Ceny gazu na holenderskiej giełdzie TTF są najwyższe w tym roku. Za 1 MWh na głównej europejskiej giełdzie trzeba zapłacić obecnie ok. 43 euro. To wielokrotnie mniej niż w szczycie kryzysu energetycznego w sierpniu 2022 r., kiedy cena skoczyła do ok. 340 euro, ale w dalszym ciągu dwa razy więcej niż w lutym, kiedy ceny były najniższe od lat. Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych (ISE), podkreśla, że handel gazem ziemnym podlega dziś spekulacji. – I to jest dużo łatwiejsze niż w czasach, kiedy zalewał nas gaz rosyjski, a warunki handlu dyktowała polityka, a nie rynek. Cena na TTF jest wypadkową wolumenu (podaż/popyt), który chcemy kupić, oraz ryzyk, które bierzemy pod uwagę – mówi ekspert.
Jednym z nich jest czynnik pogodowy. Obecnie mamy do czynienia z wysokimi temperaturami jak na tę porę roku, ale według prognoz ostatnie miesiące roku mogą być chłodniejsze niż w ciągu dwóch ostatnich lat. Jednocześnie jest też ryzyko podażowe. O ile Rosjanie zostali w dużej mierze wykluczeni z europejskiego rynku gazu ziemnego, to teoretycznie wciąż mogliby oni dostarczyć LNG do Europy. Jednak tutaj magazyny są na tyle napełnione, że nie mogłyby przyjąć dodatkowych ładunków. – W związku z tym rosyjskie metanowce krążą wokół Europy i kierują się do Azji, licząc na to, że któryś z krajów będzie w nagłej potrzebie. To odbija się na cenie – przekonuje Andrzej Sikora.
Do tego dochodzi geopolityczny aspekt rynku gazu. Niebawem formalnie zakończy się pięcioletnia umowa na przesył rosyjskiego gazu przez Ukrainę. Mimo wojny rosyjskie paliwo płynęło do Europy przez południową odnogę gazociągu Braterstwo aż do północnych Włoch. Zaopatrywał on m.in. Czechy, Słowację i Austrię. – Ukraińcy jasno powiedzieli, że nie będą podpisywać kolejnych umów na przesył z Rosjanami, a obecna umowa wygaśnie w grudniu. Było to i tak stosunkowo niewiele, bo ok. 20 proc. przesyłu, jaki Gazprom słał do Europy przed wojną. Mimo to kraje środkowo europejskie mają duży kłopot, bo muszą zmienić kierunki dostaw, a to również podnosi cenę – wyjaśnia Sikora. Podkreśla on, że chociaż ukraińska infrastruktura gazowa nie była do tej pory niszczona przez siły rosyjskie w trakcie wojny, to nie oznacza, że magazyny gazu, zlokalizowane głównie w zachodniej części kraju, miałyby nie ucierpieć nadchodzącej zimy.
– To nie jest tak, że skoro mamy pełne magazyny gazu, to możemy z nich korzystać w dowolnym momencie i w dowolnym stopniu. Magazyny, nawet jak są wypełnione w całości, przede wszystkim stabilizują ciśnienie w krajowym systemie przesyłowym. Mają one pojemność, która mogłaby w Polsce pokryć ok. 20 proc. rocznego zapotrzebowania. Podobnie jest w innych krajach europejskich – mówi prezes ISE.
Do połowy 2025 r. ceny dla gospodarstw domowych są chronione taryfą ustaloną przez prezesa URE. Prędzej dotkną jednak odbiorców przemysłowych, niechronionych taryfami. W przypadku Grupy Azoty, drugiego największego producenta nawozów sztucznych w Unii Europejskiej, ceny prądu i gazu stanowią niemal 70 proc. wydatków całego koncernu. Dotyczy to nie tylko branży chemicznej, lecz także metalurgicznej, szklarskiej, spożywczej czy papierniczej. Dla niektórych mniejszych przedsiębiorstw nagły i duży wzrost cen gazu może oznaczać konieczność czasowego ograniczenia, a może nawet całkowitego zaprzestania produkcji. ©℗