Centra danych to dopiero pierwszy krok do cyfrowej gospodarki, bardziej przypominają montownie niż ośrodek odpowiedzialny za badania i rozwój.
Zapowiadana inwestycja Google’a w polskie centrum obliczeniowe ma pochłonąć ok. 2 mld dol. Ma ono zostać wyposażone w infrastrukturę umożliwiającą rozwój usług chmurowych. To największe tego typu przedsięwzięcie w tej części Europy, przerastające wcześniejszą zapowiedź Microsoftu, który ma przeznaczyć na podobny cel w Polsce ok. 1 mld dol.
– Centrum danych można porównać raczej do montowni aniżeli ośrodka badawczo-rozwojowego. Bardziej przypominać będzie zaplecze logistyczne Amazona niż kompleksy znane z Doliny Krzemowej. Takie centra potrzebują techników, którzy zadbają o właściwe serwisowanie sprzętu, a nie wykwalifikowanych programistów. Nie tu powstaną nowe patenty i innowacje – ocenia Jan Zygmuntowski, prezes Fundacji Instrat.
Sama skala inwestycji nie jest nadzwyczajnie duża w porównaniu do projektów znanych z Europy Zachodniej. Tylko Google równolegle przygotowuje kilka inwestycji o podobnej wielkości. Pojedynczy projekt często pociąga za sobą kolejne. W marcu ub.r. ogłoszono, że gigant zainwestuje w centrum danych w Saint-Ghislain w Belgii 600 mln euro, zwiększając tym samym swoje inwestycje w tym kraju do 1,6 mld euro. W czerwcu 2019 r. zapowiedziano natomiast rozbudowę infrastruktury w Holandii.
Tu nowe inwestycje szacowano na 1,1 mld euro, a ich łączna wartość wraz z wcześniej dokonanymi podskoczyła do 2,5 mld euro. Podobne projekty w takiej skali realizowane są też na północy kontynentu. W 2018 r. koncern zainwestował 690 mln dol. w centrum danych w duńskim Frederici, a we wrześniu 2019 r. Sundar Pichai, dyrektor generalny firmy, zapowiedział, że w 2020 r. Google doinwestuje podobny projekt w Haminie w Finlandii o dodatkowe 600 mln euro (łącznie ok. 2 mld euro). Rozbudowywanie istniejących kompleksów świadczy o tym, że firma często zostaje w lokalizacjach, którym ufa, i właśnie tam decyduje się na nowe przedsięwzięcia.
Wybór państw Beneluksu czy Skandynawii nie jest przypadkowy – istotny jest argument, że wybudowane centrum będzie korzystało z powstających tam odnawialnych źródeł energii. To z jednej strony zdejmuje z koncernu odium generowanych zanieczyszczeń, z drugiej długoterminowo optymalizuje koszty, zwłaszcza że firma sama angażuje się w tworzenie OZE – w Skandynawii i Stanach Zjednoczonych zdecydowała się zakontraktować turbiny wiatrowe i panele fotowoltaiczne o łącznej mocy 1,6 tys. MW.
Obecny wybór Polski również wydaje się podyktowany względami biznesowymi. Ulokowanie jej w Polsce potwierdza atrakcyjność naszego kraju w stosunku do innych państw regionu. – Nie uzasadniałbym tego bliską polsko-amerykańską współpracą polityczną, choć na pewno złe relacje przeszkadzałyby takiej inwestycji. Google to jednak komercyjna firma i podejmuje własne decyzje biznesowe. A ta mogła być podyktowana tym, że w naszym regionie wciąż usługi chmurowe nie są zbyt popularne. Wczesne zaangażowanie się w ich wdrażanie może dać przewagę konkurencyjną. Polska to największy tutejszy rynek, ze stosunkowo dużymi zasobami, a jednocześnie członek UE, co ułatwia kooperację z innymi państwami – wskazuje Robert Siudak, dyrektor w Instytucie Kościuszki i ekspert od cyberbezpieczeństwa. Jak dodaje, niskie koszty pracy nie są zbyt istotnym argumentem – choć inwestycja może być dzięki temu nieco tańsza, to wykwalifikowani specjaliści za sprawą zglobalizowania branży mają zbliżone stawki niezależnie od lokalizacji.
Same centra danych nie muszą wiązać się z wielkim wzrostem zatrudnienia – zarówno w Saint-Ghislain, jak i Eemshaven, jak informowały tamtejsze media, ma pracować po ok. 350 osób. W Danii miało to być 150–200 osób.
To niewielka liczba w porównaniu z europejską centralą Google’a ulokowaną w Irlandii – tam zatrudnionych jest ok. 8 tys. pracowników. Kraj ten jest też jednym z liderów infrastruktury cyfrowej. Jak wynika z ubiegłorocznego raportu Host in Ireland i Bitpower, do 2025 r. do istniejących 53 takich obiektów dołączą kolejne 34. Mają one spowodować przypływ inwestycji w wysokości 4,5 mld euro. W Polsce firma zatrudniała w 2018 r. ok. 420 pracowników.
Nie oznacza to jednak, że budowa centrum danych nie ma znaczenia. – Jedne inwestycje pociągają za sobą kolejne. W przypadku projektów technologicznych ważniejsze od postawienia samego hardware’u, który jest pierwszym impulsem, dużo ważniejszy jest transfer wiedzy i projekty, które powstaną obok samego centrum danych – np. kolejne centrum badawczo-rozwojowe (w Polsce już takie działa – przyp. red.). A powstanie takiej infrastruktury zwiększa szanse na kolejne przedsięwzięcia, bo firma zna już dobrze miejsce i czuje się w nim pewnie. Te z kolei napędzają cały rynek i sprzyjają powstawaniu start-upów i całej gamy usług pokrewnych – dodaje Rober Siudak.
Nie bez znaczenia jest również ulokowanie danych w kraju. Może to wpływać na wzrost cyberbezpieczeństwa – na tę kwestię zwracano uwagę m.in. przy okazji powołania w tym miesiącu do życia projektu europejskiej platformy chmurowej GAIA X złożonej z 22 przedsiębiorstw, głównie z Francji i Niemiec. To realizacja postulatu „cyfrowej suwerenności” Starego Kontynentu. Zdecydowanie się na umieszczenie infrastruktury w kraju może też wpłynąć pozytywnie na biznes – zwłaszcza sektory wymagające przesyłu danych w jak najkrótszym czasie – w przypadku łączenia się z ośrodkami na innym kontynencie opóźnienie może wynosić kilkadziesiąt milisekund. W przypadku lokalnego centrum spada ono do 2–3 milisekund.
Eksperci zwracają też uwagę na to, że otwartą sprawą jest to, jakie fiskalne korzyści z inwestycji odniesie państwo. – Dla regionu, w którym Google zdecyduje się postawić swoje centrum, będzie to na pewno pozytywny zastrzyk, choćby w postaci podatku PIT, który zapłacą zatrudnieni pracownicy, czy też przeprowadzonych prac budowlanych. Trzeba jednak pamiętać, że sprzęt informatyczny zostanie w większości sprowadzony z zagranicy, bo w Polsce nikt go nie produkuje – wskazuje Jan Zygmuntowski. Jak przyznaje, obawia się też optymalizacji podatkowej ze strony amerykańskiego giganta. – Dotychczas Google skutecznie unika płacenia podatków w Polsce, wytransferowując środki uzyskane z reklam. Podobna sytuacja dotyczy innych państw Europy – w przeszłości koncern przenosił dochody wypracowane w Europie do spółki na Bermudach – mówi prezes Fundacji Instrat. Jak dodaje, poniesione w wyniku działań platform cyfrowych straty Komisja Europejska szacuje na ok. 5 mld euro.
Amerykańska firma zaprzecza jednak, jakoby unikała podatków w Polsce. - Google płaci wszystkie przewidziane lokalnymi przepisami podatki i jest na liście największych podatników CIT w Polsce publikowanej corocznie przez Ministerstwo Finansów. Jednocześnie Google wspiera prace nad reformą międzynarodowego systemu podatkowego toczące się w OECD, o czym mówił jeszcze w lipcu ubiegłego roku wiceprezes Google Karan Bhatia – zapewnia w przesłanej DGP odpowiedzi Adam Malczak z Google Polska.