Dzisiaj dajemy naszym klientom konkretne rozwiązanie, które pozwoli im szybko i definitywnie rozwiązać problem związany z kredytem walutowym - mówi Jan Emeryk Rościszewski, prezes PKO BP.
Dzisiaj dajemy naszym klientom konkretne rozwiązanie, które pozwoli im szybko i definitywnie rozwiązać problem związany z kredytem walutowym - mówi Jan Emeryk Rościszewski, prezes PKO BP.
Ugody z frankowiczami ruszają dziś. Ile czasu może to zająć?
Program ugód startuje dzisiaj w pełnej skali. Przygotowaliśmy rozwiązanie, które pozwoli naszym klientom sprawnie i bez dodatkowych kosztów uwolnić się od ryzyka walutowego, a przy tym odwróci skutki wzrostu kursu franka szwajcarskiego. To rozwiązanie kosztowne dla banku, ale bardzo wszystkim potrzebne. Utworzyliśmy rezerwę w wysokości 6,7 mld zł, która zabezpiecza środki finansowe na ugody, i jesteśmy gotowi, aby zawierać porozumienia z naszymi klientami.
Mamy około 100 tys. umów frankowych, które – przypominam – są prawnie wiążące. Były zawierane zgodnie z obowiązującymi regulacjami. Ponieważ w wyniku silnego umocnienia franka szwajcarskiego w ostatnich latach zmieniła się sytuacja ekonomiczna tych kredytobiorców, postanowiliśmy pomóc tej grupie klientów, godząc się na przewalutowanie kredytu.
Jak to będzie wyglądało od strony procesowej?
Włożyliśmy dużo wysiłku w wypracowanie możliwie prostej i wygodnej ścieżki zawierania ugody. Ta procedura będzie dla klienta bezpłatna. Przewiduję, że w ciągu kilku tygodni lub miesięcy – w zależności od indywidualnego przypadku – kredytobiorca będzie mógł przekształcić umowę frankową w złotową.
Proces zawierania ugody będzie niemal w pełni zdalny. Zapoczątkuje go wniosek klienta, który będzie można złożyć np. w naszym serwisie internetowym. Po podpisaniu umowy o mediację sprawa trafi do sądu polubownego przy KNF, który wyznaczy termin spotkania online z mediatorem. Klient otrzyma od nas propozycję przewalutowania i wszystkie dokumenty niezbędne do mediacji. Na koniec zawrzemy ugodę. Podpisane porozumienia to jedyny moment w całym procesie, w którym klient osobiście będzie musiał pojawić się w oddziale banku.
Zakładamy, że nasza propozycja będzie się cieszyła dużym zainteresowaniem. Jest to rozwiązanie, które uwolni klientów od dotychczasowych obciążeń finansowych związanych z umocnieniem franka.
Czy ona jest zgodna z propozycją przewodniczącego KNF z końca ub.r.? Dla wszystkich będzie taka sama?
Tak. Klienci zawierający ugody staną się finalnie posiadaczami kredytów w złotych, z marżą, jaka obowiązywała na rynku dla kredytów złotowych w chwili zaciągania zobowiązania. Przewalutowanie nastąpi po kursie z momentu wypłaty kredytu.
Zapowiadaliście też możliwość przewalutowania kredytu we frankach na kredyt złotowy o stałej stopie. Na ile będzie się ona różniła od oferty kredytu opartego na stopie WIBOR?
W ramach ugody zaoferujemy przewalutowanie na kredyt o stałej lub zmiennej stopie procentowej – dajemy klientom wybór. Zachęcam do stałej stopy. Taki kredyt pozbawiony jest ryzyka wzrostu stóp procentowych, a przez to jest bezpieczniejszy. Jest jednak droższy i zdolność kredytowa w jego przypadku jest niższa. Nie każdy więc będzie chciał lub mógł wybrać tę opcję.
Ilu klientów jest na etapie procesu z bankiem? Im też będą zaproponowane ugody?
Do zawarcia ugody zachęcamy wszystkich naszych klientów. Na koniec I półrocza tego roku mieliśmy około 9 tys. postępowań sądowych. Ich uczestnicy korzystają z pośredników prawnych, którzy zarabiając na tym procesie, będą zniechęcać naszych klientów do ugodowego rozwiązania sporu. Z tego powodu zainteresowanie ugodami w tej grupie będzie prawdopodobnie niższe niż w przypadku pozostałych klientów.
Kredytobiorcy będą musieli zważyć argumenty banku i pełnomocników, którzy są przekonani, że w ramach procesu sądowego można zyskać więcej…
A sąd, jeśli sprawa trafi do niego, będzie musiał każdy tego typu wniosek zbadać i rozstrzygnąć. Wyroki są różne, linia orzecznicza nie jest jeszcze jednolita. Żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo do podejmowania decyzji, które uważa za słuszne. Dzisiaj dajemy jednak naszym klientom konkretne rozwiązanie, które pozwoli im szybko i definitywnie rozwiązać problem. Alternatywą jest dziś jedynie droga sądowa, która jest długa, kosztowna i nie gwarantuje oczekiwanego efektu. Propozycja PKO BP daje naszym klientom szansę, by mogli wyjść z tej sytuacji zwycięsko.
W mojej ocenie każdy sąd w Polsce powinien zrozumieć, że nie ma darmowych kredytów. Nie można więc uznać, że wszyscy, którzy wzięli kredyty frankowe, są zwolnieni z obowiązku ich spłaty. Wydaje mi się, że co do tego, że kredyty trzeba spłacać, panuje społeczna zgoda.
Czy bank widzi pole do negocjacji z klientami?
Sąd polubowny z założenia otwiera pole do negocjacji. Zobaczymy, jak będzie wyglądała rzeczywistość zawierania ugód. Mogę zadeklarować, że jesteśmy gotowi, by znaleźć rozwiązania satysfakcjonujące obie strony.
Gdy projekt ugód był prezentowany na walnym zgromadzeniu, zarząd wskazywał dwie ścieżki: sądu polubownego przy KNF i sądu powszechnego. Teraz mowa tylko o sądzie polubownym. Z tej drugiej ścieżki zrezygnowaliście, czy ona jest dla klientów, którzy są już w sporze sądowym z bankiem?
Eksplorowane będą wszystkie możliwe ścieżki. Dziś mówimy o propozycji masowych ugód. Ich zawieranie będzie możliwe w oparciu o sąd polubowny przy KNF. To dziś najszybsza ścieżka.
Bank wyśle zawezwanie lub zaproszenie do negocjacji w sprawie ugody do wszystkich klientów walutowych?
Taka informacja będzie powszechnie dostępna. Planujemy bardzo szeroko komunikować naszą propozycję. Każdy klient będzie mógł wejść na naszą stronę i nawiązać kontakt z bankiem. Na tym etapie nie wysyłamy jednak bezpośredniej informacji do wszystkich klientów, mając na uwadze przepustowość sądu polubownego przy KNF. Chcemy rozłożyć postępowania w czasie i uniknąć długich kolejek w oczekiwaniu na termin mediacji.
Jakiego zainteresowania ugodami się spodziewacie? Kilka miesięcy temu bank ankietował klientów. Wtedy ok. 70 proc. klientów dopuszczało ugody, 5 proc. było na nie, 25 proc. było niezdecydowanych.
Sytuacja wokół kredytów frankowych cały czas się zmienia, co utrudnia nam prognozowanie. Pierwszy etap będziemy mogli podsumować za mniej więcej dwa miesiące. Nie uruchamialibyśmy tego procesu, gdybyśmy nie zakładali, że zakończy się on istotnym odsetkiem zawartych ugód.
Kiedy proces ugód będzie zamknięty? Rok wystarczy?
Oczywiście chcielibyśmy zrobić to jak najszybciej, ale realnie należy założyć, że może to potrwać dwa lub trzy lata. Jesteśmy pierwsi na rynku z ugodami. To działa na naszą korzyść: nie mamy „konkurencji” w sądzie polubownym. Mimo że został on istotnie wzmocniony personalnie, to ma ograniczoną przepustowość.
Fakt, że Izba Cywilna Sądu Najwyższego nie rozstrzygnęła dotąd kwestii kredytów walutowych, będzie – w pana opinii – argumentem przemawiającym za zainteresowaniem klientów ugodami, czy nie?
