Rząd próbuje chronić nasze górnictwo. Jeśli plan się powiedzie, najwięcej stracą firmy z Rosji. Resorty energii i środowiska kończą konsultowanie projektu wprowadzającego opłaty dla węgla importowanego spoza UE.
We wczorajszym wywiadzie dla DGP wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski powiedział, że nie chodzi o dyskryminowanie zagranicznych dostawców, ale o wyrównanie szans, ponieważ unijny węgiel jest obciążony opłatami klimatycznymi, które nie dotyczą surowca przyjeżdżającego spoza Wspólnoty.
A tego jest najwięcej. Przez pięć pierwszych miesięcy tego roku sprowadziliśmy do Polski 3,1 mln ton czarnego złota (o 0,3 mln więcej niż w analogicznym okresie 2015 r.). Tylko 0,3 mln ton przyjechało z UE (z Czech). 2 mln ton kupiono w Rosji, 0,5 mln ton w Australii, 0,2 mln ton w Kolumbii i 0,1 mln ton w USA. Szczegółów opłat żaden z resortów nie chce na razie zdradzać. – Ale nie wycofujemy się z tego pomysłu – zapewnia Tobiszowski.
Jarosław Srokowski, doradca w gabinecie politycznym ministra energii, sprecyzował podczas obrad parlamentarnego zespołu ds. górnictwa, że wprowadzenie ewentualnych opłat nie zwalnia polskiego górnictwa z celu redukcji kosztów, które wciąż są za wysokie. Od trzech lat średni koszt wydobycia tony węgla jest wyższy niż średnia cena paliwa, w 2015 r. strata na każdej tonie wynosiła 26 zł. Polska już kilka razy próbowała walczyć z importowanym surowcem. Przed wstąpieniem do UE było to dość proste. W 1999 r. wprowadzono kontyngenty na węgiel z Rosji i Czech, były też opłaty celne i graniczne, przez co sprowadzanie węgla nie było opłacalne. Zresztą polski węgiel zaspokajał potrzeby rynku (mimo strat górnictwa).
W 2003 r. z powodu przygotowań do wejścia do UE kontyngenty zostały zniesione, a od 2004 r. import zaczął znacząco rosnąć. Kilka lat temu producenci czarnego złota zapowiadali skargę antydumpingową na Rosję, chcąc udowodnić, że wydobycie i transport węgla w tym kraju są dotowane, ale na zapowiedziach się skończyło. W 2008 r. Polska, największy w UE i drugi w Europie producent węgla kamiennego, stała się importerem netto tego paliwa. W 2015 r. odzyskaliśmy pozycję eksportera netto (import 8,2 mln ton, eksport 9 mln ton), jednak w tym roku znowu proporcje się zmieniają.
/>
– Nie mamy merytorycznego wytłumaczenia, czym jest to spowodowane – przyznaje Jerzy Galemba z działu analiz Węglokoksu, głównego eksportera polskiego węgla.
– W lutym, kwietniu i maju odnotowano wzrost importu węgla kamiennego do Polski w porównaniu do analogicznego okresu ubiegłego roku. Pozostałe miesiące były spadkowe – wylicza.
Do Polski przyjeżdża nie tylko surowiec energetyczny, ale i koksujący, będący bazą do produkcji stali. W przypadku tego ostatniego statystyki podbija Arcelor Mittal Poland, właściciel m.in. koksowni Zdzieszowice. Poza tym niektórych rodzajów węgla koksowego mamy w Polsce za mało. To m.in. z tego powodu Jastrzębska Spółka Węglowa ma w planie zwiększenie produkcji węgla koksowego najlepszej jakości (typ hard 35).
Zagraniczni gracze sprowadzający do Polski węgiel kamienny na razie milczą. Poprosiliśmy o komentarz spółkę SUEK Polska (należy do grupy SUEK, największego rosyjskiego producenta), która co roku dostarcza do Polski średnio 2,5 mln ton. Firma odmówiła komentarza. Zagraniczny węgiel sprowadzają do Polski przede wszystkim prywatne ciepłownie, a także sprzedawcy dla odbiorców detalicznych (polskie gospodarstwa domowe zużywają rocznie 11 mln ton surowca). Cztery główne grupy energetyczne kontrolowane przez państwo (PGE, Enea, Tauron i Energa) mają zakaz kupowania paliwa za granicą.