Działacze z kopalń przeznaczonych do likwidacji twierdzą, że są zaskoczeni tymi decyzjami. To nieprawda.
Nieoficjalne sygnały, które płyną do Polski z Komisji Europejskiej, nie są optymistyczne. Choć formalnie Bruksela nie podjęła żadnych kroków i zajmuje się przede wszystkim planem naprawczym dla Polskiej Grupy Górniczej, to nie znaczy, że nie przygląda się sprawie Katowickiego Holdingu Węglowego i Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Wreszcie bowiem wszystkie spółki mają swoje scenariusze restrukturyzacyjne, przy czym w PGG i JSW są już w dużej mierze realizowane, a ten dla KHW został dopiero oficjalnie ogłoszony.
Przypomnijmy. W PGG zainwestowały po 500 mln zł PGE, Energa i PGNiG Termika. 300 mln zł dołożył Fundusz Inwestycji Polskich Przedsiębiorstw, a 700 mln zł to konwersja długu Węglokoksu. JSW z kolei sprzedała część aktywów. PGNiG Termika kupiła za ok. 568 mln zł Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej i Spółkę Energetyczną Jastrzębie. Z kolei koksownię Victoria za 350 mln zł odkupiły ARP i TF Silesia. A w KHW mają zainwestować Enea, TF Silesia i Węglokoks (odpowiednio 350, 200 i 150 mln zł).
Gołym okiem widać, że w górnictwo zaangażowane są wyłącznie podmioty kontrolowane przez Skarb Państwa. Istnieją więc realne obawy, że Bruksela uzna to za niedozwoloną pomoc publiczną. Ta bowiem może być udzielona przedsiębiorstwom sektora węglowego tylko w przypadku zamykania kopalń. Jeśli Bruksela powie „nie”, kopalnie mogą zbankrutować.
Żadna z firm górniczych nie uniknie zamykania kopalń, o czym pisaliśmy w DGP na początku sierpnia. I choć resort energii wciąż nie używa słowa „likwidacja”, to właśnie z nią mamy do czynienia.
W PGG przestaną istnieć Pokój (część kopalni Ruda) i Rydułtowy-Anna (część kopalni ROW). Ich złoża zostaną wybrane przez sąsiednie zakłady. Zostanie zamknięta także kopalnia Sośnica, ale dopiero w przyszłym roku. Do stycznia ma poprawić wskaźniki finansowe. Jednak zarówno zarząd PGG, jak i załoga dobrze wiedzą, że to nierealne. Ale związki zawodowe mają sukces – odsunęły agonię kopalni w czasie.
JSW rezygnuje z części kopalni Jas-Mos wchodzącej w skład zakładu w Jastrzębiu-Zdroju, a następnie z Krupińskiego, w którym wydobycie skończy się w 2017 r. Decyzja o zamknięciu tej ostatniej kopalni była warunkiem porozumienia, jakie wczoraj JSW zawarła z PKO BP i BGK. Przewiduje ono m.in. wydłużenie spłaty zobowiązań spółki wobec banków do 2025 r.
KHW z czterech kopalń ma zachować dwie: Mysłowice-Wesoła i Murcki-Staszic. Wieczorkowi kończy się złoże i najpewniej sięgnie po nie właśnie Murcki-Staszic. Z kolei Wujek ma być kopalnią muzealno-badawczą, a jego druga część – ruch Śląsk – ma zostać zamknięta.
I tu na scenę wkraczają związkowcy. Ci z Krupińskiego napisali list do Beaty Szydło, skarżąc się, że decyzje dotyczące ich kopalni są podejmowane pochopnie i bez konsultacji. Podobnie uważają związkowcy z ruchu Śląsk, którzy twierdzą, że nic nie zostało w tej sprawie uzgodnione (kolejne spotkanie zarządu KHW ze stroną społeczną w tej sprawie jest zaplanowane na 31 sierpnia).
Tymczasem w przypadku Krupińskiego i Śląska temat był poruszany przynajmniej kilkanaście miesięcy wcześniej. Krupiński miał ujemne wyniki, i to mimo inwestycji. Kopalnia miała przygotowany plan naprawczy, ale związki zawodowe z central JSW go nie zaakceptowały, co doprowadziło do jeszcze gorszej sytuacji i pierwszych rozważań o likwidacji już w ubiegłym roku – przed takim scenariuszem ostrzegał związkowców jeszcze Jarosław Zagórowski, który z szefowania JSW zrezygnował na początku 2015 r.
A w przypadku Śląska? Po wstrząsie z 18 kwietnia 2015 r. i ponaddwumiesięcznej akcji ratowniczej za 21 mln zł resort skarbu zwrócił się do Wyższego Urzędu Górniczego o opinie dotyczące stanu BHP tego zakładu, sugerując, że dalsze wydobycie nie powinno być tam dopuszczone. Jednak WUG przychylił się do związkowych głosów i dopuścił warunkowo wydobycie z kolejnych ścian, za co m.in. stanowisko stracił ówczesny szef WUG Mirosław Koziura. Z informacji DGP wynika, że także poprzedni zarząd KHW, którym kierował Zygmunt Łukaszczyk, prowadził rozmowy o zakończeniu wydobycia na ruchu Śląsk będącym jednym z najniebezpieczniejszych zakładów wydobywczych w Polsce – od rozpoczęcia wydobycia w 1974 r. życie straciło tam 54 górników, w tym 20 w katastrofie z września 2009 r. Z danych KHW wynika, że strata na sprzedaży węgla w latach 2010–2015 wyniosła tam 280,9 mln zł.
Związkowcy z Bogdanki pójdą do sądu?
Część uchwał z walnego Bogdanki, które odbyło się 17 sierpnia, będzie najprawdopodobniej zaskarżona w sądzie. Taką decyzję podejmą wkrótce związki zawodowe. O sprawie pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Strona społeczna będąca akcjonariuszem kopalni podważyła m.in. zasadność wprowadzenia kodeksu grupy Enea i integracji z energetyczną spółką. Chodzi m.in. o decyzyjność rady nadzorczej Bogdanki i przeniesienie części kompetencji dotyczących kopalni do centrali Enei. Związkowcy chcą sprawdzić, czy Enea, mając 60 proc. akcji, może sobie pozwolić na takie działania. Obawiają się też, że zaangażowanie Enei w Katowickim Holdingu Węglowym (ma tam zainwestować 350 mln zł) będzie dla Bogdanki niekorzystne. – Prawnicy Enei nie znaleźli czasu na konsultacje, więc skierowaliśmy sprawę do sądu – mówi DGP Zdzisław Cichosz, przewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce w kopalni Bogdanka.