Krzysztof Czabański, który jest również pełnomocnikiem rządu ds. reformy mediów publicznych, za największą bolączkę uznaje ich finansowanie i zapowiada rychłe rozpoczęcie prac nad przygotowaniem projektu noweli ustawy abonamentowej. Jesienią powinny też zostać wznowione prace nad "dużą" ustawą medialną, gdyż - jak mówi - jest determinacja, by ten projekt doprowadzić do końca.
Prezydent właśnie podpisał ustawę o Radzie Mediów Narodowych. Jaki jest cel powołania Rady?
Krzysztof Czabański (K.Cz.): To jest bardzo ważna zmiana ustrojowa, z czego być może mało kto zdaje sobie sprawę. Treść tej ustawy de facto oznacza, że media publiczne po raz pierwszy stają się pewną całością, wyodrębnioną z rynku mediów, która - co za tym idzie - ma działać wspólnie.
KRRiT mediami publicznymi będzie się zajmować tak, jak innymi uczestnikami rynku medialnego, Polsatem czy TVN. Z wyjątkiem podziału abonamentu - ta kompetencja pozostaje w gestii KRRiT.
Kiedy zatem możemy się spodziewać powołania Rady?
K.Cz.: RMN powstanie nie później niż we wrześniu. To trochę zależy od zachowania klubów opozycyjnych. Bo jeżeli PO, a deklaracje niektórych jej polityków to sugerują, zbojkotuje RMN, to wejdą w grę kolejne kluby i kolejne terminy. Ze względu na wakacje parlamentarne w sierpniu, być może formowanie tej Rady przesunie się do września. Jeżeli nie będzie tego bojkotu, to jest duża szansa na to, że RMN powstanie jeszcze w lipcu.
Czym się ona zajmie?
K.Cz.: Określeniem najważniejszych kierunków działania mediów publicznych w Polsce - TVP, Polskiego Radia, rozgłośni regionalnych Polskiego Radia i PAP. Przede wszystkim wytyczeniem kierunków wspólnych działań, bo każda z tych spółek działa samodzielnie, jest spółką prawa handlowego, działa według reguł, które ją obowiązują, ma swoje plany. A chodzi o to, żeby je zachęcić, a jak trzeba, zachęcić bardziej stanowczo - do współdziałania.
Głównym polem, na którym widzę takie współdziałanie - i to bym podpowiadał Radzie Mediów Narodowych, jak ona już powstanie - jest internet. To jest obszar, w którym każda z tych spółek jakoś istnieje, jednak są one rozproszone, nie są na tym rynku poważnymi graczami. Najważniejszym celem na najbliższe miesiące wydaje mi się projekt internetowego portalu mediów narodowych. Żeby ten portal mógł w przyszłym roku wejść na rynek medialny. Przy zasobach informacyjnych, archiwalnych, jakie są w tych podmiotach, i przy ich możliwościach przetwarzania i przekazywania - to nie ma on konkurencji na polskim rynku. Możliwość operowania tymi zasobami w internecie powinna stworzyć bardzo atrakcyjny, szeroko odbierany portal internetowy.
Czy to oznacza, że obecne portale TVP, PR i PAP zostałyby zlikwidowane?
K.Cz.: One zostaną. Można sobie wyobrazić przekierowywanie na portale tych spółek z tego portalu dużego.
Naszym celem jest osiągnięcie efektu synergii - dzięki temu, że te media zaczną ze sobą współdziałać, możemy uzyskać coś o wiele bardziej wartościowego niż przy działaniach oddzielnych. Ale nie chcę przesądzać, jaki to będzie miało kształt, bo po to są fachowcy od tego, żeby przygotowali ten projekt i wdrożyli go w życie. Można sobie wyobrazić, że będzie to wspólne przedsięwzięcie tych spółek medialnych pod auspicjami RMN, które będzie miało różne sposoby finansowania, niekoniecznie związane tylko z tymi spółkami.
Na przykład jakie sposoby finansowania?
K.Cz.: Poczekajmy, jak się to zacznie wytwarzać.
A kto sprawowałby nadzór nad tworzeniem takiego portalu?
