Odżył popyt na odzież, płyną zlecenia od zagranicznych marek, a część producentów zrezygnowała z usług azjatyckich fabryk z powodu wzrostu kosztów pracy i transportu

W Polsce produkuje się coraz więcej ubrań. Spośród 12 kategorii asortymentu tego sektora monitorowanych przez Główny Urząd Statystyczny w tym roku trzy czwarte notują dodatnią dynamikę wzrostu. I to nie byle jaką. W przypadku koszul męskich czy garniturów przekracza ona 40 proc., a kostiumów damskich sięga 160 proc. To wartości niespotykane co najmniej od dekady. W 2020 r. we wszystkich kategoriach notowano dwucyfrowe spadki produkcji. Ubiegły rok był już nieco lepszy, a ten zapowiada się naprawę dobrze.
Zdaniem przedstawicieli branży przemysł odzieżowy odradza się po pandemicznej zapaści. - Polskie szwalnie mają pełne ręce roboty. Wykorzystujemy pełnię naszych mocy przerobowych - mówi Joanna Dopierała z firmy Metiers. - To przede wszystkim zasługa zleceń napływających z Zachodu od marek ze średniej i wyższej półki. W naszym przypadku głównie z Francji i Belgii. W przypadku całego rynku również z Włoch czy Wielkiej Brytanii.
W Polsce działa 25,6 tys. przedsiębiorstw odzieżowych, w których tylko 20 proc. produkcji jest realizowane pod marką własną, reszta sprzedawana jest z metkami innych firm odzieżowych. Swoje kolekcje szyją u nas. m.in. takie firmy jak Burberry czy Max Mara.
Pandemia i spowodowany przez nią spadek popytu spowodowały, że wiele zakładów w Europie zbankrutowało lub zostało zmuszonych do ograniczenia zatrudnienia. Mowa m.in. o fabrykach w Bułgarii czy Rumunii. - Polskie firmy mają doświadczenie i są znane z wysokiej jakości produkcji, a do tej pory przegrywały głównie kosztami - wyjaśnia Joanna Dopierała.
W Polsce działa 25,6 tys. firm odzieżowych. Tylko 20 proc. produkcji sprzedają pod własną marką
Z danych GUS wynika, że od stycznia do maja tego roku za granicę z Polski zostało wysłane 99,3 tys. t artykułów odzieżowych, wobec 91,2 tys. t rok temu.
Większy ruch w interesie w Polsce to zdaniem naszych rozmówców z branży również efekt przenoszenia produkcji z Ukrainy. Tamtejsi producenci poza granicami szukają mocy przerobowych i możliwości realizacji kontraktów zawartych przed wojną. - Otrzymujemy cały czas zapytania od ukraińskich podmiotów o możliwość szycia w naszej fabryce - mówi nam pracownik jednej z firm.
Część producentów ogranicza działalność w Azji, m.in. w związku ze wzrostem kosztów transportu. - Pandemia pokazała, że produkcja w odległych zakątkach świata, przy braku stabilności łańcuchów dostaw, jest ryzykowna, dlatego wielu graczy rynkowych rzeczywiście decyduje się na przenoszenie produkcji bliżej. Warunkiem jest jednak wybór takiego dostawcy, który jest w stanie zapewnić odpowiedni wolumen produkcyjny na miarę zleceniodawców takich jak choćby LPP. Niestety w naszym przypadku w Polsce pozostaje to wciąż niemałym wyzwaniem - mówi Dorota Jankowska-Tomków, dyrektor ds. zakupów i ESG w Grupie LPP.
Nie bez znaczenia jest też sprzedaż w kraju, która, jak wynika z danych GUS, zwiększyła się w ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku o ponad 40 proc. To efekt zniesienia ograniczeń pandemicznych i napływu nowych konsumentów z Ukrainy. - Odrodził się też rynek eventów, a to oznacza więcej zleceń na koszulki, bluzy, materiałowe torby - mówi przedstawiciel firmy Reflect. Producenci mówią też o rosnącym popycie ze strony branż, gdzie potrzebne są ubrania robocze czy uniformy.
Na poprawie koniunktury w sektorze zyskują też pokrewne branże. Mowa na przykład o firmach specjalizujących się w sprzedaży nici do szycia. - Tylko w maju ich sprzedaż wzrosła o ponad 30 proc. W czerwcu będzie to już ponad 40 proc. - mówi Bogusław Słaby z firmy Altex. ©℗
ikona lupy />
Produkcja i eksport odzieży / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe