Spadek nominalnego oprocentowania banki mogą rekompensować podwyżkami prowizji związanych z udzielaniem finansowania
Obniżenie przez Radę Polityki Pieniężnej stopy lombardowej z 4 do 3 proc. największe skutki będzie miało dla korzystających z kart kredytowych. Szacuje się, że większość, bo ok. 80 proc. z 6 mln tych kart funkcjonujących obecnie na polskim rynku, ma kredyt oprocentowany na maksymalnym, dopuszczalnym przez prawo poziomie, stanowiącym czterokrotność stopy lombardowej. – W wyniku ostatniej decyzji RPP osobom takim banki musiały więc automatycznie obniżyć koszty kredytu o jedną czwartą. Nominalne oprocentowanie spadło z 16 do 12 proc. w stosunku rocznym – tłumaczy Marcin Chruściel, odpowiedzialny za biznes kartowy w Raiffeisen Polbanku.
W praktyce oznacza to, że klient utrzymujący na karcie kredytowej zadłużenie w wysokości 10 tys. zł zamiast płacić co miesiąc odsetki w wysokości ok. 130 zł, będzie wydawał na ten cel o blisko 30 zł mniej. W skali roku zaoszczędzi więc w sumie 360 zł.
W podobnej sytuacji co użytkownicy kart kredytowych mogą być także klienci korzystający z kredytów gotówkowych czy ratalnych. Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że średnie oprocentowanie kredytów konsumpcyjnych z okresem spłaty powyżej 12 miesięcy wynosiło na koniec sierpnia 13,1 proc. w skali roku, a z okresem spłaty przekraczającym 5 lat – 12,2 proc. Od minionego czwartku wszyscy klienci posiadający w umowach nominalne stawki oprocentowania powyżej 12 proc. dostali obniżkę właśnie do tej wysokości. Jeżeli ktoś ma np. kredyt gotówkowy w wysokości 50 tys. zł z okresem spłaty wynoszącym 3 lata i oprocentowanym do ubiegłego tygodnia na poziomie 13,1 proc., na obniżce stóp zaoszczędzi miesięcznie ok. 17 zł, czyli rocznie ok. 200 zł.
Ale obniżka stóp procentowych może mieć jeszcze jeden efekt dla rynku kart kredytowych i kredytów konsumpcyjnych: niektórym klientom banki mogą odmówić pożyczenia pieniędzy. – O tym, jakiej grupie klientów bank udziela kredytu, decyduje kilka elementów, w tym rentowność produktu, w której ujęte są koszty ryzyka. Mogą pojawić się przypadki, gdy banki będą selektywnie zamykać się na pewne grupy klientów z podwyższonym profilem ryzyka – ocenia Ewa Grabarczyk, dyrektor departamentu finansowania klientów indywidualnych w PKO BP. Wynika to stąd, że przychody uszczuplone ze względu na obniżenie stóp nie będą w stanie pokryć wyższych kosztów ryzyka i sprzedaż kredytu może się okazać nierentowna.
Bankowcy podkreślają, że są klienci, którzy mogą liczyć na oprocentowanie kredytu poniżej obowiązującego teraz maksymalnego limitu. Banki mogą więc próbować podwyższyć im odsetki, by zrekompensować sobie konieczne obniżki oprocentowania dla pozostałych. To nie wyrówna jednak w pełni spadku przychodów odsetkowych. Dlatego część instytucji może poszukiwać innych źródeł dochodu, np. podwyższając prowizje związane z udzieleniem finansowania. Te nie są w żaden sposób limitowane.
Korzyści wynikające z obniżki stóp procentowych najwcześniej zaczęły odczuwać osoby spłacające kredyty hipoteczne w złotych. Ich oprocentowanie nie zależy bezpośrednio od decyzji RPP, lecz od WIBOR-u, czyli międzybankowych stóp procentowych, które z wyprzedzeniem reagują na obniżki w banku centralnym. WIBOR od połowy sierpnia spadł z ok. 2,7 proc. do ok. 2,2 proc. obecnie. – W rezultacie rata kredytu na kwotę 300 tys. zł zaciągniętego na 25 lat spadła z 1645 zł do 1572 zł – wylicza Jarosław Sadowski, główny analityk firmy Expander. Dodaje jednak, że najbliższa rata wcale nie musi być niższa od poprzedniej, gdyż większość banków tylko raz na trzy miesiące aktualizuje oprocentowanie kredytu, uwzględniając zmiany w wysokości stawki WIBOR. W podobnej sytuacji są klienci spłacający kredyty samochodowe.