– Jeśli farmy wiatrowe są budowane w odpowiedni sposób, mogą mieć pozytywny wpływ na bezpieczeństwo narodowe. Możemy udostępniać dane władzom wojskowym – mówi Giles Dickson, prezes WindEurope.
W ciągu ostatnich 12 miesięcy niepowodzeniem zakończyły się aukcje dotyczące morskiej energetyki wiatrowej w Danii czy Litwie, gdzie nie pojawiła się wystarczająca liczba ofert. Co poszło nie tak?

Ostatnia aukcja w Danii rzeczywiście zakończyła się niepowodzeniem, nikt nie złożył w niej oferty. Obawialiśmy się tego jednak już wcześniej i nie byliśmy bardzo zaskoczeni. Wynika to z tego, że w Danii aukcje dla morskiej energetyki wiatrowej nie są odpowiednio zaprojektowane.

To znaczy?

Dania korzysta z tzw. przetargów nieograniczonych, w których inwestor składa ofertę na budowę morskiej farmy wiatrowej i wskazuje w niej cenę, którą jest w stanie zapłacić za możliwość jej budowy. Najwyższa cena wygrywa aukcję. Daje to inwestorowi prawo do budowy, ale nie zapewnia żadnej gwarancji co do tego, ile zarobi na sprzedaży energii.

ikona lupy />
Giles Dickson, prezes WindEurope / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

W innych krajach, takich jak Polska, Wielka Brytania czy Litwa, działa to całkiem inaczej. Inwestor biorący udział w aukcji deklaruje, za ile chce sprzedać każdą wyprodukowaną jednostkę energii i najniższa cena wygrywa. Nazywamy to kontraktem różnicowym (CfD). Inwestor, który wygrywa aukcję, przez następne lata ma zagwarantowaną cenę sprzedaży energii. Jeśli jego oferta wyniosła 100 euro za MWh, a cena na rynku jest niższa i wynosi np. 80 euro, rząd dopłaca mu 20 euro. Jeśli cena rynkowa jest wyższa, np. 120 euro, inwestor i tak zarabia tylko 100 euro i oddaje 20. To system, który jest sprawiedliwy i stosunkowo tani dla rządu, ponieważ czasem to on płaci inwestorowi, a czasem to inwestor musi mu zapłacić. Kontrakty różnicowe ułatwiają też finansowanie inwestycji, ponieważ banki wiedzą, ile inwestor będzie zarabiał przez następne lata.

Czyli brak kontraktów różnicowych przesądził według pana o niepowodzeniu duńskiej aukcji?

Aukcja w Danii była też specyficzna, bo energia z farm wiatrowych miała być sprzedawana w Niemczech, a nie Danii. Niemcy mają większe zapotrzebowanie na energię niż Duńczycy. Prąd miał być więc transportowany za granicę, co wymagałoby wzmocnienia sieci elektroenergetycznej lub budowy rurociągu wodorowego do Niemiec. Nie dość więc, że deweloperzy farm wiatrowych muszą zapłacić wysoką cenę w przetargu i są niepewni co do przyszłych zarobków, to jeszcze nie wiadomo, czy będą mogli sprzedać wyprodukowaną energię za granicą. To dlatego nikt nie złożył oferty.

Kontrakty różnicowe funkcjonują w Polsce, a mimo to pojawiają się obawy co do aukcji w drugiej fazie rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. Ministerstwo Klimatu i Środowiska przedstawiło projekt, w którym cena maksymalna waha się między 479,1 a 512,32 zł za 1 MWh. Tymczasem branża wiatrowa liczyła na ok. 550 zł.

W kontrakcie różnicowym ważne jest poprawne określenie ceny maksymalnej. 512,32 zł to za mało. Wiadomo, że trzy firmy – PGE, Orlen i Polenergia – są gotowe, żeby wziąć udział w przyszłorocznej aukcji, o ile cena będzie ustalona na odpowiednio wysokim poziomie, wyższym niż 512 zł.

To już trzecia wersja projektu Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Być może polski rząd nie planuje więc zapłacić więcej?

Jest dla mnie jasne, że polski rząd chce rozwijać morską energetykę wiatrową i zależy mu na realizacji tych trzech projektów tak szybko, jak to możliwe. Musi jednak zrozumieć, że firmy, które mają je realizować, poniosły już i poniosą sporo kosztów. Chodzi nie tylko o koszt turbin, lecz także o zabezpieczenie przed cyberatakami i atakami fizycznymi. Nie muszę chyba wspominać, jak kluczowa jest w tym kontekście lokalizacja Polski.

512 zł nie jest więc wystarczające. Jednocześnie nadal jest to dużo niższy koszt niż budowa innych elektrowni, np. jądrowej czy gazowej.

Temat bezpieczeństwa pojawia się coraz częściej w kontekście budowy morskich farm wiatrowych, m.in. z powodu uszkodzeń kabli podwodnych. Czy widzi pan dużą zmianę w wymaganiach rządów w tym zakresie?

