Największe problemy z płynnością mają średnie firmy. Takie, w których roczny obrót zawiera się w przedziale od 5 do 50 mln zł
Największe problemy z płynnością mają średnie firmy. Takie, w których roczny obrót zawiera się w przedziale od 5 do 50 mln zł
Według danych firmy Coface zajmującej się ubezpieczeniem należności prawie 90 proc. współczesnych bankrutów na polskim rynku to właśnie przedsiębiorcy z sektora MSP. Jednak to nie najmniejszym, lecz przede wszystkim średnim przedsiębiorstwom grozi niewypłacalność.
– Małe firmy, najczęściej prowadzone bezpośrednio przez właścicieli, ze względu na niewielką skalę działalności zwykle nie podejmują dużego ryzyka finansowego. Nie decydują się na udział w projektach wymagających zaangażowania środków finansowych przekraczających ich własne możliwości, jednostkowo też mniej inwestują i starają się rozwijać stopniowo – wyjaśnia Marcin Siwa, dyrektor działu oceny ryzyka w Coface. Jego zdaniem to średniacy częściej wystawiają się na ryzyko, bo wykonują usługi podwykonawcze na rzecz większych zleceniodawców, biorąc znaczną część ryzyka finansowego na siebie. – Brak odpowiedniego zabezpieczenia takich zleceń naraża je na kłopoty ze ściągnięciem należności, a w konsekwencji na problemy płynnościowe – ocenia Siwa.
Dodaje, że sektor MSP często jest na przegranej pozycji w starciu z dużymi firmami, które chętnie kredytują się ich kosztem, przeciągając terminy płatności bądź wymagając długich okresów spłat już na etapie uzgadniania warunków współpracy. – Mniejsze firmy rzadko kiedy domagają się zapłaty odsetek za zwłokę, zadowalając się uzyskaniem zapłaty – nawet długo po uzgodnionym terminie – podkreśla Siwa.
Potwierdzają to sami przedsiębiorcy. – Duże firmy, zwłaszcza sieci handlowe, potrafią regulować rachunki po 240, a nawet 300 dniach od ustalonej daty zapłaty. Nie pomogło nawet wprowadzenie ustawy o terminach zapłaty. Sieci znalazły wyjście, jak obejść nowe regulacje. Towar biorą w komis, a płacą, dopiero jak go sprzedadzą, do tego z dużym opóźnieniem – komentuje Marek Przystaś, współzałożyciel firmy Duckie Deck.
W której branży ryzyko jest największe? Według dyrektora Coface niezmiennie od wielu miesięcy najgorzej jest w budownictwie. W tym przypadku największe ryzyko również ponoszą średnie firmy, które często działają na zlecenie dużych inwestorów. – Praca dla nich wiąże się z większym zagrożeniem niż w przypadku zleceń od inwestorów indywidualnych. Nie niweluje go nawet to, że zwykle inwestorem końcowym jest instytucja publiczna. Często zdarza się tak, iż duże przedsiębiorstwa starają się utrzymywać płynność kosztem podwykonawców, w ten sposób odbijając sobie, świadomie bądź nie, źle podpisane kontrakty – podkreśla Siwa.
Potwierdzają to dane zebrane przez konkurencyjnego Euler Hermes Collections. Według stanu na koniec września jedna czwarta wszystkich należności w handlu materiałami budowlanymi była opóźniona. Wartość niezapłaconych faktur w całej branży budowlanej przekraczała 843 mln zł i było to najwięcej wśród wszystkich sektorów monitorowanych przez EHC. Na drugim miejscu znalazła się branża spożywcza z zaległościami rzędu 300 mln zł.
Maciej Harczuk, prezes Euler Hermes Collections, zwraca uwagę, że opóźnienia w spłacie należności powstają nie z powodu braku środków obrotowych czy wybiórczego traktowania kontrahentów. Największym problemem, szczególnie w małych i średnich firmach, są rosnące koszty stałe przy jednocześnie bardzo agresywnej konkurencji cenowej. – W porównaniu do lat 90. teraz rynek jest nasycony, produkcja bardziej wydajna. Żeby ją sprzedać, trzeba proponować coraz niższe ceny, także na rynkach eksportowych. Firmy walczą o przetrwanie, próbując większym obrotem finansować swoje koszty stałe, w efekcie często balansują na progu rentowności – dodaje prezes Harczuk.
Według niego dzisiejsze zatory płatnicze są z tego względu bardziej niebezpieczne niż np. na początku transformacji ustrojowej. – Mimo że na początku lat 90. panował chaos i nie było wykształconych sposobów zarządzania wierzytelnościami, to straty z tytułu przeoczenia kilku faktur rekompensowały spływ nowych zamówień i łatwiejsza sprzedaż produktów i usług – wspomina. Jego zdaniem dziś największe szanse na przetrwanie na rynku mają najbardziej kreatywni przedsiębiorcy umiejący osiągać przychody z kilku obszarów.
– Teraz nie wystarczy być sprawnym finansistą koordynującym wszystkie czynniki związane z zarządzaniem należnościami i pilnowaniem przepływów finansowych, ale też cały czas być o krok przed rynkiem. Wiele zależy od atrakcyjności oferty. Jeśli jest to jakiś prosty produkt czy usługa bez wartości dodanej, to w dłuższym okresie takie firmy liczyć się muszą z rosnącymi problemami z pozyskaniem nowych klientów. I ich jedyną bronią będzie dalsza walka cenowa skutkująca spadkiem rentowności. To nie może się zakończyć dobrze – twierdzi prezes Harczuk.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama