Już wojsko pokazało mi, że słuchanie poleceń innych mi nie odpowiada. Podobnie było w szpitalu w Makowie Mazowieckim, gdzie trafiłem po odbyciu służby, tylko tam robiłem trochę ciekawsze rzeczy – budowaliśmy bowiem od podstaw jeden z pierwszych w Polsce oddziałów sztucznej nerki. Przydało się wtedy moje doświadczenie techniczne (skończyłem Technikum Radiowo-Telewizyjne w Pułtusku), ponieważ sprzęt medyczny, jaki dostawaliśmy z Zachodu, był już zużyty i wymagał gruntownej konserwacji.
Ale ja miałem niewiele ponad 20 lat, mnóstwo zapału i chęci do działania, a początek lat dziewięćdziesiątych dawał wiele możliwości. Swoboda gospodarcza łączyła się z brakiem odpowiednich przepisów niemal we wszystkich dziedzinach, ale prawie każda działalność gospodarcza przynosiła dochód. Trzeba tylko było mieć odwagę.
Jedyną dobrą rzeczą, jaką wyniosłem z wojska, było doświadczenie związane z antenami satelitarnymi – armia nasłuchiwała w ten sposób zagraniczne agencje telewizyjne. Kiedy antenę mógł mieć już każdy (wcześniej wymagane było zezwolenie poczty) ludzie masowo zaczęli je zakładać, bo zamiast dwóch kanałów, mieli ich kilkadziesiąt. O tym, jaką były nowością, może świadczyć fakt, że kiedy je montowaliśmy, to obsługę pilota tłumaczyliśmy dzieciom, bo dorośli nie byli w stanie zrozumieć nowej dla nich techniki. Właśnie – korzystając z antenowego boomu, codziennie po pracy w szpitalu jechałem do pobliskiej Ostrołęki, gdzie razem z bratem zakładaliśmy po kilka anten dziennie. W jeden dzień zarabiałem wtedy tyle, co za miesiąc pracy w szpitalu.
Niedługo potem w Ostrołęce założono telewizję kablową, więc razem z bratem trochę się przekwalifikowaliśmy i zaczęliśmy pracę w firmie Esprit. Jednak nieudane kroki właściciela - pod koniec ludzie, u których się zadłużył, stali pod biurem i grozili, że zabiorą mu paszport, żeby nie mógł wyjechać za granicę – sprawiły, że firma zaczęła upadać. W efekcie, kiedy ludzie przychodzili płacić abonament za kablówkę, całą sumę dzieliliśmy pomiędzy pracowników, żeby cokolwiek zarobić danego dnia. W bardzo trudnej sytuacji telewizji kablowej skontaktowałem się z inwestorem, który odkupił sieć i zainwestował w nią, czyniąc moją firmę partnerem technicznym.
Tak powstała firma NETbis Jacek Brzostek. A ponieważ z czasem nauczyłem się, że nie można iść tylko w jednym kierunku i firmie potrzebna jest dywersyfikacja przychodów, w 1997 roku otworzyłem sklep z komputerami i kasami fiskalnymi. Rozszerzyliśmy też działalność kablówki na Maków, od 2010 roku oferujemy również internet.
Po 2000. roku nastąpił dynamiczny rozwój firmy. Zapotrzebowanie na sprzęt elektroniczy oraz usługi z nim związane było ogromne. Rozwój ten był także efektem analizy rynku. Szkolenie na kasy fiskalne przechodziliśmy dwa lata przed sprzedażą pierwszej kasy fiskalnej. Zdobyta wiedza pozwoliła nam na osiągnięcie przewagi nad konkurencją.
Nie obyło się bez porażek – niepowodzeniem zakończyła się inwestycja w punkt sieci Plus – po upadku jej agenta T1 (pośrednika w operacjach z Polkomtelem) straciłem sporą sumę, ale dla mnie tego typu zdarzenia są motywujące i staram się wyciągać z nich wnioski. Podobną nauczkę dostałem także wcześniej, gdy mój sklep skoncentrował się tylko na klientach ze sfery publicznej, zaniedbując jednocześnie klientów indywidualnych. Kiedy ci pierwsi już nie potrzebowali naszych usług, mieliśmy małe kłopoty.
Jednak dzięki tym doświadczeniom lepiej zrozumiałem, jak funkcjonuje lokalny rynek. Nie mogę konkurować z dużymi firmami pod względem działań marketingowych, ale mogę pod względem jakości usług. Moi klienci doceniają, że jesteśmy blisko i zapewniamy im pełną obsługę, na którą mogą zawsze liczyć. Pojedynczego klienta stawiamy teraz na pierwszym miejscu.
Schlebia mi to, że w Makowie Mazowieckim moje nazwisko staje się marką i cieszy mnie, że ludzie kupują „u Brzostka” lub „u Brzochala”. Osiągnąłem to nie tylko własną ciężką pracą, ale także dzięki ludziom, z którymi pracuję (większość jest ze mną od powstania firmy). To wszystko daje mi dużą satysfakcję i energię do działania – nie tylko dla pieniędzy, bo one też są ważne, ale żeby zrobić coś pożytecznego.