Jest wiele instytucji finansowych, które uważają, że należy czekać na to rozstrzygnięcie. Z punktu widzenia czysto korporacyjnej polityki byłoby to lepsze i prostsze rozwiązanie. Ponieważ go nie ma, jako bank polski chcemy jak najszybciej rozwiązywać problemy Polaków. Dlatego proponujemy rozwiązanie w formule ugód. Widzimy też, jaka jest dynamika orzecznictwa sądów powszechnych. Być może pod wpływem orzeczenia Sądu Najwyższego nastąpi jakaś zmiana, ale dziś nie znamy finalnych rozstrzygnięć i nie wiadomo, jak szybko one nastąpią.
W ostatnim czasie mamy boom na kredyty hipoteczne w złotych. Czy sektor bankowy nie zbyt mocno angażuje się w kredytowanie mieszkań, zwiększając ryzyko bańki na rynku nieruchomości? Głównie to kredyty na stopę zmienną. Czy za jakiś czas, gdy stopy wzrosną, klienci nie będą mieć pretensji do banków tak jak dziś mają frankowicze?
Sektor bankowy funkcjonuje w ramach, jakie wyznaczają właściwe instytucje. To w ich gestii leżą ewentualne działania, które mogłyby ograniczyć zbyt szybki wzrost cen mieszkań. W PKO BP odpowiadamy za profil ryzyka naszego portfela kredytowego. Według wszystkich analiz i predykcji, jakie znam, nasz portfel kredytów mieszkaniowych jest dziś bezpieczny. Historycznie w zakresie kredytów mieszkaniowych byliśmy przeważeni w stosunku do reszty segmentów. Dziś skupiamy się na udzielaniu kredytów hipotecznych tym klientom, którzy będą w stanie je spłacać nawet wtedy, gdy stopy procentowe wzrosną.
Co ze świadomością ryzyka stopy procentowej po stronie klientów i ewentualnej wzruszalności tych umów przez analogię do kredytów walutowych?
Mamy propozycję kredytów o stałej stopie procentowej. Ich cena jest jednak wyższa niż kredytów o zmiennej stopie. Wynika to wprost z kosztów, jakie musimy ponieść, aby zabezpieczyć ryzyko stopy procentowej. To ich cena sprawia, że nie są niestety najczęściej wybierane przez klientów. Szkoda, bo stałe oprocentowanie pozwoliłoby klientom spać spokojniej w momencie wzrostu stóp procentowych.
Bank stara się promować kredyty o stałej stopie?
Brak ich popularności nie wynika z braku promowania. Nasze badania pokazują, że klient jest w stanie zaakceptować różnicę w oprocentowaniu rzędu 0,5–0,7 pkt proc., ale nie więcej. Barierą jest więc różnica w cenie, którą trzeba zniwelować. Mogłyby w tym pomóc zmiany w podatku bankowym – tak aby nie obciążał on kredytów o stałej stopie. Wtedy ich oprocentowanie byłoby bliższe oprocentowaniu kredytów ze zmienną stopą, a ich popularność większa. Byłoby idealnie, gdyby oba rodzaje kredytów stały się porównywalne cenowo.
Sektor wychodzi z taką propozycją, żeby kredyty stałoprocentowe wyjąć spod podatku bankowego?
Toczy się dyskusja na temat tego podatku. Podnoszone są różne argumenty i postulaty. Gdyby kredytów o stałej stopie było więcej, to ryzyko ponoszone przez klientów w związku ze zmianami stóp byłoby niższe. Taka sytuacja byłaby korzystna zarówno dla klientów, jak i samych banków.
Do końca przyszłego roku bank realizuje obecną strategię. Niedługo trzeba będzie zacząć prace nad kolejną. Czego można się spodziewać, jeśli chodzi o funkcjonowanie banku w przyszłości?
Realizujemy strategię przyjętą przed pandemią, mimo że zmieniła ona sytuację gospodarczą w kraju. Dokonaliśmy w niej tylko niewielkich korekt. Przede wszystkim przyśpieszyliśmy wiele procesów cyfryzacji naszych produktów i usług.
