Rutynowa kontrola w firmie. Urzędnik znajduje liczne nieprawidłowości w dokumentach.
– Uuu, tyle błędów, tyle podatku niezapłaconego! Będzie... pouczenie – mówi. A potem przy kawie tłumaczy przedsiębiorcy, jak przywrócić porządek w papierach. I tak zupełnie od siebie doradza, co zrobić, aby bilans wyszedł lepszy.
Następnie polski biznesmen idzie na towarzyskie spotkanie z konkurentami na lokalnym rynku. Miła pogawędka w knajpce. Czemu miałoby być inaczej, skoro to przyjaciele? Niestety, czas na tego typu przyjemności jest ograniczony. Trzeba wracać do firmy, bo klienci walą drzwiami i oknami. Sprzedawany towar schodzi na pniu, a przedsiębiorca tylko liczy zyski.
Nierealne? Cóż, zdaniem rządzących oraz licznych niezależnych ekspertów (pytanie brzmi: niezależnych od kogo) tak obecnie funkcjonuje biznes w Polsce. I podają dowody. W lutym upadłość ogłosiło 60 przedsiębiorstw, a więc o 12 mniej niż przed rokiem (dane za raportem Euler Hermes). A cały 2014 rok był lepszy od 2013. Czyli się poprawia. Wdrażane reformy działają.
Polski przedsiębiorca ma szczęście, że żyje nad Wisłą. W Niemczech upada kilkanaście razy więcej firm niż w Polsce. Prawdziwy dramat jest na Węgrzech. Tam bankructwo ogłasza nawet kilkadziesiąt razy więcej podmiotów niż u nas.
Ale ja – proszę o wybaczenie – tego typu statystykom nie wierzę. Bywają one bardzo ciekawe, dziennikarze chętnie się na nie powołują (sam to czynię), ale szukanie w nich odzwierciedlenia rzeczywistości bywa zwodnicze. Bo lokalny sklepikarz nie myśli o upadłości w tym sensie, w jakim jest ona ujmowana w tego typu raportach. On – gdy mu się nie wiedzie – upada w rzeczywistości, a nie na papierze. Zabija deskami okna, zamyka drzwi firmy, ale upadłości nie ogłasza. Bo nawet go na nią nie stać.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że niektórzy politycy dostrzegają problem. Dlatego trwają prace nad nowym prawem restrukturyzacyjnym, nad którym ślęczą resorty sprawiedliwości i gospodarki. Prawem, które – żeby było jasne – zapewne przyczyni się do „pogorszenia” statystyk i wzrostu liczby ogłaszanych bankructw. Ale lepsze gorsze statystyki, a prawdziwe, niż przekonywanie, że w Polsce jest tak świetnie.
Bo nie jest. A świadczy o tym to, że w ciągu dwóch miesięcy tego roku złożono więcej wniosków o upadłość konsumencką niż przez cały poprzedni rok. Statystyki pokażą więc na koniec roku, że jest gorzej: Polacy coraz częściej bankrutują. Chyba że poszukamy innych, które będą lepiej pasować do obrazu krainy mlekiem i miodem płynącej.