Całkowitego zakazu promowania leków w telewizji nie będzie. Ale resort zdrowia zamierza surowo karać producentów, których spoty wprowadzają klientów w błąd.
Wszyscy eksperci z zakresu farmacji są zgodni: sytuacja na polskim rynku reklamy leków i suplementów diety jest katastrofalna. Z telewizji dowiadujemy się o nieistniejących schorzeniach, jak np. choroba niespokojnych nóg, sposobach na kaszel palacza albo metodach na „płonący konar”.
– Reklam jest bardzo dużo i niestety wiele z nich wprowadza konsumentów w błąd. Zmiany są więc niezbędne – przyznaje radca prawny dr Dobrawa Biadun, ekspertka Konfederacji Lewiatan.
Doskonale zdają sobie z tego sprawę także urzędnicy Ministerstwa Zdrowia. W kwietniu (DGP nr 66/2016) jako pierwsi informowaliśmy o tym, że postanowili oni podjąć konkretne działania, łącznie z wprowadzeniem zakazu promowania leków. – Konieczne jest co najmniej radykalne ograniczenie możliwości reklamy środków sprzedawanych bez recepty, a nawet wprowadzenie całkowitego zakazu – mówił nam wówczas p.o. główny inspektor farmaceutyczny Zbigniew Niewójt.
Teraz okazuje się, że zakazu – przynajmniej na razie – nie będzie. Wiceminister zdrowia Krzysztof Łanda uznał, że sprawdzi się inne, mniej radykalne rozwiązanie. Mianowicie usprawniona ma zostać kontrola treści reklamowych dotyczących leków i wyrobów medycznych. Gdy urzędnicy stwierdzą, że dany spot wprowadza konsumentów w błąd, przedsiębiorca za niego odpowiedzialny zostanie dotkliwie ukarany finansowo. Formalnie będzie to kara administracyjna z rygorem natychmiastowej wykonalności. To zaś oznacza, że firma odpowiedzialna za reklamę uznaną przez urzędników za nierzetelną najpierw będzie musiała zapłacić, a dopiero potem będzie mogła polemizować z decyzją i walczyć w sądzie o zwrot pieniędzy.
W ocenie Ministerstwa Zdrowia takie rozwiązanie powinno wystarczyć, by przekazów zafałszowujących rzeczywistość było znacznie mniej. Niektórzy jednak sądzą inaczej. I postulują, by kontrola reklam nie była następcza, lecz prewencyjna. – Zasadne byłoby wprowadzenie u nas przepisów podobnych do tych, które funkcjonują w innych krajach UE, np. w Szwecji czy Belgii. Tam kontrola reklam jest dokonywana przed emisją – wskazuje mgr farm. Walenty Zajdel, przewodniczący komisji ds. aptek szpitalnych Okręgowej Izby Aptekarskiej w Krakowie. – Dopiero po sprawdzeniu zgodności z prawem wydawana jest zgoda na rozpoczęcie rozpowszechniania reklamy kierowanej do publicznej wiadomości – dodaje.
Ministerstwo Zdrowia uważa jednak, że taka regulacja byłaby problematyczna z punktu widzenia organów administracji. Przede wszystkim kontrola prewencyjna musiałaby się przełożyć na rozrost biurokracji. Obecnie żaden urząd nie dysponuje kadrami, które mogłyby analizować treści wszystkich reklam przygotowywanych do emisji. To zaś w oczywisty sposób musiałoby się przełożyć na koszty. Ponadto mógłby pojawić się zarzut cenzury.
– Bez wątpienia kontrola prewencyjna byłaby rozwiązaniem lepszym dla przedsiębiorców, gdyż zwiększałaby pewność prawa. Ale argumenty Ministerstwa Zdrowia są przekonujące – uważa dr Dobrawa Biadun. I dodaje, że rzeczywiście nadzorowanie ogromnej liczby reklam jeszcze przed ich emisją byłoby dużym wyzwaniem dla urzędników. A jednocześnie generowałoby koszty.
Polska lekomania / Dziennik Gazeta Prawna
– Dlatego w tym przypadku kontrola następcza wydaje się wystarczająca. Tym bardziej że rynek leków już teraz jest obwarowany wieloma regulacjami, więc przedsiębiorcy wiedzą, co mogą robić, a czego nie – uważa ekspertka Konfederacji Lewiatan.
Nie zgadza się z tym Walenty Zajdel. I zwraca uwagę, że formalnie rzecz biorąc, w Polsce istnieje przecież kontrola następcza reklam leków. Zajmuje się tym główny inspektor farmaceutyczny. Problem w tym, że efekty są wyjątkowo marne. Świadczy o tym nieustanny wzrost spożycia leków oraz to, jak opornie idzie urzędnikom egzekwowanie odpowiedzialności od producentów. Zresztą na problem niedoskonałego prawa w tym zakresie niejednokrotnie zwracał uwagę sam GIF.
– Brakuje merytorycznego nadzoru nad treścią reklam – podkreśla mgr Zajdel. Jego zdaniem właśnie sprawdzanie spotów przed ich emisją mogłoby być pierwszym krokiem w dobrą stronę. Tym bardziej że – co zaznacza – chodzi przecież o to, aby nie było nierzetelnych reklam leków, a nie o to, aby karać i zarabiać na tych już wyemitowanych.
Przedstawiciele producentów są na razie oszczędni w słowach. Ci, z którymi rozmawialiśmy, mówią to samo: najpierw zaczekajmy na projekt, a potem będziemy dyskutowali o szczegółach. Rzecz w tym, że na konkretne rozwiązania legislacyjne przyjdzie nam poczekać jeszcze kilka miesięcy. Ministerstwo Zdrowia nie chce bowiem proponować nowych regulacji bez udziału głównego inspektora farmaceutycznego, który potem będzie sprawował nadzór nad reklamą leków. Nabór na to stanowisko rozpoczął się w styczniu 2016 roku. Konkurs nie został jeszcze rozstrzygnięty.