Kierunek przepływów pieniędzy w ramach mechanizmu mrożącego ceny prądu na zeszłorocznym poziomie okazał się odwrotny od założeń. To nie firmy energetyczne fundują nam tanią energię, oddając część swoich zysków, tylko my sponsorujemy ich najlepsze wyniki w historii.
4,5 mld zł – tyle wyniósł łączny zysk netto w I kw. czterech największych krajowych przedsiębiorstw energetycznych. Dane o kwartalnych wynikach finansowych dla wszystkich firm (Enei, Energi z grupy Orlenu, PGE oraz Tauronu) dostępne są od początku 2012 r. Wynika z nich, że łączny zysk czterech firm na początku 2023 r. był najwyższy w historii. Wynik netto Energii i Tauronu nigdy wcześniej w jednym kwartale nie przekroczył 1 mld zł.
Te rekordowe wyniki są efektem działania Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny. Fundusz z kolei jest częścią mechanizmu, który pozwala utrzymywać zamrożone na poziomach z 2022 r. ceny energii elektrycznej i gazu dla odbiorców wrażliwych. Ta grupa obejmuje przede wszystkim gospodarstwa domowe, choć rozwiązania ustawowe znacznie ją poszerzyły, kiedy w zeszłym roku ceny energii i jej nośników poszybowały po agresji Rosji na Ukrainę. Wzorem rozwiązań przyjętych w wielu unijnych państwach fundusz miał ograniczyć ponadprzeciętne zyski przedsiębiorstw energetycznych, część z nich zabrać i przetransferować je do odbiorców prądu. Pośrednikami w tym transferze są firmy, które sprzedają prąd odbiorcom chronionym po ustalonych w ustawie, zamrożonych cenach. To najczęściej te same firmy, które wcześniej musiały zasilić fundusz z tytułu swoich nadzwyczajnych zysków. Dodajmy, że cztery największe krajowe przedsiębiorstwa energetyczne pozostają pod kontrolą państwa.
Jednak fundusz zadziałał dokładnie na odwrót w sytuacji, kiedy ceny energii na rynku spadły. Nie przetransferował nadzwyczajnych zysków firm energetycznych do konsumentów, bo tych nadzwyczajnych zysków nie ma. Wpłaty spółek energetycznych do funduszu są relatywnie niewielkie. W przypadku czterech wymienionych spółek było to w I kw. ok. 3,9 mld zł. Jednocześnie te same firmy, jako sprzedawcy prądu odbiorcom końcowym, otrzymały z funduszu rekompensaty w wysokości 6,9 mld zł. Założeniem funduszu było jego samofinansowanie – to znaczy wpłaty do niego miały mniej więcej odpowiadać sumie rekompensat. Innymi słowy branża energetyczna miała się rozliczać sama ze sobą, a nas, konsumentów prądu, nie powinno to w ogóle interesować. Dla nas był tylko bonus, czyli zamrożone ceny prądu. Tymczasem na początku roku było inaczej. To my, wszyscy podatnicy, zasponsorowaliśmy spółkom energetycznym nadzwyczajne zyski.
Na rozliczeniach najbardziej skorzystał Tauron, największy sprzedawca prądu w Polsce. Wpłacił do funduszu 0,3 mld zł, a otrzymał 2,3 mld zł. Ponieważ zysk netto spółki w I kw. nieznacznie przekroczył 1 mld zł, to prawdziwe będzie stwierdzenie, że w całości pochodził on z rozliczeń z funduszem. Tak się składa, że Tauron jest przez analityków oceniany jako najsłabsza spółka w gronie największych firm energetycznych. Ma problemy z wybudowanym kosztem 6 mld zł blokiem elektrowni w Jaworznie. Jest najbardziej zadłużoną, w odniesieniu do posiadanych aktywów, firmą energetyczną. Trzy kolejne kwartały w 2022 r. zakończył na minusie. I nagle – najlepszy wynik w historii.
Na miejscu będzie zatem pytanie, czy spółki energetyczne, a Tauron w szczególności, otrzymały pomoc publiczną. Żeby odpowiedzieć na to pytanie, można zastanowić się, co dzieje się z firmami, jeśli cena ich produktu spada, a mimo to sprzedaje się go mniej. Odpowiedź wydaje się oczywista – takie przedsiębiorstwa nie mają rekordowych wyników finansów, a często notują straty. Najlepszy przykład to Azoty. Specjalizująca się w sprzedaży nawozów spółka straciła ponad 0,5 mld zł w I kw. i miała najgorszy wynik netto ze wszystkich giełdowych przedsiębiorstw. Powodem były spadek cen nawozów i mniejsza ich sprzedaż. Pogarszająca się koniunktura w branży, przy rosnącym w ostatnich latach zadłużeniu firmy, może zmusić ją do sprzedaży części aktywów.
Cena energii elektrycznej na Towarowej Giełdzie Energii spadła, w porównaniu do początku roku, o ok. 40 proc. W kontraktach terminowych na trzeci kwartał tego roku kosztuje ok. 490 zł/MWh, z dostawą w przyszłym roku ok. 660 zł/MWh. Kiedy pod koniec zeszłego roku Urząd Regulacji Energetyki ustalał ceny, po jakich firmy energetyczne mogą sprzedawać prąd odbiorcom wrażliwym, na rynku było znacznie drożej. Więc np. gospodarstwom domowym, które przekroczyły limit zużycia uprawniający do utrzymywania ceny prądu na zeszłorocznym poziomie, Tauron może dostarczyć prąd po 1122 zł/MWh. Jednak zgodnie z ustawowymi regulacjami od odbiorcy może zażądać jedynie 693 zł/MWh. Różnicę między tymi dwoma cenami otrzyma od funduszu. Nie ma więc dziś lepszego biznesu niż sprzedaż prądu odbiorcom końcowym.
Nie znam odpowiedzi na pytanie, jakie byłyby zyski firm energetycznych, gdyby nie było funduszu i mechanizmu zamrożenia cen. Rząd zrobił w zeszłym roku wiele – np. znosząc obowiązek sprzedaży energii na TGE – żeby osłabić działanie rynku w energetyce. Na to nakładają się liczne wcześniej już istniejące regulacje, na poziomie unijnym i krajowym, które utrudniają stwierdzenie, ile naprawdę kosztuje prąd. W raportach spółek można znaleźć całą litanię aktów prawnych, które wpływają na ich działalność i wyniki finansowe. Więc trudno powiedzieć, czy bez działania funduszu spółki utonęłyby w stratach, jak Azoty. Ale jedno wydaje się pewne – nie miałyby rekordowych zysków na koszt wszystkich podatników. ©℗