K.Cz.: Te trzy spółki mogą powołać spółkę do tego celu, ale nie chcę tego przesądzać. Niewątpliwie, jak patrzymy na polskie media publiczne, to widzimy, że one - każde w swoim obszarze - próbuje nadążyć za nowoczesnością, różnie to wychodzi i daje efekty trochę na miarę każdej z tych spółek. Więc spróbujmy się od tego odbić, stworzyć nową jakość dla wszystkich i w ten sposób gonić świat nowoczesnych technologii.
W Senacie mówił Pan, że będzie sugerował RMN, by na przełomie roku zorganizowała konkursy na szefów TVP i PR.
K.Cz.: Będę tak sugerował, ponieważ konkursy są zdrowym mechanizmem - dobrym i akceptowanym przez wszystkich, o ile są uczciwe, a to zakładamy. Chociaż w Polsce, jak wiemy, w ostatnich latach były z tym duże kłopoty. Z tymi konkursami wiąże się druga sprawa - kadencje. Będę sugerował, żeby to były kadencje trzyletnie, żeby to był pewien czas, który pozwala pokazać, czy ktoś rozwija firmę i działa na jej korzyść, czy jest stagnacja. Nie jest to czas za krótki, ale nie jest też przesadnie długi. Gdyby się okazało, że coś jest nie tak, to kadencja wyznacza naturalny koniec współpracy - nie mówię o sytuacjach, kiedy są naruszane pewne zasady prawne.
PAP to nie dotyczy, bo był konkurs na prezesa. Pozostała część zarządu i rada nadzorcza będą podlegały tym samym rygorom, co w pozostałych spółkach medialnych. Jeżeli RMN nie będzie powołana do końca ich kadencji, wybór będzie dokonany w dotychczasowym trybie.
Koniec roku wydaje się dobrym terminem, bo to by oznaczało, że upłynie już mniej więcej rok od powołania w trybie niekonkursowym władz tych spółek. Już można więc będzie ocenić pewne efekty ich działania. Zakładam, że wszystkie dotychczasowe władze tych spółek wezmą udział w tych konkursach i wtedy ich przewagą będzie to, że będzie świadczyła za nimi praktyka.
Patrząc na półroczny dorobek władz TVP i PR, widziałby Pan ich szefów na tych stanowiskach w kolejnych latach?
K.Cz.: Nie mogę niczego sugerować przyszłym komisjom konkursowym. Gdy ta ustawa wejdzie w życie, rząd nie będzie miał już nic do powiedzenia ws. spółek medialnych i nie mogę tutaj wypowiadać swoich opinii.
Czy Pan znajdzie się w składzie RMN?
K.Cz.: Jest określony tryb, który wyraźnie mówi, że kandydatów zgłaszają kluby parlamentarne. Więc proszę pytać szefów klubów, kogo zaproponują, nie można się samemu zaproponować.
Czemu posłowie i senatorowie, w odróżnieniu od np. samorządowców, mogą zasiadać w Radzie?
K.Cz.: Jest to świadome. Jeżeli chcemy mieć radę powierniczą, która w imieniu społeczeństwa nadzoruje własność wspólną i chcemy, żeby ona jak najlepiej odwzorowywała podziały społeczne, to Sejm najlepiej odzwierciedla zróżnicowanie naszego społeczeństwa - pod każdym względem. Dlatego są te dwa miejsca dla opozycji, zapisane w prawie, bo bez tego ten warunek by nie był spełniony. To jest po raz pierwszy w naszym prawodawstwie zagwarantowanie opozycji miejsca w ważnej instytucji. Dziwię się różnym prawicowym publicystom, którzy straszliwe wybrzydzają na tę ustawę. To znaczy, że albo są ślepi politycznie, więc nie powinni się zajmować komentarzem politycznym, albo są stronniczy, a udają bezstronnych, albo prowadzą jakieś gry, do których się nie chcą przyznać, co jest trochę smutne. A później narzekają w innych sprawach, że PiS wziął wszystko, a nie widzą, że tu dwa z pięciu miejsc oddaje się opozycji.
Wszystkie dotychczasowe pomysły na odpolitycznienie mediów publicznych sprowadzały się do tego, by media te zostały zawłaszczone przez wąskie środowiska, które nie odpowiadają nigdy przed nikim. Politycy odpowiadają przed obywatelami co cztery lata w wyborach.
