Komisja Europejska szykuje się na nałożenie nowych ceł przez amerykańską administrację, przede wszystkim na europejskich producentów stali i aluminium. W odpowiedzi mają zostać przygotowywane m.in. przepisy łagodzące funkcjonowanie energetyki gazowej na Starym Kontynencie.
Powinno to poskutkować wsparciem dla przemysłu energochłonnego jeszcze w tym roku, żeby zwiększyć inwestycje w tym sektorze. Jak słyszymy, Bruksela ma także zaproponować, aby 27 państw członkowskich obniżyło podatki od energii elektrycznej do minimalnego limitu prawnego, aby pomóc zredukować rachunki konsumentów w krótkim okresie. Komisja planuje również złagodzić istniejące cele unijne dotyczące napełniania magazynów gazu, które planowała rozszerzyć na okres po 2025 r. Ma to być odpowiedź na obawy Niemiec i innych krajów, twierdzących, że ustalone terminy napełniania magazynów stwarzają ryzyko wzrostu cen „błękitnego paliwa”.
Widać więc, że w Europie powoli pojawia się refleksja, że warto zmienić podejście do energetyki gazowej. I właśnie zapowiadana przez Trumpa polityka „drill, baby, drill” pokaże, że to „błękitne paliwo” będzie największym wygranym całej układanki. Z jednej strony ze względu na obecną sytuację geopolityczną, a z drugiej strony na rozbieżność pomiędzy ambicjami klimatycznymi a realiami rynkowymi.
Gaz znów w modzie?
Jedną z technologii, która w przyszłości miałaby w Unii Europejskiej zastąpić gaz ziemny, jest wodór. W Polsce np. Ministerstwo Klimatu i Środowiska prowadzi konsultacje publiczne dotyczące strategii inwestycyjnej w technologie wodorowe, co świadczy o rosnącym zaangażowaniu w rozwój tego sektora. Jeśli chodzi o opłacalność ekonomiczną technologii wodorowych, obecnie koszty produkcji, zwłaszcza tzw. zielonego wodoru, są wyższe niż tradycyjnych paliw kopalnych. Jednak prognozy wskazują, że dzięki postępowi technologicznemu i zwiększeniu skali produkcji będą one stopniowo maleć. W 2015 r. elektrolizery potrzebne do produkcji wodoru kosztowały około 6000 dolarów za kW, podczas gdy obecnie niektórym firmom udało się obniżyć tę kwotę do około 2,5 tys. dol. za kW. Eksperci przewidują dalszy spadek – o 10–15% rocznie.
Tu pojawia się pytanie, czy ten trend jest jedynie chwilowy, czy też utrzyma się na dłużej. Wzrost znaczenia gazu w europejskiej energetyce widać na podstawie danych stowarzyszenia Eurelectric. Zgodnie z nimi w styczniu 2024 r. w całej UE wyprodukowano ok. 230 TWh prądu, a gaz ziemny odpowiadał za ok. 14 proc. produkcji; w styczniu 2025 r. miesięczna produkcja w Europie wzrosła do ok. 270 TWh, a gaz stanowił już 18 proc. miksu energetycznego na całym kontynencie.
Brak alternatyw dla gazu
Ten swoisty renesans gazu w energetyce spowodowany jest brakiem alternatyw. Podczas trwających ponad tydzień fali mrozów zapotrzebowanie na błękitne paliwo niemalże codziennie oscylowało wokół 80 mln m sześc. Na razie nie zostało pobite rekordowe dzienne zapotrzebowanie z lutego 2021 r. – 88 mln m sześc. jednak w nadchodzących sezonach zimowych nie da się tego wykluczyć. Gazociąg Baltic Pipe, który od chwili uruchomienia bardzo rzadko działał na pełnych obrotach – zazwyczaj było to ok. 80 proc. możliwości – teraz wykorzystuje całą swoją przepustowość. Podobnie jak terminal LNG w Świnoujściu, szczególnie po niedawnym otwarciu trzeciego zbiornika.
Ten wzrost roli gazu jest spowodowany kilkoma czynnikami – spadkiem roli atomu w skali całej Europy, a w Polsce możliwym opóźnieniem projektu na Pomorzu, opisywanym w DGP, ale przede wszystkim potrzebą stabilnych mocy w nadchodzących latach. W krajach takich jak Polska tym bardziej zwiększy i przedłuży to rolę gazu jako paliwa przejściowego – według danych Polskich Sieci Elektroenergetycznych polskie spółki energetyczne zgłosiły prośby o podłączenie 15 GW nowych mocy do 2030 r., z czego ponad połowa to elektrownie gazowe. To odpowiedź na potrzeby operatora systemu. Brakuje nam bowiem źródeł wytwarzania niezależnych od pogody, a wraz z wyłączaniem bloków węglowych w następnych latach – czy to z powodów technicznych, czy ekonomicznych – owa luka będzie się pogłębiać. Nie uda się jej zlikwidować jedynie za pomocą atomu czy magazynów energii. Podobnie sytuacja przedstawia się w innych krajach europejskich, które również potrzebują jak najwięcej dyspozycyjnych mocy stabilizujących system. Ta rzeczywistość najpewniej zmusi Komisję do ponownego rozważenia europejskiej polityki energetycznej – na czym zresztą zależeć będzie polskiej prezydencji w UE. ©℗