Niełatwo przeszkodzić bankom w zarabianiu. Nie bez powodu Polska należy do krajów, w których chce prowadzić działalność wiele zachodnich grup bankowych. Z każdych zainwestowanych w nie 100 zł, w ubiegłym roku polskie banki miały niemal 10 zł czystego zysku. Pod względem zwrotu na kapitale w bankach Polska była w ubiegłym roku na piątym miejscu w Unii Europejskiej.
To my (zwykli klienci, a także firmy) dajemy na sobie zarabiać bankowcom odsetkami od kredytów i opłatami za prowadzenie rachunków.
Trzymając się unijnych porównań: w ubiegłym roku byliśmy na czwartym miejscu, jeśli chodzi o proporcję dochodów banków z prowizji do wielkości aktywów bankowych. Średnio – nie biorąc pod uwagę różnic w wielkości banków – w UE banki zarabiały na prowizjach kwotę odpowiadającą 0,7 proc. aktywów. W Polsce było to nieco ponad 1 proc.
Co robić? Nakazywać obniżki prowizji? Nakładać specjalne podatki?
Pouczający może być przykład Węgier, gdzie rząd zdecydował się w ostatnich latach na kilka rozwiązań, które miały ograniczyć zyski banków, a pomóc obywatelom. Efekt? W 2009 r. proporcja prowizji do aktywów dawała tamtejszym bankom ósme miejsce w UE. W ubiegłym roku były na pierwszym.
Wbrew pozorom większą siłą dysponują sami klienci. Muszą tylko być bardziej zdecydowani, jeśli uznają, że płacą za dużo.