Zrewidowany przez rząd Donalda Tuska termin uruchomienia pierwszej polskiej elektrowni jądrowej powoli, ale konsekwentnie wymyka się z rąk. Na dziś najbardziej optymistyczny scenariusz rozpoczęcia pracy pierwszego bloku to 2037 rok - słyszymy w branży.
Według aktualnych opiekunów rządowego programu energetyki jądrowej terminem, w którym rozpocząć powinna się komercyjna eksploatacja pierwszego z polskich reaktorów AP1000, miał nadejść za 11 lat, w roku 2036. Rząd na czele z premierem Tuskiem, zapewnia, że inwestycję, której pierwsze zręby przygotował rząd PiS (na czele z wieloletnim pełnomocnikiem ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotrem Naimskim), chce kontynuować. Jednocześnie, m.in. ze względu na opóźnienia stwierdzone już w momencie sukcesji zapowiedziano aktualizację programu jądrowego. Rok 2033, w którym pierwotnie zakładano uruchomienie pierwszego bloku elektrowni w Lubiatowie-Kopalinie (gm. Choczewo), zastąpić miał najpierw 2035, a następnie 2036 rok. Dwa lata później – do 2038 r. – funkcjonować miałaby już cała elektrownia, czyli trzy bloki AP1000. Coraz więcej wskazuje jednak, że ten nowy harmonogram staje się nieaktualny jeszcze przed jego wpisaniem do Programu Polskiej Energetyki Jądrowej (oczekiwany od grudnia projekt aktualizacji, według Wojciecha Wrochny, czyli pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, ma zostać przedstawiony „na dniach”; nieoficjalnie w resorcie przemysłu słyszymy jednak, że może stać się to już w marcu).
Zdążyć przed ptakami
Według komunikowanego w zeszłym roku przez inwestora, spółkę Polskie Elektrownie Jądrowe, ramowego harmonogramu prace przygotowawcze na terenie przyszłej budowy miały rozpocząć się przed końcem minionego roku. Pierwszym ich etapem miała być wycinka drzew , która łącznie objąć miała obszar ponad 300 hektarów. Wniosek o pozwolenie na rozpoczęcie tych robót PEJ wystosował jeszcze w sierpniu zeszłego roku. Wojewoda pomorski, który odpowiada za jego rozpatrzenie, musiał jednak czekać aż ostateczną decyzję środowiskową dla inwestycji wyda – w toczącym się od jesieni 2023 r. postępowaniu odwoławczym – Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska. Teraz pozostaje czekać na zgodę wojewody, a ta ma się pojawić najpóźniej do kwietnia.
Problem w tym, że wcześniej, bo już za niespełna 2 tygodnie zaczyna się sezon lęgowy ptaków, który znacząco ograniczy możliwości prowadzenia wycinek na dużą skalę. Zgodnie z sentencją decyzji środowiskowej w przypadku Lubiatowa-Kopalina, gdzie ma stanąć elektrownia, powinien być egzekwowany do końca sierpnia. – Z dotąd deklarowanego przez inwestora harmonogramu wynikało, że wycinka zostanie zrealizowana w „okienku”, które dobiegnie kończa z końcem lutego. A to oznacza, że mamy do czynienia z dodatkowym ok. 7-miesięcznym opóźnieniem prac, bo kolejne takie okienko otworzy się dopiero we wrześniu – zauważa Daniel Radomski, współpracownik Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.
Inwestor „zarządza ryzykiem”
Czy przesunięcie o kilka miesięcy terminu rozpoczęcia przygotowań do budowy może pozostać bez wpływu na kolejne „kamienie milowe” inwestycji? Zapytaliśmy o to PEJ. - Budowa pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej to projekt o wysokim stopniu złożoności, dlatego też na bieżąco analizujemy jego postępy i zarządzamy towarzyszącymi mu ryzykami, takimi jak ryzyko opóźnień, tak aby redukować je do możliwego minimum. Zgodnie z założeniami terminy rozpoczęcia budowy w 2028 roku, ukończenia jej w roku 2035 i eksploatacji pierwszego reaktora od 2036 roku nadal są obowiązujące – uspokaja biuro prasowe spółki. Jak podkreślono, w spółce trwają przygotowania do podjęcia prac przygotowawczych, które umożliwią rozpoczęcie ich, kiedy tylko wojewoda wyda pozwolenie.
Według kilku rozmówców DGP z branży przesunięcie wycinki to jednak najmniejszy problem, przed którym stoi inwestor w projekcie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. – Na te akurat-opóźnienia mamy zapas w harmonogramie, – zapewnia osoba z rządu. – Jeśli wycinki zaczną się bezzwłocznie po sezonie lęgowym, a równolegle z nimi toczyć się będą wstępne roboty budowlane, nie powinno wpłynąć to na znaczące przesunięcia w harmonogramie całej inwestycji – mówi jeden z ekspertów, z którymi się konsultowaliśmy.
Nowa lepsza procedura?
Gorzej jest na innych frontach, np. planowanych przez siebie zmian legislacyjnych, mających ułatwić przejście z etapu przygotowań do pierwszych faz budowy. Chodzi o projekt nowelizacji specustawy jądrowej i innych ustaw, który trafił do wykazu prac rządu w grudniu. Propozycja zakłada m.in. wprowadzenie dodatkowego etapu postępowania pomiędzy pracami przygotowawczymi a właściwą budową oraz, w związku z tym, możliwość ubiegania się o pozwolenie na realizację wstępnych robót budowlanych. Zgodnie z intencją pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej zmiany mają przyspieszyć proces inwestycyjny oraz zwiększyć jego płynność. Przyjęcie projektu przez Radę Ministrów powinno nastąpić do końca marca. Swoją opinię w konsultacjach, które dobiegły końca na początku stycznia, przedstawili m.in. eksperci z Nuclear PL, którzy uznali projekt za „krok w dobrą stronę”, proponują jednocześnie uproszczenie części zaproponowanych rozwiązań.
