji „wuzetek”. Ministerialny zespół ekspertów przedstawił nowe propozycje reformy planowania przestrzennego.
Wszystkie decyzje dotyczące przeznaczenia danego terenu mają w założeniu przyjąć formę prawa miejscowego. To zaś oznacza nie tylko zniesienie decyzji o warunkach zabudowy, lecz także mających znikomą wartość praktyczną studiów uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Doradcy ministra inwestycji i rozwoju Jerzego Kwiecińskiego, którzy pół roku szlifowali pomysły na naprawę systemu planowania, proponują, aby rady gminy mogły uchwalać trzy rodzaje aktów prawa miejscowego: plany przeznaczenia, plany zabudowy i normatywy urbanistyczne.
– Treść tych aktów będzie de facto składała się z dwóch części: jednej obligatoryjnej i drugiej dużo szerszej, w której będą rozpisane elementy, które gmina może zastosować, ale nie musi. Najkrócej mówiąc, pomiędzy planem dla dzielnicy Łodzi a planem dla gminy wiejskiej są zasadnicze różnice i nie ma powodu, aby zmuszać gminy wiejskie do spełniania najróżniejszych, czysto formalnych oczekiwań ustawowych – tłumaczył na konferencji prasowej szef zespołu Ryszard Kowalski, ekspert branży budowlanej.
Plan przeznaczenia, czyli plan ogólny, ma obrazować podstawową strukturę przestrzeni gminy. Czyli najprościej – określać, gdzie można budować, a gdzie nie, a także pokazywać, jak przebiegają drogi czy linie telekomunikacyjne. Do planu przeznaczenia obowiązkowo będzie dołączana m.in. prognoza jego oddziaływania na środowisko i ocena skutków finansowych.
/>
Plan zabudowy będzie zawierał już dużo więcej konkretów, w tym precyzyjne warunki i dane konieczne do projektowania budynków na danym terenie. – Ma on być na tyle szczegółowy, aby na jego podstawie można było wystąpić z wnioskiem o pozwolenie na budowę – podsumował Kowalski. Jedną z możliwych form planu zabudowy będą obszary zorganizowanego inwestowania (OZI), jedna z koncepcji, która została przejęta po kolejnych wersjach porzuconego projektu kompleksowego kodeksu urbanistyczno-budowlanego. OZI to nic innego jak swoisty mikroplan robiony pod konkretne przedsięwzięcie, np. fabrykę czy osiedle, na podstawie uproszczonych procedur i przy uwzględnieniu relacji proponowanej inwestycji z miastem. Jeśli jest ona przewidziana w planie przeznaczenia, to gmina będzie musiała określić dla niej warunki brzegowe (m.in. gęstość i wysokość zabudowy), a następnie upoważnić wójta do podpisania umowy urbanistycznej. W pewnym sensie OZI przypominają więc specjalne strefy ekonomiczne, bo pozwolą realizować duże przedsięwzięcia budowlane na specjalnych, uproszczonych zasadach (np. poprzez skrócenie czasu uzyskiwania wszelkich koniecznych decyzji i zgód). Jednakże w modelu idealnym zakładają ścisłą współpracę samorządów lokalnych oraz inwestorów na każdym etapie projektu, a także dokładnej analizy tego, jak wpisuje się on w szerszy kontekst miejski.
Trzecie ogniwo reformy planowania to normatyw urbanistyczny gwarantujący, że nowe osiedla nie będą powstawać w polu, a co za tym idzie – generować ogromnych kosztów dla miast. Wyznaczy on zatem minimalne standardy, jeśli chodzi o usytuowanie infrastruktury komunikacyjnej, społecznej i technicznej. – Wprowadzamy coś, co ma zapewnić wszystkim racjonalny dostęp do usług publicznych. Ma powstawać pełnowartościowy fragment miasta – tłumaczył Kowalski. Normatyw urbanistyczny w założeniu będzie określony przez wskaźniki wyrażające, ile na daną liczbę mieszkańców powinno przypadać szkół, przychodni czy aptek.
W wariancie idealnym to właśnie mieszkańcy mają odgrywać kluczową rolę w całym procesie planowania przestrzennego. Dlatego doradcy ministra Kwiecińskiego proponują, aby wszelkie opinie, raporty i inne materiały związane z uchwalaniem planów stały się ogólnodostępne w sieci, obligatoryjnie przeprowadzano konsultacje, a nawet debaty w internecie (pod warunkiem że zainteresowani zarejestrują się pod nazwiskiem). Same założenia planów mają zaś przewidywać różne warianty, a nie narzucać gotowe rozwiązania.
Wśród założeń ekspertów jest także wprowadzanie ponadlokalnych inwestycji celu publicznego do planu miejscowego (pod warunkiem że wszystkie koszty związane z wypłatą odszkodowań czy wykupem pokryje wnioskodawca).
Przedstawione wczoraj propozycje to już kolejne podejście do zreformowania planowania przestrzennego za czasów Prawa i Sprawiedliwości (nie licząc wielokrotnych prób podejmowanych przez poprzednie ekipy). Początkowo rząd ambitnie planował stworzenie kodeksu urbanistyczno-budowlanego, czyli jednej całościowej ustawy regulującej wszystkie aspekty związane z realizacją inwestycji. Pierwszą odsłonę projektu zaprezentowano jeszcze w 2016 r., ale po kilku liftingach i rekonstrukcji rządu ostatecznie trafił on do szuflady na początku tego roku. Nowa koncepcja ministerialnych ekspertów będzie znacząco okrojona w porównaniu z rozmachem kodeksu (w jednej z wersji miał on prawie 600 artykułów i liczył 220 stron samych przepisów bez uzasadnienia), ponieważ jego część została już skonsumowana w specustawie mieszkaniowej.
Ale tak jak przy poprzednich próbach uporządkowania systemu planowania nie wiadomo, jakie są szanse na to, aby tym razem reforma weszła w życie. – Na tym etapie prac jest za wcześnie, aby powiedzieć, od kiedy są możliwe takie zmiany – odpowiedział DGP resort inwestycji i rozwoju na pytanie o losy założeń zespołu doradczego. Nawet niektórzy spośród pracujących nad nimi ekspertów są sceptyczni.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama