Efekt Tuska
„Nie do zaakceptowania jest sytuacja, w której we wnętrzu telewizja publiczna przypomina komercyjną m.in. ze względu na bardzo wysokie wynagrodzenie dla gwiazd ekranu, a na zewnątrz staje się publiczna tylko z tego tytułu, że ściąga haracz publiczny z ludzi” – mówił w kwietniu 2008 roku premier Donald Tusk, czym wywołał szeroką dyskusję na temat zasadności płacenia abonamentu RTV, jak również potrzeby zmian w nieefektywnym i nieszczelnym systemie finansowania mediów publicznych.
Niestety wówczas skończyło się jedynie na mocnych słowach i obietnicach. Mijały kolejne lata, a w kwestii abonamentu rząd Donalda Tuska nie posunął się do przodu nawet o milimetr. W tym samym czasie konsekwentnie spadała liczba gospodarstw domowych, które abonamentowy „haracz” uiszczały.
Dobre złego początki
„Światełko w tunelu” pojawiło się w grudniu 2012 roku, gdy Bogdan Zdrojewski poinformował o projekcie zmian w ustawie medialnej, który zakładał prawdziwą rewolucję w finansowaniu mediów publicznych. Już wtedy szef resortu kultury zapowiadał, że optymalnym rozwiązaniem byłoby zastąpienie abonamentu radiowo-telewizyjnego powszechną opłatą audiowizualną. W rozmowie z dziennikiem „Rzeczpospolita” Zdrojewski zaznaczył, że taka opłata mogłaby wejść w życie nie wcześniej niż w styczniu 2014 roku.
Pomysł Zdrojewskiego bardzo szybko znalazł poparcie w środowisku medialnym. „System abonamentowy jest niewydolny i anachroniczny. Zmienia go cała Europa, Polska też musi to zrobić” – mówił w styczniu br. szef KRRiT Jan Dworak w rozmowie z Agencją Informacyjną Newseria. Według Dworaka powszechna opłata audiowizualna w wysokości ok. 10 - 11 zł miałaby uzdrowić polskie media publiczne i uratować je przed dalszą komercjalizacją.
W marcu br. Bogdan Zdrojewski poinformował, że prace nad nową ustawą medialną zatrzymały się na wyborze jednego z czterech wariantów finansowania mediów. Obok faworyzowanej opłaty audiowizualnej, resort rozważał również stworzenie funduszu misji publicznej (co oznaczałoby finansowanie mediów z budżetu państwa), połączenie kilku źródeł finansowania, a także – co zaskakujące – utrzymanie status quo i zachowanie systemu abonamentowego. Minister kultury podkreślił wówczas, że to kiedy nowa ustawa ujrzy światło dzienne, zależy w dużej mierze od zgody politycznej. Zgody, o którą w spolaryzowanym polskim parlamencie niezwykle trudno.
10, 15, a może 25 zł?
Wreszcie, w lipcu br. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zakończyło prace nad założeniami do zmian w ustawie medialnej. Zgodnie z przewidywaniami zakładały one likwidację abonamentu radiowo-telewizyjnego i zastąpienie go opłatą za prawo do ściągania sygnału radiowego i telewizyjnego, jak również rezygnację z przestarzałego obowiązku rejestracji odbiorników radiowo-telewizyjnych. Jedną z kilku niewiadomych pozostawał sposób ściągania tej opłaty. Pod uwagę brano dwa warianty – pobieranie opłaty „od adresu” (dane abonentów uzyskano by w parciu o gminną ewidencję podatkową nieruchomości) lub „od rachunku” (opłata audiowizualna uiszczana wraz z rachunkiem za energię elektryczną). „Mam nadzieję, że na początku września będziemy mieli opinie, z których jasno będzie wynikać, który wariant jest – krótko mówiąc – prawnie dopuszczalny albo lepszy” – mówił Bogdan Zdrojewski w radiowych „Sygnałach Dnia”. W sierpniu br. projekt Zdrojewskiego otrzymał „zielone światło” od samego Donalda Tuska, co zrodziło nadzieję na rozpoczęcie prac w Sejmie.
Bez względu na obrany wariant ściągania opłaty audiowizualnej, projekt resortu kultury zakładał, że miałaby ona wynosić ok 10 - 11 zł. Z naszych wyliczeń wynika, że wprowadzenie opłaty audiowizualnej w takiej właśnie wysokości od każdego gospodarstwa domowego (13,5 mln gospodarstw domowych wg Spisu Powszechnego z 2011 r.) przy ustawowych zwolnieniach, oznaczałoby dla mediów publicznych roczne wpływy w wysokości ok. 1,5 mld zł. Dla porównania w 2012 r. wpływy z tytułu abonamentu RTV – który według danych KRRiT opłaca obecnie zaledwie 10 proc. gospodarstw domowych - wyniosły 550 mln zł.
