Od stycznia do czerwca z polskich ulic zniknęło ponad 1,2 tys. małych sklepów spożywczych – wynika z danych firmy badawczej Nielsen. Ich atuty, takie jak bliskość od domu, miejsca pracy, brak tłoku i kolejek nie okazały się takim magnesem, jak oczekiwano.
Wraz z lockdownem pogorszyła się sytuacja finansowa Polaków. Przy wyborze przez klientów miejsca zakupów zaczęła częściej decydować cena, a to atut większych sklepów spożywczych i dyskontów, gdzie za produkty płaci się średnio od kilku do kilkunastu procent mniej niż w małych placówkach handlowych. Do tego dają większy wybór. Tych pierwszych, jak wynika z danych Nielsena, przybyło niemal 270. Liczba dyskontów wzrosła o 128.
– Ograniczyliśmy liczbę odwiedzanych sklepów, skupiając się na tych w najbliższej okolicy. Postawiliśmy też na zakupy większe i rzadsze – mówi Bartek Brzoskowski, dyrektor strategiczny w agencji Kamikaze.
Jak wynika z danych GFK dyskonty zanotowały największy wzrost udziału w zakupach – o 17,6 proc. – W maju 51 proc. gospodarstw domowych deklarowało, że chociaż nie dostrzegają zagrożenia utratą pracy, to jednak ich sytuacja finansowa odczuwalnie się pogorszyła. 17 proc. jest dotkniętych bezrobociem lub odczuwa ryzyko zaistnienia takiej sytuacji. Nic dziwnego, że taka ocena własnego położenia ekonomicznego przekłada się na zachowania zakupowe – wyjaśnia Rafał Dobrowolski, menedżer w GfK Polonia.
Jego zdaniem wpływ na taką sytuację ma też zmiana częstotliwości wizyt w sklepach. W pierwszym półroczu zmniejszyła się o 12 proc., co było największym spadkiem w zestawieniu z innymi porównywanymi krajami naszej części Europy. – W ciągu sześciu miesięcy tego roku polska rodzina była w sklepie 165 razy. Przed rokiem takich wizyt było aż 187 – podkreśla Rafał Dobrowolski.
Ale nie tylko dlatego dyskonty i duże sklepy spożywcze zyskują na popularności. Wypadają też lepiej w oczach klientów pod względem zaoferowanych zabezpieczeń przeciw COVID-19.
Zdaniem ekspertów koronawirus przyspieszył tylko zjawisko obserwowane już od pewnego czasu – rutynizację zakupów, przejawiającą się rzadszymi wizytami w sklepach i korzystaniem z węższego spektrum sklepów. – Nasila się więc koncentracja zakupów w sklepach o większym formacie, przede wszystkim w dyskontach oraz w lokalnych supermarketach.
Małe sklepy to niejedyny format, który znika z polskich ulic. Ubywa też kiosków, drogerii oraz super- i hipermarketów.