Rok 2025 może być na świecie rokiem największej rozbudowy energetyki jądrowej od ponad 30 lat. Na Zachód renesans ma szansę zawitać dopiero w przyszłej dekadzie
12 reaktorów o łącznej mocy ponad 14 GW (ok. 13,5 GW w ujęciu netto) – to, według zestawienia Światowego Stowarzyszenia Nuklearnego (WNA), opracowanego na podstawie aktualnych deklaracji i szacunków inwestorów, potencjalny bilans przyszłorocznych przyłączeń nowych źródeł jądrowych. Na start wciąż czeka również kilka bloków jądrowych, które miały ruszyć w mijającym roku, m.in. w Chinach, Indiach i Korei. Dla porównania, według bazy danych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA), w minionym roku do sieci przyłączono cztery reaktory o mocy netto nieznacznie tylko przekraczającej 4 GW, a jeśli wziąć pod uwagę francuski blok Flamanville 3, którego ukończenie EDF ogłosił tuż przed świętami, bilans ten wzrośnie do pięciu reaktorów o mocy ok. 5,7 GW.
Jeśli oczekiwania WNA się potwierdzą, 2025 r. będzie dla energetyki jądrowej najbardziej owocnym od końcówki ostatniego atomowego boomu, który notowany był w latach 80. Ostatnim rokiem, kiedy IAEA odnotowała na świecie przyłączenie więcej niż dziesięciu reaktorów, był 1989 r.
Renesans atomu omija Zachód
Odrodzenie energii jądrowej – na tyle, na ile można już dziś o nim mówić – omija na razie świat euroatlantycki. Jeśli pominąć Flamanville 3, w przyszłym roku nie wystartuje ani jedna jednostka wytwórcza oparta na zachodniej technologii. W zestawieniu WNA dot. przyłączeń planowanych na 2025 r. nie ma też ani jednego reaktora na terenie Unii Europejskiej, choć prawdopodobnie na skutek opóźnienia to właśnie wtedy pracę rozpocznie nowy blok słowackiej elektrowni Mochovce zrealizowany w technologii... rosyjskiej.
To właśnie Moskwa będzie w 2025 r. liderem rywalizacji technologii jądrowych.
Z 12 jednostek, o których mówi WNA, siedem to reaktory typu WWER, których dostawcą jest Rosatom, z czego jeden powstaje w Turcji, a po dwa w Rosji, Indiach i Bangladeszu. Następne w stawce są Chiny, które realizują u siebie trzy reaktory na bazie rodzimych technologii. Inwestycje w nowe bloki finalizują w swoich krajach dostawcy technologii jądrowych z Korei (KHNP) i Indii.
Liderami w energetyce jądrowej są Rosja i Chiny
Rosja i Chiny dominują też w zestawieniu przyłączeń spodziewanych w następnych latach. Z 40 reaktorów, które – według WNA – powinny zostać uruchomione w latach 2026–2030, 21 opartych jest na technologiach chińskich, a 16 na rosyjskich. Inwestycja europejska mogąca liczyć na ukończenie w tej perspektywie jest tylko jedna – to dwublokowa elektrownia Hinkley Point C realizowana na Wyspach Brytyjskich przez francuski EDF. Uruchomienia żadnego nowego reaktora WNA nie spodziewa się w tym okresie ani ze strony Amerykanów (choć oficjalnie do 2029 r. planowane jest ukończenie pierwszego prototypowego reaktora BWRX-300 w kanadyjskim Darlington, który ma być wzorem m.in. dla przyszłych inwestycji Orlen Synthos Green Energy w Polsce), ani Koreańczyków.
– Znaczący udział Rosji w aktualnie prowadzonych inwestycjach to skutek prowadzonej bardzo konsekwentnie polityki wspierania eksportu, nakierowanej zwłaszcza na kraje rozwijające się. Takiej przemyślanej strategii nie widać dziś niestety u żadnego z oferentów z krajów OECD – wskazuje Maciej Lipka, dyrektor ds. technologii jądrowych w firmie doradczej Nuclear PL. Z kolei w przypadku Chin owoce przynosi realizacja zmasowanych inwestycji we własny przemysł i moce wytwórcze. W ostatniej dekadzie, jak wynika z danych IAEA, w Państwie Środka ukończono 27 dużych reaktorów, a drugie tyle jest w budowie. Wydaje się, że strategia ta będzie kontynuowana przez władze ChRL także w kolejnych latach. Według WNA na etapie planowania jest dziś 36 reaktorów, a rozważana jest realizacja ponad 150. Otwarte, zdaniem Lipki, jest pytanie o sukcesy Pekinu na froncie eksportu technologii do krajów globalnego Południa.
Szansa w kolejnej dekadzie? Elektrownie atomowe w projektach
Proporcje – na skutek przyspieszenia w energetyce jądrowej krajów euroatlantyckich i stowarzyszonych z nimi w ramach Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) państw azjatyckich – mają szansę zmienić się dopiero w kolejnej dekadzie, kiedy powstawać mają pierwsze z projektowanych obecnie inwestycji. Wśród 87 projektów reaktorów zakwalifikowanych przez WNA jako będące na etapie planowania 19 opiera się na technologiach z krajów OECD.
Na różnych etapach przygotowań i dyskusji jest ponad 70 kolejnych inwestycji, z czego za szczególnie istotne dla losów atomowego odrodzenia w naszej części świata uznać można m.in. plany budowy nowych reaktorów francuskich (we Francji i w Wielkiej Brytanii), koreańskich i brytyjskich (w Czechach i na Wyspach) oraz amerykańskich (w Holandii, Polsce i Słowenii).
– Kolejna dekada będzie dla branży szeroko rozumianego świata zachodniego testem. Jeśli obecnie rozwijane projekty zakończą się względnym sukcesem, będą mogły być wstępem do właściwego renesansu technologicznego, dla którego niezbędne będą inwestycje w przemysł. Obecnie większość produkcji kluczowych komponentów dla technologii z naszej części świata zogniskowana jest w koreańskim Doosan, a te moce przerobowe mają swoje granice. Dopiero rozwój mocy produkcyjnych umożliwi osiągnięcie masy krytycznej, czyli poziomu kilkunastu reaktorów opartych na technologiach krajów OECD realizowanych rocznie – mówi DGP Maciej Lipka.
Warunkiem minimum odrodzenia atomu na gruncie europejskim będzie ponadto – według niego – reforma unijnego rynku energii w kierunku niedyskryminacji tej technologii oraz umożliwienie realizacji programów wsparcia inwestycji jądrowych ze środków publicznych.