W sprawie wysokości opłaty audiowizualnej głos zabrał m.in. prezes TVP Juliusz Braun, który – tak jak prezes Polskiego Radia Andrzej Siezieniewski – jest gorącym zwolennikiem zmian w systemie finansowania mediów publicznych. We wrześniu br. w rozmowie z serwisem wp.pl Juliusz Braun podkreślił, że zaproponowana przez MKDiN opłata audiowizualna w wysokości 10 zł, to zdecydowanie za mało, aby spełnić potrzeby telewizji publicznej. Wg prezesa TVP taka opłata umożliwiłaby jedynie „ustabilizowanie sytuacji finansowej telewizji na obecnym poziomie”. Zwiększenie „misyjności” TVP miałaby natomiast zapewnić powszechna opłata w wysokości 20, a nawet 25 zł. „Czeski przykład wydaje się bardzo dobry: każde gospodarstwo domowe ma obowiązek wniesienia opłaty, która wynosi 25 zł miesięcznie, bez rejestrowania telewizorów, komputerów czy komórek" – mówił Braun w rozmowie z dziennikiem „Rzeczpospolita”.
Wielką niewiadomą pozostawała natomiast kwestia organu odpowiedzialnego za ściąganie opłaty audiowizualnej, jak również ewentualnej „abolicji” dla osób zalegających z płatnościami za abonament RTV. „Przepisy ustawy o opłacie audiowizualnej z pewnością odniosą się do kwestii sytuacji prawnej osób, które mają zaległości w uiszczaniu abonamentu. Ostateczny kształt tych rozwiązań nie został jednak przesądzony” – mówił we wrześniu br. przedstawiciel Centrum Informacyjnego MKDiN w rozmowie z serwisem gazetaprawna.pl.
Martwy punkt
Ostatecznie projekt założeń do ustawy audiowizualnej trafił do Sejmu we wrześniu i – zgodnie z informacjami resortu kultury – poddawany jest obecnie „roboczym konsultacjom”. Kiedy projekt ujrzy światło dzienne? Kiedy Sejm rozpocznie pracę nad nowelizacją ustawy? Kiedy wejdzie ona w życie? Odpowiedzi na te pytania nie zna prawdopodobnie nawet sam Bogdan Zdrojewski. Po raz ostatni głos w sprawie opłaty audiowizualnej minister kultury zabrał w październiku, gdy w rozmowie z radiową Trójką potwierdził, że opłata miałaby wynosić ok. 10 zł. „Szansa na wprowadzenie takiej opłaty pojawia się najwcześniej 1 czerwca 2014 roku, jednak według mojej oceny nie powinno być to później niż 1 stycznia 2015” – zaznaczył Zdrojewski.
Niestety wszystko wskazuje na to, że nawet ten drugi termin pozostaje obecnie w sferze mrzonek. Według informacji „DGP” w najbliższym czasie nie ma co liczyć na polityczną zgodę w kwestii opłaty audiowizualnej, a tajemnicze „robocze” analizy, którym poddawany jest projekt, to po prostu słynna marszałkowska „zamrażarka”. Trudno spodziewać się, że rządowy projekt poprze Prawo i Sprawiedliwość, skoro prominentni politycy tej partii (Jarosław Kaczyński czy Adam Hofman) coraz głośniej mówią o pomyśle całkowitej likwidacji telewizji publicznej. Inne partie są wobec projektu Zdrojewskiego trochę bardziej łaskawe, ale oczekują konkretów, a nie informacji z „drugiej ręki”.
Ustawa medialna dzieli nie tylko polityków. Według badań CBOS-u z września br., pomysł wprowadzenia opłaty audiowizualnej popiera obecnie 40 proc. Polaków, a ponad połowa (54 proc.) jest temu rozwiązaniu przeciwna. Sceptycyzm wobec opłaty audiowizualnej może wynikać z faktu, że w przeciwieństwie do abonamentu RTV, miałaby ona obowiązywać wszystkie gospodarstwa domowe, które posiadają jakiekolwiek urządzenia zdolne do odbioru sygnału radiowo-telewizyjnego. Oznacza to, że przed opłatą nie uciekliby również posiadacze smartfonów i tabletów, nawet jeśli już dawno pozbyli się ze swojego domu tradycyjnego telewizora czy radioodbiornika. Zdecydowanie większym poparcie wśród Polaków cieszy się natomiast pomysł finansowania Polskiego Radia i TVP z budżetu państwa, który popiera 63 procent ankietowanych. Projekt Zdrojewskiego takiego rozwiązania jednak nie zakłada.
Sceptycyzmu wobec przyszłości projektu ustawy medialnej nie kryje również Jan Dworak. W rozmowie z Polskim Radiem szef KRRiT podkreślił, że nowych przepisów nie da się wprowadzić w ciągu kilku miesięcy, a to zdecydowanie oddala szansę na funkcjonowanie opłaty audiowizualnej od 2015 roku. Dworak przytacza przykład Niemiec, gdzie stworzenie nowego kompleksowego systemu finansowania mediów trwało 5 lat.
Dwanaście miesięcy po ogłoszeniu przez ministra kultury rewolucji w finansowaniu mediów publicznych znów znaleźliśmy się więc w martwym punkcie. Z tą różnicą, że projekt nowej ustawy nie spoczywa już w ministerialnym gabinecie, a w sejmowej „zamrażalce”. Jeśli w przyszłym roku nie zostanie on „odmrożony”, to przyszłość Polskiego Radia i TVP znów stanie pod wielkim znakiem zapytania, a misyjność mediów publicznych wciąż będzie przypominać Yeti, o którym wszyscy mówią, choć nikt tak naprawdę go nie widział.