Proszę spojrzeć na KRRiT, która nie dość, że mieszała funkcje regulatora rynku z uprawnieniami władczymi wobec mediów publicznych, to jeszcze udawała, że jest apolityczna.
Ciekawe, jak będą wyglądały posiedzenia RMN, jeśli znajdą się w niej politycy z dwóch stron barykady? Biorąc pod uwagę np. doświadczenia z prac sejmowej komisji kultury, można tu być sceptycznym.
K.Cz.: Zobaczymy, po owocach ich poznacie. Nie podejrzewam jednak, żeby kluby - czy partie, które się za nimi kryją - typowały do tej Rady ludzi przypadkowych, bo to jest zbyt duże ryzyko: i dla nich, i ryzyko kompromitacji. W związku z tym, jeżeli to będą ludzie, którym zależy na tym, żeby się media publiczne rozwijały, to znajdą wspólny język. Jestem tego pewien.
Czy nie zachodzi jednak obawa, że posiedzenia Rady będą przypominać studio telewizyjne z zaproszonymi politykami, gdzie trudno o merytoryczną dyskusję?
K.Cz.: Obawy są zawsze. Gdy się wyłącza kamery, politycy zachowują się inaczej. Podczas niedawnego mojego spotkania z posłami partii opozycyjnej rozmowa w trzech czwartych, jeśli nie w 90 proc. była merytoryczna. Nie był to teatr polityczny. Jak chce się rozwiązać jakiś problem, zaczyna się rozmawiać inaczej. Ja na to bardzo liczę, a nawet jestem tego pewien, bo mało kto - poza Platformą i też nie całą, bo przecież senator Borusewicz nawet z trybuny pochwalił przydzielenie dwóch miejsc w Radzie opozycji - nie martwi się o przyszłość mediów publicznych. I Kukiz'15, i Nowoczesna, i PSL, i znaczna część Platformy chcą rozwijać media publiczne. Na pewno się dogadają.
Finansowanie to chyba największa bolączka wszystkich mediów, które teraz będą nazywać się narodowymi, czyli TVP, PR i PAP.
K.Cz.: Na pewno jest to największa ich bolączka, bo bez zasilania te media upadną. Celem noweli ustawy o abonamencie będzie właśnie poprawa jego ściągalności. Grupa poselska, która przygotowuje ten projekt przy pomocy mojej jako pełnomocnika rządu ds. reformy i ekspertów, siada do roboty już teraz, począwszy od najbliższej sesji Sejmu. Zakładamy, że na wrzesień będzie ten projekt przygotowany, o ile nie wyskoczy coś, co mogłoby opóźnić prace. Ale wstępnie uważamy, że jest szansa, żeby mógł on wejść pod obrady Sejmu na przełomie września i października, i zacząć obowiązywać np. od nowego roku, a może nawet wcześniej. Bo przy takiej nowelizacji vacatio legis nie musi być długie.
To jednak nie pomoże tym mediom w tym roku. Przewodniczący KRRiT Jan Dworak zwracał uwagę, że druga połowa 2016 r. może być krytyczna, jeśli chodzi o ściągalność abonamentu. Czy jest jakiś plan ratunkowy, szczególnie dla Radia, które utrzymuje się przede wszystkim z abonamentu?
K.Cz.: Obecne prognozy są znane spółkom medialnym od dawna, więc mam nadzieję, że są one przygotowane.
W Sejmie jest projekt autorstwa posłów PiS, by w 2016 r. 20 mln zł z Funduszu Reprywatyzacji przeznaczyć na dofinansowanie TVP i PR. Czy Panu jest znana ta inicjatywa?
K.Cz.: Nie jest mi znana ta inicjatywa, ale 20 mln zł nie uratuje TVP ani "dużego Radia", mogłoby co najwyżej pomóc 17 regionalnym rozgłośniom radiowym. To na pewno nie rozwiązuje problemu. Jeśli chodzi o Polską Agencję Prasową, to zgodnie z prawem jest ona finansowana z dotacji budżetowej. Ona jest obecnie mikroskopijna, ale może być większa. To nie wymaga nowelizacji abonamentu.
Mamy świadomość, że podstawą mediów publicznych są zdrowe finanse tych mediów. Bo wiemy, że finanse przesądzą o jakości tych mediów pod każdym względem: wobec widzów, pracowników, etc.
