Ostatnie ruchy personalne w Telewizji Polskiej i Polskim Radiu wskazują na ciężką chorobę mediów publicznych. Zarówno wyrzucenie Wojciecha Majcherka z TVP Kultura, jak i pozbycie się Dariusza Rosiaka z radiowej Trójki wywołało publiczną krytykę – choć oba media przyzwyczaiły już otoczenie do decyzji kadrowych wskazujących na alergię na ludzi nieprzeciętnych, samodzielnie myślących, fachowców.
Od stycznia 2016 r. – gdy szefami mediów zostali ludzie wyznaczeni przez ówczesnego ministra skarbu w rządzie PiS – liczba osób, które musiały się pożegnać z pracą w TVP i Polskim Radiu, z dziesiątek przeszła w setki. Z wizji i eteru poznikali dziennikarze – uznani za wrogów nowej władzy – lub byli usuwani, by zrobić miejsce jej gorliwym poplecznikom – wymieciono specjalistów. W telewizji, największym medium publicznym, przez pierwsze trzy lata prezesury Jacka Kurskiego wymieniono jedną trzecią załogi. Od początku 2016 r. do końca 2018 r. z TVP i jej oddziałów regionalnych musiało odejść 932 pracowników. Wielu niby polubownie, za porozumieniem stron, podpisywanym z przyłożoną do skroni lufą zwolnienia na gorszych warunkach. Na ich miejsce przyszło 880 nowych.
Okazuje się jednak, że mimo tych czystek ciągle ktoś przeszkadza, ktoś sypie piasek w tryby i nie pozwala przejąć rządu dusz. Jak w miarę postępów w budowie socjalizmu zaostrzała się walka klasowa, tak zacieśnianie przywiązania mediów publicznych do partii rządzącej wywołuje intensyfikację czyszczenia szeregów, już i tak wysterylizowanych za poprzedniej kadencji PiS i jego koalicjantów.
– Myślisz, że już nic cię nie zdziwi, a tu nagle robią coś takiego, że nie posiadasz się ze zdumienia – stwierdził pracownik TVP, gdy rozmawialiśmy o zwolnieniu Wojciecha Majcherka.
Majcherek pracował w TVP Kultura od samego początku, tj. od 2005 r. Wcześniej był redaktorem miesięcznika „Teatr”. W telewizji przetrwał zarządy związane z lewicą, prawicą, PO i PSL. Aż do stycznia br., kiedy to dostał z kadr pismo o rozwiązaniu umowy o pracę bez okresu wypowiedzenia za „ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych”. Czym zawinił, żadna ze stron nie zdradza. Majcherek zapowiedział jednak, że pójdzie z tym do sądu pracy. W telewizji mówią, że zawsze miał własne zdanie. I dzielił się nim.
„Wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z człowiekiem ogromnej klasy, wiedzy, kompetencji, rzetelności i przyzwoitości. Jako redaktor blisko 100 rejestracji i transmisji spektakli teatralnych sumiennie i z taktem wykonywał swoje obowiązki, nie kłaniając się żadnej władzy ani układom” – piszą o nim twórcy w liście cytowanym przez portal Wirtualne Media. Podpisało go, jak podaje serwis, ponad 50 osób – w tym Jan Englert, Agnieszka Glińska, Krystyna Janda, Grzegorz Jarzyna, Magdalena Łazarkiewicz czy Krzysztof Warlikowski. Normalnie byłby to argument, żeby sprawę jeszcze raz przemyśleć. Ale w oblężonej twierdzy przy ul. Woronicza raczej zewrą szeregi.
Niewiele większe szanse powodzenia wróżę wystąpieniu w obronie Dariusza Rosiaka. Większe, bo za dziennikarzem ujęło się Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, a więc gremium, którego nie sposób nazwać opozycyjnym.
Dlaczego dziennikarzowi pracującemu w Trójce od 2006 r. nie przedłużono kontraktu, można się tylko domyślać. Kierownictwo rozgłośni powodów tej decyzji nie podało nawet bezpośrednio zainteresowanemu. CMWP SDP liczy jednak, że szefowie radia jeszcze zmienią zdanie i przywrócą Rosiaka „ze względu na jego wiedzę, doświadczenie i osiągnięcia zawodowe”. Zważą 30 lat pracy w mediach, Nagrodę PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego, Nagrodę im. Beaty Pawlak, nominację do Nagrody Literackiej „Nike”.
Fakt, że od wczoraj radio ma nowy zarząd – Rada Mediów Narodowych odwołała Andrzeja Rogoyskiego i awansowała na prezesa Agnieszkę Kamińską – każe raczej przewidywać kolejne czystki. Będą nowi dyrektorzy, wicedyrektorzy, kierownicy. Uważnie rozejrzą się wokół, czy nie ostał się ktoś, kto wyrasta ponad żywopłot.
Każda firma ma prawo zwalniania i zatrudniania według swoich potrzeb. I każdą można za te działania oceniać. Tym bardziej spółki, które utrzymują się w dużej – i coraz większej – mierze dzięki środkom z budżetu państwa przekazywanym im w formie abonamentu i tzw. rekompensat. Tymczasem w TVP i Polskim Radiu zwalnia się akurat tych, o których należałoby zabiegać: wybitnych dziennikarzy, cenionych w branży fachowców, ludzi z dużym stażem i osiągnięciami.
Stosowana przez media państwowe antykoncepcja kadrowa wpisuje się w program zwalczania „elit”, „kast”, „czarnych owiec” i wszelkich środowisk, których intelektualna niesubordynacja najwyraźniej drażni Zjednoczoną Prawicę. To zachowanie typowe dla autokracji. „Wydaje się, że ideałem komunistów byłoby posiadanie inteligencji, która by nie myślała”, pisał Leopold Tyrmand w „Cywilizacji komunizmu”, stwierdzając, że „za najzacieklejszego swego wroga” ten ustrój uważa „zwykłą myśl ludzką, nawet nie najwyższego lotu, potrafiącą jedynie poddać krytyce bezsensowne twierdzenia o mocy dogmatu”.
Monokulturowa uprawa zmienia radio i telewizję w proste i mocne narzędzia propagandy – młoty. Ani „Raport o stanie świata”, ani wiedza o teatrze nie są do tego potrzebne.