Niskie stopy procentowe zmuszają nas do tego, by przychody odsetkowe zastępować prowizyjnymi. Nie chcemy jednak podnosić opłat naszych usług. Zamiast tego wolimy rozbudowywać nasz ekosystem usług o dodatkowe, za które nasi klienci będą chcieli płacić.
Gdzie pan widzi spółki ubezpieczeniowe PKO BP za 3–5 lat? Na razie ich udziały rynkowe są niewielkie.
Zrealizowaliśmy pierwszy etap rewolucji bancassurance, który polegał na sprawnym połączeniu usług ubezpieczeniowych z bankowymi. Chodziło głównie o ubezpieczenia powiązane z kredytami – na życie, wypadkowe, od utraty pracy. Ten plan wykonaliśmy zgodnie z założeniami. W ostatnich miesiącach uroczniony przypis składki to ponad 2 mld zł. Jako grupa ubezpieczeniowa jesteśmy w okolicach 10. miejsca na rynku. Nasze ambicje są jednak dużo większe. Ostrożnie można założyć, że w 2025 r. udział rynkowy PKO Ubezpieczenia w segmencie ubezpieczeń mieszkaniowych będzie w okolicach 7,5 proc., a w segmencie ubezpieczeń samochodowych 3,4 proc. Właśnie zaczęliśmy sprzedaż ubezpieczeń mieszkaniowych w ofercie PKO Dom. Pozytywnie zaskoczyło nas to, że w ciągu tygodnia zrealizowaliśmy plan zakładany na trzy miesiące.
Czy to na potrzeby rozwoju na rynku ubezpieczeń do PKO BP ściągani są ludzie z PZU?
Uzupełnienie i zmiany w składzie zarządu to kompetencje rady nadzorczej, a nie moje. Dwaj nowi członkowie zarządu, którzy faktycznie przyszli z PZU, to menedżerowie z dużym doświadczeniem zawodowym i kompetencjami niezbędnymi do pracy w naszej instytucji.
Czy przewiduje pan dalsze ograniczanie sieci placówek? Liczba oddziałów PKO BP spadła poniżej tysiąca. Są takie miasta, przykładem jest Warszawa, gdzie wasza sieć już nie jest największa. Czy zmniejszanie liczby placówek nie stanie się barierą dla rozwoju banku?
Dziś kilka milionów klientów PKO BP korzysta z naszych usług w kanałach cyfrowych – za pomocą telefonów czy komputerów. Z tej perspektywy nie potrzebujemy więc już tylu oddziałów, ile kilka lat wcześniej. Ich liczba jest dopasowywana do realnych potrzeb klientów. Będą się jednak musiały zmieniać kompetencje naszych pracowników. Dziś banki nie potrzebują osób zajmujących się tylko obsługą kasy. Potrafię sobie wyobrazić oddział oparty na nawigatorach – osobach kierujących klientów z konkretnymi potrzebami do odpowiednich specjalistów, którzy będą pracowali w innych placówkach lub w centrali.
Czy nie myślał pan o zmianach w centrali, ograniczeniu liczby departamentów, których są tu dziesiątki, uproszczeniu struktury?
Centrala podlega takim samym prawom rynku jak oddziały. Jeśli nie ma w danym obszarze pracy – to trzeba go przekształcić lub ograniczyć jego działanie. Jeśli mielibyśmy się porównać do innych banków, które podążają tą drogą, to pamiętajmy, aby porównywać jabłka z jabłkami, nie z gruszkami. Patrząc na banki zagraniczne działające w Polsce, warto zauważyć, że wiele ich funkcji jest realizowanych przez centrale zlokalizowane poza naszym krajem, m.in. marketingu czy ryzyka. My nie mamy spółki matki. Jesteśmy samodzielnym polskim bankiem, który musi mieć prężny zespół. Nasza centrala spełnia wiele funkcji, których w innych bankach nie ma.
Czy widzi pan możliwość zaangażowania PKO BP w proces konsolidacji sektora? Czy np. wystawiona na sprzedaż działalność detaliczna Banku Handlowego może być dla pana interesująca?
