Sąd uznał, że ze względu na abuzywne klauzule nie uzgodniono świadczenia kredytobiorcy i może on domagać się kwoty przewyższającej otrzymany od banku kapitał. Przykładowo, jeśli pożyczył 400 tys. zł, a ze względu na klauzule indeksacyjne musiał realnie spłacić 800 tys. zł i zrobił to, może domagać się zwrotu nadwyżki - mówi dr Anna Dombrowska, adwokat prowadząca indywidualną kancelarię
DGP
W minioną środę Sąd Okręgowy w Warszawie unieważnił (sygn. akt II C 65/18) umowę kredytu pani klienta z mBankiem, mimo że został on już spłacony. Z czego wynikała decyzja sądu?
Wykonanie umowy nie wyłącza możliwości oceny jej zgodności z prawem. Na gruncie prawa cywilnego nie da się sprzedać nieruchomości bez aktu notarialnego, otrzymanie zapłaty i wydanie nieruchomości nie sprawią, że umowa będzie zawarta zgodnie z przepisami. Podobnie sytuacja wygląda z umową kredytową, zawierającą niedozwolone klauzule umowne. Spłacenie kredytu nie wyłącza ochrony praw konsumenta i kontroli abuzywności. Wątpliwe jest jednak, by sąd uznał, że można domagać się ustalenia w wyroku, że umowa jest nieważna. Wniesione powództwo na podstawie art. 189 kodeksu postępowania cywilnego zostanie najprawdopodobniej oddalone. Dlatego wnieśliśmy pozew jedynie o zapłatę ze wskazaniem na nieważność umowy, która stała się podstawą wyroku. Na rzecz naszego klienta zasądzono kwotę ponad 130 tys. zł i ponad 10 tys. franków szwajcarskich.
Czyli mamy tu do czynienia z podobną sytuacją, jak w sprawie państwa Dziubaków, że sąd uznał klauzule indeksacyjne za abuzywne i na tej podstawie unieważnił całą umowę kredytową. Różnica polega na tym, że w tej sprawie klient zdążył już wykonać swoje zobowiązanie.
Sąd uznał, że ze względu na abuzywne klauzule nie uzgodniono świadczenia kredytobiorcy i może on domagać się kwoty przewyższającej otrzymany od banku kapitał. Przykładowo, jeśli pożyczył 400 tys. zł, a ze względu na klauzule indeksacyjne musiał realnie spłacić 800 tys. zł i zrobił to, może domagać się zwrotu nadwyżki. Alternatywnie konsument mógłby domagać się „odfrankowania” kredytu na złotówki, przy zachowaniu jego oprocentowania według stopy LIBOR powiększonej o marżę banku. Ze względu na fakt, że kredyt jest już spłacony, nie zachodzi ryzyko, że kredytobiorca nie będzie w stanie zwrócić pozostałej części kapitału od razu. Nie ma zatem wątpliwości, że umowa może upaść.
W sprawach frankowiczów banki podnoszą, że w przypadku unieważniania umowy kredytowej należy im się wynagrodzenie za korzystanie przez klienta z ich kapitału przez pewien czas. Czy takie roszczenia mają podstawy?
Moim zdaniem nie, choć w naszej sprawie nie było ono podniesione. Jednak zarówno rzecznik praw obywatelskich, jak i Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów czy rzecznik finansowy, występujący w sprawach frankowiczów, jednoznacznie stwierdzają, że banki nie mogą się domagać takiego wynagrodzenia. W orzecznictwie jest na razie jeden wyrok w tej sprawie, z Białegostoku, który odrzuca roszczenie banku. Sprzeciwiają się temu też przepisy unijnej dyrektywy 93/13 w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich. Mój klient w omawianej sprawie musiał wziąć drugi kredyt, by spłacić ten pierwszy. Nie oznacza to jednak, że w pełni rozumiał mechanizm działania kredytów powiązanych z walutą obcą, gdyż zaczęto o tym mówić dopiero po 2011 r., po wejściu w życie ustawy „antyspreadowej”. Do tej pory są kredytobiorcy, którzy nie rozumieją, jak te umowy działają. Dostrzegają jedynie ich efekt w wysokości raty oraz kapitału do spłaty.