Kałasznikow na dziennikarzy, którym prezydent Czech Miloš Zeman dwa lata temu wymachiwał na konferencji prasowej, był wprawdzie atrapą, ale wciąż wisi na ścianie i co jakiś czas wypala w stronę mediów w tym czy innym kraju. Autorytaryści wszelkiej maści z trudem znoszą sceptycyzm patrzących im na ręce reporterów. Wydaje im się, że jak zrobią pif-paf i zatrzasną pismakom drzwi przed nosem, krytyka ucichnie.
Dotyczy to głównie partii rządzących o silnorękich ciągotach, chociaż po argument klamki sięgają też obrosłe tłuszczem władzy związki zawodowe i zabiegające dopiero o większość radykalne ugrupowania z wilczym apetytem. Odcinają media od informacji, nie rozmawiają z nimi, odmawiają akredytacji, wykluczają z konferencji prasowych.
W budynku węgierskiego parlamentu nie wolno już reporterom podążać za umykającymi korytarzem politykami. U nas przy Wiejskiej ten numer nie przeszedł, za to zbratana z Prawem i Sprawiedliwością Solidarność dwa tygodnie temu wyprosiła dziennikarzy „Gazety Wyborczej” i TVN24 z Sali BHP Stoczni Gdańskiej, stwierdzając, że zaproszenia na odbywającą się tam konferencję dostali przez pomyłkę. Związek od dawna dyskryminuje te media.
Niedawno drzwi przed krytyką zatrzasnęła skrajnie prawicowa hiszpańska partia Vox, szermującą hasłami nacjonalistycznymi i antyimigranckimi. Akredytacji ani wstępu do siedziby ugrupowania nie dostanie żadne drukowane ani elektroniczne medium należące do Grupy Prisa z dziennikiem „El País” na czele. To właśnie opublikowany w tej gazecie komentarz rozjuszył partię, która po wyborach 10 listopada stała się trzecią siłą w hiszpańskim parlamencie. „El País” – a było to parę dni przed głosowaniem – w tekście „Obowiązek odpowiedzi” bił na alarm w obliczu „ksenofobicznych i nietolerancyjnych” poglądów, jakie szefowi Voxu Santiago Abascali „z mrożącą krew w żyłach łatwością” pozwolono bezkarnie głosić w debacie telewizyjnej.
Na czarnej liście Voxu są również tytuły innych wydawców – m.in. „Público”, Eldiario.es i „El Español”. W przesłanym w WhatsApp wewnętrznym komunikacie tej partii, który kilka tygodni temu wyciekł do mediów, zalecano, by z tymi redakcjami nie rozmawiać i nie traktować ich jak przedstawicieli prasy, lecz jak aktywistów, „którzy będą o nas źle mówić, bo jesteśmy ich wrogami”.
Przeciwko ograniczaniu dziennikarzom dostępu do polityków wystąpiły organizacje branżowe: Prasowe Stowarzyszenie Madrytu, Federacja Stowarzyszeń Prasowych Hiszpanii i Forum Organizacji Dziennikarzy. Wszystkie ostrzegają, że ta praktyka narusza konstytucyjne prawo obywateli do informacji i jest nie do zaakceptowania w demokratycznym kraju. Po drugiej stronie drzwi dziennikarze nadal robią swoje. Fakty nie znikną tylko dlatego, że zamknięci w swoich twierdzach politycy przestaną słyszeć i widzieć cokolwiek poza pochlebstwami.