Wszystko jest kwestią skali i ceny. Jeśli coś jest małe i drogie, to nie jest atrakcyjne. Jest taka stara zasada consultingu: jeśli chcesz się zajmować fuzją, to szukaj instytucji, która zwiększy twoją skalę działania o co najmniej 20 proc. Nasze aktywa to prawie 400 mld zł. To oznacza, że powinniśmy interesować się bankami o sumie bilansowej na poziomie przynajmniej 80 mld zł. Jeśli chodzi o ofertę, której dotyczy pytanie, zostawię ją bez komentarza.
Niedawno pojawiły się informacje, że macie zgodę na otwarcie oddziału w Rumunii, ale ma to nastąpić dopiero za rok. Dlaczego tak późno?
Nasza ekspansja zagraniczna odbywa się w dwóch modelach. Jeden jest realizowany na Ukrainie. Mamy tam osobny bank – Kredobank, którego działalność przynosi zyski. Staramy się, żeby był on silnie połączony z PKO Bankiem Polskim choćby – z uwagi na dużą liczbę obywateli Ukrainy pracujących w Polsce.
Drugi model to bankowość korporacyjna realizowana poprzez nasze oddziały. Mamy już taką „lekką kawalerię” w Niemczech, w Czechach i na Słowacji. Wkrótce dołączy do niej oddział w Rumunii. Te doświadczenia z jednej strony pozwalają nam sprawnie otwierać kolejne placówki, ale z drugiej wiemy, że harmonogram realizacji tych projektów musi być planowany ostrożnie. Wpływa na niego wiele zmiennych i nie wszystkie są zależne od nas. Nasze placówki zagraniczne mają za zadanie zapewnić klientom podstawowe usługi. Ich działalność jest rentowna. Za rozwój tego obszaru odpowiedzialny jest wiceprezes Maks Kraczkowski.
Dziś bardzo łatwo można kupić jakąś sieć banków za granicą. Ale ich „udomowienie”, stworzenie jednostek, które będą generowały odpowiedni poziom zwrotu z kapitału, niesie ryzyko. W celach finansowych naszej strategii założyliśmy, że w 2022 r. zwrot z kapitału będzie wynosił 12 proc. To duże wyzwanie w obecnym otoczeniu.
Te 12 proc. nie zmienia się mimo COVID-19, niskich stóp?
W obecnych warunkach każdy wynik powyżej 10 proc. jest bardzo dobry. Podobnie jest z relacją kosztów do dochodów. Jesteśmy dziś na poziomie 38 proc. Czy na pewno go utrzymamy, czy wzrośnie on do 40 proc. – tego dziś nie wiem. Kondycja PKO Banku Polskiego jest natomiast bardzo dobra. Chcemy zapewnić wysoki zwrot na kapitale w długim okresie.
Czy zarząd po ostatnich zmianach jest już w docelowym kształcie?
Zgodnie z naszym statutem wszystkie miejsca w zarządzie są obsadzone.
A jeśli chodzi o podział kompetencji – kto odpowiada za bankowość detaliczną?
Cały czas ja, ale ten obszar niebawem zostanie powierzony innej osobie. Jako prezes muszę stać na czele całego banku i nie będę już w stanie skupiać się na bezpośrednim nadzorowaniu poszczególnych linii biznesowych. Decyzję w tej sprawie podejmie rada nadzorcza.
Po zmianie prezesa PKO BP miało miejsce kilka zmian personalnych w spółkach zależnych – w spółkach ubezpieczeniowych, w banku hipotecznym. Czy w banku na stanowiskach dyrektorskich było podobnie?
W banku nie ma rewolucji. Kilku menedżerów z bardzo różnych powodów rzeczywiście odeszło do innych instytucji. Rotacja kadr to jednak naturalny proces w tak dużych organizacjach. Zwracam jednak uwagę, że nowe osoby zajmujące w banku kierownicze stanowiska to najczęściej efekt awansu wewnętrznego. Tak było i w banku hipotecznym, i w ubezpieczeniach. Jeśli przychodzi ktoś z zewnątrz, to są to osoby dobierane pod kątem merytorycznym i kompetencyjnym.
W kontekście pytań o moją karierę odpowiedź jest jednoznaczna – o żadne inne stanowisko się nie ubiegam. PKO Bank Polski jest dla mnie niezwykle ważnym wyzwaniem, a powierzona funkcja najwyższym zaszczytem. ©℗
Rozmawiał Łukasz Wilkowicz
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama