Kolejna siłownia jądrowa? Teoretycznie państwo uważa, że jest potrzebna. W praktyce na odpowiedzi na najważniejsze pytania trzeba będzie jeszcze poczekać.

Za rok rząd ma w końcu przedstawić wstępne wyniki badań dotyczących lokalizacji drugiej elektrowni jądrowej. W grę wchodzą II lub III kw. 2025 r. – poinformował w czwartek posłów z podkomisji ds. transformacji energetycznej Maciej Bando, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury.

Obecnie trwają – wstrzymane według Bando jeszcze przed zeszłorocznymi wyborami – prace nad zawężeniem listy potencjalnych lokalizacji kolejnego projektu atomowego. Następnym po wyłonieniu lokalizacji etapem przygotowań będzie raport o wpływie inwestycji na środowisko. Dokument, który będzie stanowił podstawę do uzyskania decyzji środowiskowej, będzie przygotowywany przez trzy, cztery lata. Zgodnie z tak nakreślonym harmonogramem ukończenie raportu dla inwestycji, czyli osiągnięcie etapu przygotowań, który w przypadku pierwszej elektrowni uzyskano ponad dwa lata temu, nastąpi w latach 2028–2030.

Tymczasem od przedstawienia raportu dla pierwszej elektrowni w Choczewie do ukończenia jej pierwszego bloku minie – zgodnie z obecnym stanem naszej wiedzy – co najmniej 13 lat. Zgodnie z harmonogramem sprzed czterech lat pierwszy blok drugiej atomówki miał zostać oddany do eksploatacji w 2039 r., a ostatni w 2043 r. Innymi słowy, choć nie jest to wiedza oficjalna, już dziś można założyć, że projekt złapał opóźnienie. O „co najmniej dwuletnim” poślizgu piszą eksperci Nuclear PL. Zdaniem jednego z naszych rozmówców z rządu rzeczywista skala opóźnień będzie możliwa do oszacowania dopiero, gdy poznamy lokalizację projektu, a co za tym idzie – skalę koniecznych do zrealizowania inwestycji towarzyszących.

Zgodnie z deklaracjami rządu Mateusza Morawieckiego oraz spółki Polskie Elektrownie Jądrowe preferowane warianty lokalizacji dla kolejnej jądrówki mieliśmy poznać jesienią 2023 r. Tak się jednak nie stało. Nieformalnym faworytem był Bełchatów. Z czasem coraz częściej sygnalizowano komplikacje dla tej opcji, takie jak ryzyko osuwisk czy uszczuplone zasoby wód gruntowych związane z działalnością pobliskiej kopalni odkrywkowej. Na nieformalnej giełdzie rosły notowania alternatywnych lokalizacji, np. zbliżonych do elektrowni na węgiel kamienny w Połańcu i Kozienicach. Nawiązania do tych wątpliwości pojawiały się w czwartkowym wystąpieniu Bandy, który podkreślał, że w ocenie poszczególnych lokalizacji bierze się pod uwagę sprawy geologiczno-tektoniczne oraz dostęp do wody, którą elektrownia ma być chłodzona.

Powołując się na analizy Polskich Sieci Elektroenergetycznych, minister oszacował, że w 2040 r. w krajowym miksie będzie miejsce na 12 GW stabilnej mocy generowanej w elektrowniach jądrowych (więcej niż 6–9 GW zapisanych w obowiązującym programie rządu), które zastąpiłyby wygaszane jednostki węglowe i przejęły rolę stabilnej podstawy systemu. Dopuścił przy tym, że część potrzebnych w systemie mocy mogłyby dostarczyć komercyjne projekty jądrowe, np. oparte na małych modułowych reaktorach jądrowych (SMR). Słowa Bandy mogą świadczyć o tym, że kwestia budowy kolejnych elektrowni nie stanowi już tabu. – Obowiązuje wykładnia, że dopóki nie ma aktualizacji programu energetyki jądrowej, obowiązują nas zapisy dotychczasowego i na tej podstawie kontynuujemy prace związane z wyborem drugiej lokalizacji – przyznaje nieoficjalnie jeden z urzędników.

Jeszcze niedawno w gabinecie Donalda Tuska nie chciano przesądzać, czy plany budowy drugiej jądrówki będą kontynuowane. W czerwcowej rozmowie z nami pełnomocnik Bando podkreślał, że w jego osobistej ocenie na drugą elektrownię jest miejsce, ale rząd, by podjąć decyzję o jej realizacji w roli inwestora, musi przeprowadzić szczegółowe analizy i określić szerszą strategię energetyczną kraju. W maju urzędnik nie wykluczał wręcz, że skala rządowego projektu jądrowego może zostać ograniczona. Czynnikiem niepewności pozostaje technologia. Nie określono na razie, kiedy i w jaki sposób zostanie wskazany jej dostawca. Nie wiemy, czy decyzja o jego wyborze zostanie podjęta uchwałą rządu (jak w przypadku Choczewa), czy zostanie rozpisane w tej sprawie konkurencyjne postępowanie, podobne do tego, jakie zakończyło się niedawno w Czechach.

Drugi wariant to szansa na korzystniejsze warunki kontraktu i jego większą przejrzystość, ale też ryzyko wieloletniej batalii. Na stole leżą dwie podstawowe opcje: kontynuacja współpracy z Westinghousem (o sześciu reaktorach, czyli dwukrotnie większej liczbie niż planowana na Pomorzu, mówi polsko-amerykańskie porozumienie międzyrządowe z 2020 r.) lub – o co zabiegają Francuzi – powierzenie drugiej inwestycji tamtejszemu EDF. Teoretycznie w grze jest także południowokoreańska grupa KHNP, która dwa tygodnie temu została wskazana do budowy bloków jądrowych w czeskich Dukovanach. Obecnie Koreańczycy są jednak zaangażowani w koniński projekt Polskiej Grupy Energetycznej i ZE PAK, od jesieni 2023 r. dysponujących wstępnym zielonym światłem rządu, czyli tzw. decyzją zasadniczą. ©℗