Jeśli obowiązujące plany się utrzymają, Turów będzie ostatnią jednostką w Unii Europejskiej spalającą wysokoemisyjny surowiec.
Rząd i Polska Grupa Energetyczna, właściciel Elektrowni Turów, o czym pisaliśmy w DGP w poniedziałek, zapowiada twardą walkę przed sądami administracyjnymi o to, by zasilający tę jednostkę węgiel brunatny z odkrywki w Bogatyni mógł być wydobywany do 2044 r. Spółka zapewniła DGP, że obecnie nie ma mowy o przyspieszeniu pożegnania z tym surowcem. Jeśli tak się stanie, Polska będzie ostatnim krajem w Europie, który będzie korzystać z najbardziej emisyjnej odmiany węgla.
Równocześnie rząd, jak wynika z opisywanej przez nas na portalu Forsal.pl treści porozumienia zawartego w zeszłym tygodniu z Solidarnością, zrezygnował z przyjęcia przed jesiennymi wyborami planowanych od roku zmian w Polityce Energetycznej Polski do 2040 r. – głównym dokumencie planistycznym określającym założenia krajowej transformacji. Nowa ścieżka zmian zaprojektowana pod kierunkiem Ministerstwa Klimatu i Środowiska przewidywała przyspieszenie procesu odchodzenia od węgla pozyskiwanego z kopalni odkrywkowych po 2030 r. Z istniejących 8,9 GW mocy w blokach zasilanych węglem brunatnym – przede wszystkim w Bełchatowie i w Turowie właśnie – do końca dekady miało pozostać 6,5 GW, ale już w kolejnej pięciolatce przewidywano ich ograniczenie o połowę, a w 2040 r. aktywnych miało pozostać jedynie 0,7 GW tego typu mocy. Wykorzystanie istniejących bloków opalanych węglem z odkrywek miało spaść z niemal 42 TWh prądu wyprodukowanego w ub.r. do 28 TWh w 2030 r. i zaledwie 2 TWh w 2040 r.
Jeśli obecne plany dla Turowa nie ulegną zmianie, Polska będzie spalać węgiel brunatny najdłużej w Europie. Z naszych wyliczeń na podstawie deklaracji wytwórców wynika, że w ciągu najbliższej dekady – do końca 2033 r. – wyłączone z użytkowania zostaną bloki reprezentujące dwie trzecie aktywnych obecnie mocy. Po 2038 r. działalność planuje już tylko Turów. W Niemczech na fali kryzysu energetycznego i rekordowych cen gazu ziemnego przedłużono wprawdzie działanie kilku bloków opalanych węglem z odkrywek. Jednak po 2030 r. za Odrą ma funkcjonować już tylko kilka tego typu jednostek we wschodniej części kraju. Jeszcze w tym roku z węglem – w tym z węglem brunatnym wykorzystywanym w elektrowni Nováky – pożegna się Słowacja, a za dwa lata ostatnią jednostkę posiłkującym się wydobywanym odkrywkowo surowcem planują wyłączyć Węgry. Do całkowitego wyrugowania węgla z miksu energetycznego jeszcze w tej dekadzie – najpóźniej do 2028 r. – zobowiązała się także Grecja. Pozostałe kraje naszego regionu – Rumunia, Słowenia oraz trzecie na podium pod względem ilości wciąż spalanego surowca Czechy – zamierzają się pożegnać z energetyką węglową w pierwszej połowie lat 30.
Już w ostatnich dekadach Polska redukowała wykorzystanie węgla brunatnego wolniej niż unijna przeciętna. W całej Unii od 2000 r. produkcja surowca spadła o ponad jedną trzecią. Liderami tego procesu były Grecja, która ograniczyła pracę swoich odkrywek o niemal 80 proc., a także Słowacja, Węgry i Austria. W tym samym czasie wydobycie w Polsce spadło o niespełna 12 proc. Największy potentat węgla brunatnego, Niemcy, w latach 2000–2021 obniżył swoje pozyskanie węgla brunatnego o prawie jedną czwartą.
Za przykład świadczący, iż sprawna transformacja zagłębia węgla brunatnego jest możliwa także w naszym kraju, jest uznawany wschodniowielkopolski kompleks ZE PAK. Kontrolowany przez Zygmunta Solorza koncern już w poprzedniej dekadzie zlikwidował przekraczającą normy dla emisji elektrownię w Adamowie, a od 2020 r. zakończył pracę kolejnych pięciu bloków w Koninie i Pątnowie o łącznej mocy niemal 700 MW.
Zarówno funkcjonowanie odkrywkowych kopalni, jak i elektrowni opalanych węglem brunatnym jest w całym regionie przedmiotem kontrowersji i protestów społecznych ze względu na ich oddziaływanie środowiskowe, klimatyczne i społeczne. Do burzliwych starć z udziałem setek aktywistów doszło m.in. na początku roku w Lützerath w zachodnich Niemczech – jednej z sześciu wiosek, których mieszkańcy zostali przesiedleni w związku z ekspansją pobliskiej kopalni Garzweiler i które zostaną zrównane z ziemią. Od 2020 r. okupację terenu miejscowości prowadzili aktywiści klimatyczni. Ekologom udało się natomiast doprowadzić do wycofania się kopalni z prac na terenie cennego przyrodniczo lasu Hambach. ©℗