Fundusz profesora Rybińskiego jak na razie nie najlepiej się spisuje. Przyniósł inwestorom ujemną stopę zwrotu przy dużej zmienności. Może jednak jego czas dopiero nadchodzi?

We wrześniu strefę euro czeka szereg istotnych wydarzeń. Po pierwsze, Komisja Europejska 11 września ma opublikować wstępny zarys projektu unii bankowej, czyli przede wszystkim solidarnej gwarancji depozytów bankowych udzielonej przez wszystkie państwa strefy euro. Po drugie, 12 września zapadnie wyrok niemieckiego Sądu Konstytucyjnego w sprawie Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, przesądzający o tym, czy Niemcy wyłożą kolejne pieniądze na pomoc dla krajów zagrożonych niewypłacalnością. Po trzecie, na koniec września planowany jest raport Troiki o postępach Grecji we wdrażaniu reform i oszczędności, który zdecyduje o tym, czy kraj ten otrzyma kolejną transzę pomocy. Wszystko to jednak będzie jedynie tłem dla głównego składnika planu antykryzysowego. Europejski Bank Centralny ma bowiem w międzyczasie zdradzić więcej szczegółów odnośnie możliwej interwencji na rynku długu niektórych państw strefy euro.

W związku z tym zapewne można się spodziewać wzrostu zmienności cen europejskich aktywów. W którą stronę jednak podążą? Profesor Rybiński, autor strategii sławnego funduszu Opera TFI Eurogeddon, uważa, że kierunek ruchu będzie spadkowy. Pod koniec maja, gdy wycena aktywów funduszu osiągnęła swój historyczny szczyt, pisał zachęcająco: „W ciężkim kryzysie oczekiwana stopa zwrotu funduszu wynosi między 100 a 200 procent”, dodając uczciwie jednak, że: „W czasach hossy fundusz może przynieść znaczne straty”, zaznaczając przy tym, że „w mojej ocenie takie czasy prędko nie nadejdą”. Wielkiej hossy jak na razie rzeczywiście nie było, jednak globalne rynki akcji w tym roku zdecydowanie bardziej zyskiwały, niż traciły.

Od czasu majowego wpisu fundusz Eurogeddon stracił 25%, co zaowocowało, licząc od początku roku, stratą 9% (patrząc na ostatnią wycenę z 29 sierpnia). Wynik ten i tak wydaje się całkiem niezły jak na to, że Rybiński obstawił krótką pozycję na indeksie DAX (co jest dziwne samo w sobie, bo przecież Niemcy nie są zbyt mocno dotknięte kryzysem). Niemiecka giełda od początku roku pozwoliła zaś zarobić aż 18,5%. Od dwucyfrowych strat wybawiły Eurogeddon wzrosty na rynku złota. Nie liczyłbym jednak na to, że w dłuższym okresie ten trend będzie amortyzować słabe wyniki funduszu.

Od dłuższego czasu twierdzę bowiem, że hossa na złocie kończy się ze względu na zbyt duży udział zakupów o charakterze inwestycyjnym. W tej chwili co druga sztabka złota nabywana jest z myślą o odsprzedaży z zyskiem, podczas gdy jeszcze w 2007 roku popyt spekulacyjny na złoto stanowił jedynie 8%. Do samego utrzymania wysokiego poziomu cen potrzebne jest, by środki inwestorów dalej napływały w tym tempie, a co dopiero myśleć o wyniesieniu rynku. Nie przewiduję gwałtownego tąpnięcia, raczej powolne osuwanie się.

Opieranie się na dogasającej złotej hossie nie jest jednak w moim przekonaniu głównym błędem strategii funduszu Eurogeddon. Sam pomysł zarabiania na spadkach bardzo mocno przecenionych przez ostatnie dwa lata aktywów wydaje mi się chybiony. Tak jak bowiem wydarzenia kryzysowe zniechęciły inwestorów do zakupów (obniżając już mocno wyceny), tak zmotywowały one polityków do działań zarówno doraźnych, jak i głębszych, reformatorskich. Choć na efekty jeszcze pewnie przyjdzie trochę poczekać, to będą one w moim przekonaniu dla strefy euro per saldo korzystne.

Z tego powodu na początku marca, gdy pierwszy raz pisałem o Eurogeddonie, zaproponowałem prześledzenie wirtualnej inwestycji o nazwie Eurorecovery. Mój fundusz inwestowałby w obligacje i giełdy krajów peryferyjnych strefy euro. Alokacja, możliwa do zrealizowania za pomocą konkretnych funduszy ETF, była następująca: po 10% w akcje greckie, hiszpańskie, irlandzkie i włoskie; 30% w obligacje strefy euro o najwyższym oprocentowaniu; 15% w indeks Euro Stoxx 50; 15% w krótkie pozycje na rynku złota. Licząc od początku roku do 29 sierpnia, Eurorecovery zarobiłby 2,6%.

Nie jest to może zbyt wiele (ze względu przede wszystkim na słabe wyniki greckiej giełdy oraz wspomniane wzrosty na złocie), ale przecież i kryzys w strefie euro daleki jest od rozwiązania. Można więc powiedzieć, że Eurorecovery nieźle przetrwał trudny dla Europy czas, a większe wzrosty dopiero przed nim. Swoją wyższość nad Eurogeddonem będzie miał okazję udowodnić już tej jesieni.

Maciej Bitner