Polska chce zrobić kolejny krok do stania się gazowym hubem w regionie. Staramy się nie tylko zabezpieczyć dostawy gazu z różnych kierunków, ale też stać się krajem tranzytowym dla sąsiadów. Dlatego na listę priorytetów bardzo wysoko trafiła rozbudowa połączenia gazowego z Ukrainą. – Równolegle do rozmów o Baltic Pipe Gaz-System prowadzi rozmowy z operatorem ukraińskim. Chodzi o zwiększenie możliwości przesyłowych z 1,5 mld do 7 mld m sześc. rocznie – mówił podczas konferencji Energia@21 pełnomocnik rządu ds. infrastruktury energetycznej Piotr Naimski.
– To po Baltic Pipe jeden z naszych głównych priorytetów – przyznaje zastępca dyrektora pionu rozwoju Gaz-Systemu Sławomir Sieradzki. Wskazuje jednak, że główny ciężar inwestycji leży po stronie Kijowa. W Polsce w ramach planowanej wcześniej rozbudowy krajowej sieci pomiędzy Strachociną koło Sanoka (Podkarpackie) a Hermanowicami za ok. 300 mln zł powstanie 72-kilometrowy odcinek gazociągu. Jednocześnie w Strachocinie wybudowana zostanie tłocznia gazu. Zaś z Hermanowic do ukraińskiej granicy jest zaledwie 1,5 km. Strona ukraińska musiałaby dobudować ok. 110 km gazociągu. – Problemem może być finansowanie, ale z rozmów wynika, że nasz wschodni sąsiad jest tym połączeniem bardzo zainteresowany – twierdzi Sieradzki.
Co nam da jego budowa? Przede wszystkim kolejną możliwość zbytu surowca dostarczanego do gazoportu, a w przyszłości również tego z Morza Norweskiego, który będzie trafiał do nas za pośrednictwem Baltic Pipe. Dla Ukrainy będzie to oznaczało kolejny krok w uniezależnieniu się od dostaw z Rosji. Wprawdzie rząd w Kijowie szczyci się tym, że rezygnuje z zakupów od Gazpromu i w tym roku nie kupuje surowca od Rosji, ale sprawa jest jednak bardziej skomplikowana. – W praktyce Ukraina kupuje nadal rosyjski gaz, tyle że od europejskich firm. Rozbudowa połączenia z Polską w kontekście naszego gazoportu dawałaby Ukrainie realną szansę dywersyfikacji – dowodzi Sieradzki. Kijów już wcześniej deklarował chęć zakupu 8–10 mld m sześc. surowca. Większa przepustowość interkonektora uczyniłaby te plany bardziej realnymi.
Ukraina próbuje się uniezależnić od rosyjskiego gazu od 2012 r. Wówczas importowała z Rosji 50–60 mld m sześc. gazu rocznie, a ceny ciągle rosły. Moskwa nie wyrażała zgody na renegocjację niekorzystnego dla strony ukraińskiej kontraktu gazowego z 2009 r. Dziś widać już efekty tych wysiłków. Jeszcze w 2014 r. rosyjski Gazprom dostarczył 14,5 mld m sześc. gazu, zaś z państw UE pochodziło 5,1 mld m sześc. W 2015 r. proporcje zostały odwrócone: z UE sprowadzono 10,3 mld m sześc., zaś z Rosji 6,1 mld m sześc. Warto jednak zauważyć, że częściowo umożliwia to znaczny spadek zapotrzebowania na gaz – część energochłonnego przemysłu w Zagłębiu Donieckim pozostaje poza kontrolą ukraińskich władz.
Rozważane były również inne kierunki dostaw, np. budowa terminalu LNG nad Morzem Czarnym, ale Ukrainy na to dziś nie stać, a mimo wstępnych deklaracji Stany Zjednoczone nie sfinansują tego projektu, rozważając raczej wsparcie projektu budowy pływających terminali LNG w Chorwacji, w pobliżu wyspy Krk, oraz w Grecji. – Myślę, że obydwa terminale mogłyby dostarczać LNG na Ukrainę. I to byłaby rzeczywista dywersyfikacja rynku – powiedział cytowany przez CIRE Amos J. Hochstein z Departamentu Stanu USA. Ukraina rozważała również sprowadzanie gazu z terminalu LNG w Kłajpedzie, jednak na tranzyt nie chce zgodzić się Białoruś, a transport przez Polskę wymagałby rozbudowy połączenia Polska–Litwa.
Zdaniem przedstawiciela Gaz-Systemu nie zwiastuje to konkurencyjnej walki o ukraiński rynek. – Zapotrzebowanie na gaz na Ukrainie jest wciąż na tyle duże, że znajdzie się miejsce dla kilku graczy – stwierdził Sławomir Sieradzki. Postawienie na Ukrainę może oznaczać również lekkie przesunięcie akcentów w polskich planach inwestycyjnych. Dotychczas przyjmowano, że rozbudowa połączeń z innymi krajami będzie przebiegała w miarę jednocześnie. – Chcemy się łączyć z innymi, ale mądrze, w odpowiedniej kolejności – mówi dziś jednak minister Naimski. Stąd to ukraińskie przyspieszenie.
Według wstępnych planów połączenie miałoby powstać do 2018 r., najprawdopodobniej również przed planowaną rozbudową interkonektorów z Czechami i ze Słowacją. Polskie władze obawiają się, że od naszych południowych sąsiadów po ewentualnej budowie drugiej nitki gazociągu Nord Stream może do nas płynąć gaz z Rosji, co zablokuje możliwość sprzedaży Czechom i Słowacji gazu docierającego na polskie wybrzeże tankowcami i gazociągiem. Wprawdzie Czechy też są zainteresowane gazem ze Świnoujścia, ale warto zauważyć, że Gazprom w tym roku dość agresywnie stara się zwiększyć udziały w europejskim rynku, zanim trafią nań większe ilości skroplonego gazu ze Stanów Zjednoczonych. Zapewne zatem strona polska poczeka na rozstrzygnięcia w sprawie Nord Stream 2, zanim przyspieszy rozbudowę połączeń z Czechami i ze Słowacją.