Za bezpieczeństwo, w tym cyberbezpieczeństwo, morskich farm wiatrowych powinni być odpowiedzialni nie tylko właściciele, deweloperzy i operatorzy farm wiatrowych, lecz także rząd. Farmy wiatrowe są bowiem elementem krytycznej infrastruktury energetycznej. W interesie publicznym leży więc, żeby były bezpieczne. W dodatku jeśli farmy wiatrowe są budowane w odpowiedni sposób, mogą mieć pozytywny wpływ na bezpieczeństwo narodowe.

W jaki sposób?

Możemy udostępniać dane władzom wojskowym – obserwacje, zdjęcia, dane elektroniczne z urządzeń na naszych farmach wiatrowych. W różnych europejskich krajach już to się dzieje. W Belgii nie można już wybudować nowej morskiej elektrowni wiatrowej bez zapewnienia, że umieści się na turbinach anteny i czujniki belgijskiej marynarki wojennej.

Przekazujemy więc wojskowym dane z cywilnych sensorów i aparatów. A jeśli wojsko chce, jesteśmy gotowi zainstalować dodatkowy sprzęt na turbinach. Współpracujemy coraz bliżej z wojskiem, jesteśmy dodatkowymi oczami i uszami na morzu.

W zeszłym tygodniu mieliśmy w Brukseli spotkanie na ten temat z NATO, ministrami obrony narodowej i osobami związanymi z wojskowością z różnych krajów europejskich.

Pana zdaniem Szwecja była wyjątkiem? Niedawno odwołano tam budowę morskich farm wiatrowych właśnie ze względu na bezpieczeństwo.

Szwedzka decyzja była anomalią. W dodatku tłumaczono ją bezpieczeństwem narodowym, a w rzeczywistości stały za nią całkowicie inne przyczyny.

Jakie?

Pierwszą było to, że tamtejszy rząd zależy od skrajnie prawicowej partii Szwedzkich Demokratów, którym nie podoba się energetyka wiatrowa i którzy utrudniają jakiekolwiek działania wspierające jej rozwój.

Po drugie, rząd szwedzki zorientował się, że mógłby zarobić dużo więcej na dzierżawie dna morskiego pod tych 13 farm wiatrowych, tak jak ma to miejsce w innych krajach, np. w Polsce. Teraz wstrzymał więc te projekty, a niedługo zapewne rozpocznie nowe przetargi na dzierżawę dna morskiego na tych samych terenach.

Czyli według pana przeważyły czynniki polityczne i ekonomiczne, a nie te związane z bezpieczeństwem?

Tak. Rozmawialiśmy wcześniej ze szwedzką armią, z marynarką wojenną i siłami powietrznymi, i wszyscy popierali budowę tych farm wiatrowych. A nagle rząd szwedzki ogłosił, że z powodów bezpieczeństwa narodowego musi się z nich wycofać. Nie spodziewaliśmy się tego, zaszkodziło to też branży, ponieważ wysłało zły sygnał do innych krajów. Zasugerowało, że offshore i bezpieczeństwo narodowe nie są kompatybilne.

A jak pan widzi dziś obraz tej branży?

Rozmawialiśmy o porażkach w Danii i Szwecji, ale jednocześnie przez ostatnich 18 miesięcy mieliśmy udane aukcje morskiej energetyki wiatrowej w wielu krajach, m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Estonii, na Litwie czy czy w Holandii. W tym roku wybudujemy w Europie 4 GW w morskiej energetyce wiatrowej, w przyszłym – 7 GW, a w jeszcze kolejnym – także 7 GW.

19 grudnia mija rok od podpisania Europejskiej Karty Wiatru przez wszystkie kraje członkowskie Unii Europejskiej z wyjątkiem Węgier. Karta oraz pakiet wiatrowy miały uprościć i przyspieszyć rozwój energetyki wiatrowej.

Pakiet wiatrowy był odpowiedzią na potrzebę wzmocnienia europejskiego łańcucha dostaw dla branży wiatrowej. Europejski Bank Inwestycyjny uruchomił 5 mld euro gwarancji dla wytwórców turbin, a Komisja Europejska w ramach Funduszu Innowacji przeznaczyła pieniądze publiczne na granty na fabryki produkujące turbiny wiatrowe. Dzięki temu powstała m.in. fabryka w Szczecinie.

Dziś w Europie powstaje 30 nowych fabryk związanych z morską energetyką i rozwojem sieci. To znaczna poprawa w porównaniu z sytuacją, którą mieliśmy w zeszłym roku.

Komisja Europejska wszczęła także postępowanie przeciwko chińskim dostawcom turbin wiatrowych, którzy oferowali je w niższych cenach i na bardzo hojnych warunkach. Przykładowo oferują płatności odroczone, oczekując zapłaty dopiero po trzech latach. Jest to możliwe tylko przy wsparciu publicznej instytucji. Komisja bada więc chińskie wsparcie publiczne.

W pakiecie i karcie stwierdzono także, że konieczne jest uproszczenie i przyspieszenie wydawania pozwoleń na budowę nowych farm wiatrowych. W prawie unijnym pojawił się zapis o tym, że rozwój energetyki wiatrowej jest nadrzędnym interesem publicznym. W krajach, które zaimplementowały już te przepisy, widzimy spektakularne efekty, np. w Niemczech pozwolenia dotyczą czterokrotnie większej ilości energii wiatrowej niż cztery lata temu. ©℗

Rozmawiała Aleksandra Hołownia