Paweł Surażyński postawił sobie za cel zdobycie lokalnego rynku wędlin z wyższej półki. Udało mu się, chociaż startował nie mając w tym biznesie żadnego doświadczenia
Suraż-Pol to typowy lokalny biznes z małej gminnej miejscowości Regimin pod Ciechanowem.
– Wszedłem w ten biznes niejako z marszu. Wcześniej zajmowałem się wyrobem wędlin, ale tylko na własne potrzeby, reszty uczyłem się sam, pomagał mi też mój teść, z zawodu masaż – mówi Paweł Surażyński.
Nie jest skłonny do ryzyka, zatem firmę oparł na tym co już posiadał – zaadaptował na produkcję własne pomieszczenia gospodarcze, zatrudnił teścia, nie skorzystał z kredytów. Po pięciu latach działania udaje mu się sprzedać wyroby wędliniarskie za około 1 mln zł rocznie, co w praktyce oznacza produkcję w wysokości 800-900 kg miesięcznie. Jednak podkreśla, że są to wyroby tradycyjne, a to oznacza, iż z 1 kg surowego mięsa otrzymuje 0,8 kg gotowego wyrobu. Nie jest to więc technologia z dużych masarni, gdzie z 1 kg mięsa masaże potrafią wyczarować nawet 1,5 kg.
Jako producent wyrobów regionalnych nie może ich sprzedawać w ilościach hurtowych, zatem wszystko trafia do detalu. Wyroby Suraż-Polu można kupić w 10 sklepach z Ciechanowa i okolic ważna jest też sprzedaż obwoźna. – Mam jeden własny sklep w Ciechanowie, sam prowadzę handel obwoźny. Reszta produkcji trafia do sklepów wędliniarskich, ale nie jestem ich głównym dostawcą. Moje wyroby są droższe od sprzedawanego tam popularnego asortymentu, stąd ciężko przekonać właścicieli sklepów by zdecydowali się na zmianę. Jak wszędzie poza dużymi miastami najlepiej sprzedają się wyroby najtańsze – wyjaśnia Surażyński. Bez powodzenia próbował zainteresować swoimi kiełbasami, kaszanką czy pasztetową warszawskich klientów. Jednak dowóz niewielkiej ilości towaru na odległość 100 km okazał się nieopłacalny.
Paweł Surażyński przyznaje, że gros czasu zajmuje mu nadzorowanie produkcji, bo w całej firmie zna się na tym najlepiej, teść już w tej chwili jedynie pomaga. Zatrudnia co prawda jeszcze czterech pracowników, ale nie są to zawodowi masaże.
Sam też do 2007 r. nie miał nic wspólnego z tym zawodem. Ukończył technikum mechaniczne a następnie wydział administracji w Wyższej Szkole Humanistycznej w Pułtusku. Przez 9 lat pracował jako urzędnik w ZUS, ale ta praca nigdy mu nie odpowiadała.
Teraz, kiedy jest na swoim, w ogóle nie myśli o państwowej posadzie. Przeciwnie szuka pomysłu na rozwijanie biznesu. Zastanawiał się nad zakupem podobnego do własnego zakładu, ale nic odpowiedniego w okolicy nie znalazł. A poza tym na taka inwestycje nie kwalifikuje się do unijnych dopłat. Są za to dotacje na budowę nowych wytwórni, ale uzyskanie dofinansowania na razie przekracza możliwości firmy z Regimina. - Trzeba myśleć finansowo, unikać ryzyka, nie zaciągać niepotrzebnych kredytów, a te są teraz niezbędne by uzyskać unijne dotacje – tłumaczy Surażyński.
Nad pytaniem, co zyskał dzięki prowadzeniu własnej firmy, długo się zastanawia. A na samym początku listy korzyści wymienia to co ona mu zabiera – czas. – To jest praca 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu – nie ukrywa Paweł Surażyński. A zyski? Zapewnia, że ich nie przejada, kupuje maszyny, samochody, ale zwykle jest to sprzęt używany. A z przyjemności, jakie daje własny biznes, najważniejsze są 5–6 dniowe zimowe urlopy na nartach z rodziną i 3–4 dni nad polskim morzem w sezonie letnim. No i pozostaje mu z pewnością satysfakcja z tego, co robi. W konkursach organizowanych przez izbę Produktu Regionalnego w Płońsku raz zajął pierwsze, a raz drugie miejsce. Otrzymał nominację w konkursie wyrobów regionalnych odbywającym się na Targach Poznańskich. Teraz startuje w konkursie „O laur Marszałka Województwa Mazowieckiego”.
Kamienie milowe sukcesu
● oryginalne receptury
● skoncentrowanie się na lokalnym rynku
● wysoka jakość wyrobów
● wykorzystywanie wyłącznie własnych zasobów finansowych