Największym ryzykiem obarczone są jednak kolejne, ściśle ze sobą powiązane, kamienie milowe inwestycji.
• Po pierwsze, zgoda Komisji Europejskiej na pomoc publiczną. To od wyniku wszczętego oficjalnie w grudniu szczegółowego postępowania prowadzonego pod kierunkiem unijnej dyrekcji ds. konkurencji (na jej czele stoi znana z mało entuzjastycznych poglądów na temat energii jądrowej wiceszefowa KE Teresa Ribera) zależeć będzie możliwość zastosowania planowanych przez polski rząd mechanizmów sfinansowania inwestycji. W szczególności Bruksela oceni, czy przewidziane wsparcie z budżetu na poziomie ok. 60 mld zł (30 proc. wartości całego projektu), gwarancje kredytowe Skarbu Państwa umożliwiające pozyskanie pozostałych środków na budowę oraz dwukierunkowy kontrakt różnicowy (czyli mechanizm cenowy zabezpieczający stabilność przychodów) na 60 lat zakładanej pracy elektrowni, spełnia kryteria proporcjonalności. Sprawdzi także, czy wpływ zaproponowanego przez polski rząd pakietu wsparcia na rynek jest odpowiednio ograniczony. Według jednego z ekspertów, z którymi rozmawialiśmy, z punktu widzenia Komisji kłopotliwy okazać się zwłaszcza sposób wskazania generalnego wykonawcy inwestycji, czyli Bechtela, który odbył się z pominięciem prawa zamówień publicznych. Maciej Bando, b. pełnomocnik rządu odpowiedzialny za prace nad wnioskiem notyfikacyjnym, liczył, że decyzję otrzymamy jeszcze w pierwszej połowie roku. Jego następca Wojciech Wrochna nie jest już tak niepoprawnym optymistą i ma nadzieję, że unijna notyfikacja stanie się faktem do końca roku. Na tle poprzednich postępowań i tak byłby to rekord. Czesi czekali na decyzję w sprawie planowanej inwestycji w Dukovanach ponad 2 lata. Niewiele krócej trwało postępowanie w sprawie węgierskiej elektrowni Paks II. Na razie tempo pracy KE nie wskazuje na szczególny pośpiech. Prawie pięć miesięcy po złożeniu notyfikacji i dwa od formalnego wszczęcia postępowania rząd, jak słyszymy, czeka dopiero na pierwszą „poważniejszą interakcję” ze stroną unijną.
• Po drugie, umowa na budowę elektrowni. Jak piszemy w DGP miesięcy, właściwy kontrakt pomiędzy PEJ a konsorcjum Westinghouse (dostawca technologii) i Bechtel (generalny wykonawca) nie może zostać podpisany bez wiedzy o warunkach finansowania inwestycji, a tym samym – bez zgody Brukseli na pomoc publiczną. Dlatego też odsunięcie w czasie spodziewanego rozstrzygnięcia postępowania KE z konieczności ciągnie też za sobą opóźnienie terminu podpisania umowy wykonawczej z Amerykanami. Zgodnie z nieaktualnymi już planami poprzedniego pełnomocnika miało to nastąpić jeszcze w tym roku. Jak wiemy od grudnia, obecnie rząd zakłada, że dopięcie umowy nastąpi w perspektywie połowy 2026 r. Aby tak się stało konieczne będzie jednak stosunkowo szybkie i pomyślne zakończenie negocjacji z Westinghousem i Bechtelem. Na to, że nie musi być to oczywiste, wskazują wcześniejsze doświadczenia ze stroną amerykańską, które doprowadziły do włączenia Prokuratorii Generalnej – organ czuwający nad majątkowymi i prawnymi interesami Skarbu Państwa – w rozmowy dotyczące umowy pomostowej, regulującej warunki współpracy między PEJ a konsorcjum w okresie poprzedzającym podpisanie ostatecznego kontraktu. Do tej pory strony nie poinformowały o podpisaniu negocjowanego dokumentu. Obowiązująca umowa na realizację usług inżynieryjnych przy projekcie powinna wygasnąć z końcem marca. Według informacji ze źródeł rządowych, jeśli nie zostanie podpisany kolejny dokument – grozić może to przestojami w przygotowaniach do budowy.
• Po trzecie, zamówienie komponentów o długim czasie dostawy. Od dawna mówi się o tym, że tzw. long lead items są jednym z „wąskich gardeł”, które mogą zagrozić płynnej realizacji harmonogramu budowy elektrowni. Jest to związane z ograniczonymi mocami wyspecjalizowanych zakładów produkujących m.in. zbiorniki reaktorów.
Obsuwa na konto Tuska
Według jednego z naszych źródeł konsensus rynku w sprawie możliwej do zrealizowania daty uruchomienia pierwszego bloku elektrowni Lubiatowo-Kopalino przesuwa się w kierunku 2037, a nawet 2038 r. – I to jest wersja bardzo optymistyczna. Zakłada brak jakichkolwiek opóźnień na dalszych etapach inwestycji i bardzo rygorystyczne dotrzymywanie terminów przez urzędy – zastrzega. – To minimum roczne opóźnienie, w przeciwieństwie do ok. trzyletniej obsuwy odziedziczonej po poprzednikach, stanowi już wyłączną odpowiedzialność ekipy z obecnego rozdania. A wciąż jesteśmy przed rozpoczęciem najbardziej ryzykownego dla harmonogramu etapu budowy – dodaje inny rozmówca.