Od 2009 roku liczba kredytówek, które nosimy w portfelach, spadła o połowę. A zadłużenie skurczyło się z 15,2 do 12,7 mld zł
/>
Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że w I kw. 2015 r. liczba kart kredytowych w portfelach Polaków spadła poniżej 6 mln. To najgorszy wynik od 9 lat. Co więcej, dane Biura Informacji Kredytowej wskazują, że również II kw. zaczął się na rynku kredytówek nie najlepiej. BIK podał, że w kwietniu działające w Polsce banki wydały 91,4 tys. kart kredytowych. To o 4,3 proc. mniej niż w tym samym miesiącu roku ubiegłego. W okresie od początku stycznia do końca kwietnia wydano 345,8 tys. tego rodzaju kart, co oznacza spadek w porównaniu z rokiem ubiegłym o 2 proc.
Zdaniem specjalistów może to mieć kilka przyczyn. – Po pierwsze wciąż jeszcze możemy mówić o niedoszacowanym zjawisku kart nieaktywnych, które banki sukcesywnie zamykają. Po drugie, zarówno akwizycja kart, jak i utrzymanie klientów stanowią dla banków większe wyzwanie, bo decydującym czynnikiem przestaje już być cena – uważa Marcin Domagała, dyrektor departamentu zarządzania produktem karta kredytowa w Citi Handlowym.
Banki czyszczą swoje portfele kart kredytowych mniej więcej od 2009 r., kiedy na rynku było ich prawie 11 mln. Gdy przyszedł kryzys finansowy, zaczęto poszukiwać sposobów na obcięcie kosztów. Rezygnacja z odnawiania nieaktywnych kredytówek była jednym z nich.
Ponadto również klienci zaczęli podchodzić do karty kredytowej z większą rezerwą. – Karta kredytowa ma jasną stronę, dzięki której może być źródłem taniego finansowania. Niestety, ma też stronę ciemniejszą, ukrytą w konstrukcji produktu – mówi Paweł Majtkowski, główny analityk Centrum Finansów Aviva. Jak mówi, mechanizm karty kredytowej zachęca do zadłużania się dzięki okresowi bezodsetkowemu, w trakcie którego kredyt jest bezpłatny. – Jednak bardzo duża część użytkowników karty nie potrafi spłacać całości zadłużenia co miesiąc, w rezultacie zaczyna płacić odsetki. Z kolei minimalne kwoty spłaty są niskie, co powoduje, że spłata zadłużenia wydłuża się właściwie w nieskończoność – uważa Paweł Majtkowski. Wielu klientów zastąpiło więc kredyt w karcie np. tańszymi limitami w rachunku czy pożyczkami gotówkowymi.
Wszystko to dzieje się jednak w sytuacji, gdy wiele banków wprowadza na rynek nowe produkty kartowe i aktywnie promuje je wśród klientów. Przykłady z ostatnich tygodni to choćby karty Simplicity od Handlowego czy Flexia od Pekao. Ta pierwsza jest reklamowana jako zupełnie darmowa, bo bank nie pobiera prowizji za jej wydanie czy nawet używanie, jeżeli karta po wyrobieniu przez klienta leży u niego w szufladzie. Z kolei Flexia charakteryzuje się tym, że niemal każdy większy wydatek klient może podzielić na nieoprocentowane raty. Jedynym kosztem jest prowizja spłacana w miesięcznych częściach, podobnie jak kapitał.
Tego rodzaju działania banków nie przynoszą skutków w postaci rosnącej liczby kart kredytowych. Rośnie jednak limit kredytowy dostępny w rachunkach kart. Dane Biura Informacji Kredytowej pokazują, że karty wydane w kwietniu 2015 r. miały limity w łącznej wysokości 377,3 mln zł. Było to o 8 proc. więcej niż w kwietniu przed rokiem. Z kolei karty wydane przez pierwsze cztery miesiące bieżącego roku miały limity o wartości 1,5 mld zł. To wzrost aż o 9,9 proc. w porównaniu do tego samego okresu roku ubiegłego. Średni limit na przyznanej karcie kredytowej wyniósł 4128 zł w kwietniu 2015 r., w porównaniu z 3660 zł rok wcześniej.
Statystyki wskazywać więc mogą na to, że banki promując karty kredytowe, nie powiększają rynku, tylko walczą o tych klientów, którzy już z kredytówek korzystają. Innymi słowy banki nawzajem sobie podbierają klientów. W sytuacji, gdy ustawowy limit oprocentowania jest bardzo niski, nie mogą konkurować ceną. Walczą zatem maksymalną wysokością kredytu. Potwierdzać to mogą również dane Komisji Nadzoru Finansowego. Wynika z nich, że w 2009 r., kiedy kart kredytowych było rekordowo dużo, zadłużenie na ich rachunkach wynosiło 15,2 mld zł. Choć od tamtego czasu liczba kart stopniała niemal o połowę, zadłużenie zmalało niewiele – do 12,7 mld zł.
Zdaniem specjalistów jest jednak szansa na to, że w niedalekiej przyszłości trend w postaci spadku liczby kart kredytowych się odwróci. – Mam poczucie, że potencjał tego rynku jest duży i wraz ze zmianą przyzwyczajeń klientów sytuacja na nim się poprawi – mówi Marcin Domagała.