Świadomość tego jest świadomością kierownictwa politycznego państwa. Kierownictwo polityczne państwa jest zdeterminowane, żeby naprawić media publiczne, które zostały zniszczone przez poprzednie rządy, również pod względem finansowym. Z tej drogi nie ma odwrotu.
Widać zresztą, że jak się okazało, że nie możemy zaryzykować tzw. dużej ustawy medialnej, bo mogłoby to grozić karami ze strony Brukseli i narażeniem się na to, że media publiczne musiałyby za parę lat oddawać pieniądze, jakie otrzymały dzięki tej ustawie, to wybraliśmy drogę ostrożną. Ale od razu pokazała się ustawa mała ("pomostowa" - PAP), która załatwia sprawy ustrojowe i za chwilę będzie mała ustawa nowelizująca abonament.
Nie cofamy się ani na krok. Prace nad dużą ustawą medialną w podkomisji ruszą znowu jesienią. Ona będzie dostosowana do małych pomostowych ustaw w odpowiednich fragmentach i zostanie doprowadzona do etapu przed drugim czytaniem. I w formie takiego projektu pójdzie do notyfikacji w KE.
Łącznie z projektem dot. składki audiowizualnej?
K.Cz.: Jeżeli uda się uszczelnić abonament, to nie będziemy szli w stronę składki, tylko zostaniemy przy uszczelnionym abonamencie, bo po co psuć dobry system.
A co wtedy z PAP, którego z abonamentu utrzymywać nie można, a ze składki miał być finansowany?
K.Cz.: Jeżeli chodzi o PAP, to w tym momencie możemy to uregulować poprzez dotacje budżetowe. Być może zastanowić się nad zapisaniem pewnej kwoty czy pewnego ułamka procenta, to nie są duże kwoty z punktu widzenia budżetu, to nawet trudno by było zapisać. Może jakiś inny sposób? Więc nie przesądzajmy.
Ale nadal jest wola, żeby przekształcić obecne spółki w instytucje mediów narodowych?
K.Cz.: Tak, przy czym koncepcja dotycząca RMN jest aktualna w tym kształcie, jaki teraz został zatwierdzony i duża ustawa medialna będzie do niego dostosowana.
Czy jest jakiś termin przygotowania dużej ustawy medialnej?
K.Cz.: Po poprzednich doświadczeniach nie będę ryzykował podawania żadnych terminów. Po wakacjach wrócimy do prac w podkomisji. Ale najważniejsza jest w tej chwili nowelizacja ustawy abonamentowej.
Wiadomo już, w jakim kierunku pójdą zmiany?
K.Cz.: Są rozważane różne warianty, które generalnie sprowadzają się do tego, że niezależnie od tego, czy będzie utrzymany obowiązek rejestracji odbiorników radiowych i telewizyjnych, czy nie, rzecz będzie oparta o założenie, że wszyscy je mają. Jeżeli ktoś nie ma, to będzie mógł złożyć stosowne oświadczenie, ale urząd skarbowy - albo inna instytucja, która będzie to weryfikować - będzie miał do dyspozycji różne bazy danych, które pozwolą to zweryfikować, oczywiście bez żadnego wchodzenia do mieszkań. Dam przykład - jeżeli są bazy danych klientów telewizji kablowych, to trudno sobie wyobrazić, że ktoś zawarł umowę na kablówkę, a nie ma telewizora.
Czy nie grozi to tym, że ludzie zerwą umowy z kablówkami i przerzucą się na anteny satelitarne?
K.Cz.: Zawsze znajdzie się ktoś, kto to zrobi. Ale 95 proc. ludzi nie będzie podejmować mitręgi czy ryzykować starcia z urzędem skarbowym, żeby oszczędzić 20 zł miesięcznie. Każdy ma zresztą np. radioodbiornik w samochodzie, za który trzeba płacić mniej, bo ok. 5 zł. Tak samo można weryfikować firmy. Można np. wprowadzić zasadę, że w samochodach firmowych oprócz OC trzeba pokazać kwitek opłacenia abonamentu. W tej chwili płaci 10 proc. firm i 8 proc. obywateli. Wystarczy, żeby płaciło 25 proc. obywateli i 30 proc. firm, by media publiczne mogły się utrzymać. Liczę też na to, że przypominanie ludziom, iż łamią prawo, też przyniesie efekty.