Najnowsza interwencja rządu na rynku energii może kosztować kilkanaście miliardów złotych. Ma to obniżyć zarówno rachunki, jak i w dłuższym terminie inflację.
Najnowsza interwencja rządu na rynku energii może kosztować kilkanaście miliardów złotych. Ma to obniżyć zarówno rachunki, jak i w dłuższym terminie inflację.
Plan zakłada, że Sejm zajmie się rządowymi propozycjami maksymalnych cen energii na posiedzeniu w przyszłym tygodniu. Szykowane rozwiązania będą bardzo kosztowne – wczoraj nasz rozmówca z rządu wskazywał na kwotę 13,6 mld zł.
Patrząc na szczegóły szykowanej ustawy, widać, że potwierdziły się wcześniejsze doniesienia DGP dotyczące kwot stanowiących górny limit cenowy.
„(...) niezależnie od wzrostu cen energii elektrycznej na rynku hurtowym w roku 2023 w rozliczeniach z odbiorcami przewidziana jest stała cena za obrót energią elektryczną, tzw. cena maksymalna, na określonym poziomie 785 zł/MWh (dla MŚP i samorządów) lub 693 zł/MWh w przypadku odbiorców w gospodarstwach domowych” – wynika z projektu ustawy. W przypadku pierwszego limitu rząd twierdzi, że to ograniczenie podwyżek cen nawet o 70 proc., na czym skorzysta 99 proc. firm. W przypadku gospodarstw domowych nasi rozmówcy wskazują, że tu cena też zostanie istotnie przycięta. – Na początku roku było ok. 420 zł/MWh, bez interwencji skończyłoby się na ok. 1200 zł – przekonuje osoba z rządu.
Dostawcy będą mieli obowiązek stosowania w rozliczeniach z odbiorcami uprawnionymi cen nie wyższych niż cena maksymalna w okresie od 1 grudnia 2022 r. do 31 grudnia 2023 r. za „zużycie energii elektrycznej w punkcie poboru energii do poziomu stanowiącego równowartość poboru nie więcej niż 90 proc. zużycia energii elektrycznej tych odbiorców w okresie od dnia 1 grudnia 2020 r. do dnia 31 grudnia 2021 r.”. Gospodarstwa domowe skorzystają z ceny maksymalnej w momencie, gdy przekroczą uchwalone niedawno inną ustawą limity 2000, 2600 lub 3000 kWh (w zależności od grupy). Do tych limitów bowiem będą mieć ceny zamrożone na poziomie tegorocznym. Ponadto, nawet jeśli w rozliczeniach z uprawnionymi odbiorcami dostawcy energii stosują wyższe ceny od maksymalnej, będą musieli skorygować cenniki w dół. W zamian otrzymają rekompensatę od państwa.
Co w praktyce będzie oznaczał limit? Jak informuje nas rzeczniczka URE Agnieszka Głośniewska, średnia cena z taryf na 2022 r. z dystrybucją dla gospodarstw domowych to 700 zł za MWh netto. Ale jeśli odliczyć opłaty dystrybucyjne, to z 700 zł robi się 406 zł za MWh. Maksymalna cena 693 zł oznaczałaby, że za energię zużytą ponad limit Polacy zapłacą maksymalnie 70 proc. więcej niż dziś. Maksymalnie, gdyż ostateczna decyzja będzie zależała od propozycji taryfowych firm i zgody na nie szefa URE.
Co ciekawe, choć nasi rozmówcy jeszcze na początku tygodnia twierdzili, że podatek od nadzwyczajnych zysków spółek (tzw. danina Sasina) jest wciąż szlifowany i będzie ewentualnie zgłoszony jako osobny projekt, to w projekcie dotyczącym maksymalnych cen energii można dostrzec zalążek tego pomysłu, choć odnoszący się jedynie do spółek energetycznych. „W zakresie ingerencji na rynku hurtowym energii elektrycznej, w projektowanej ustawie proponuje się wprowadzenie mechanizmu polegającego na ograniczeniu przychodów niektórych wytwórców energii elektrycznej i przedsiębiorstw obrotu” – wynika z projektowanych przepisów.
Wczoraj o projektowanych przepisach z samorządowcami rozmawiał premier Mateusz Morawiecki. Na razie nie wszyscy są zadowoleni z propozycji limitu cenowego, który w przypadku samorządowych obiektów wrażliwych (szpitale, szkoły, DPS, żłobki, noclegownie itp.) ma wynieść 785 zł/MWh. – Dla mojego miasta to podwyżka ok. 300 proc., bo w tym momencie płacę 269 zł za energię do oświetlenia ulicznego – mówi Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa. Dlatego samorządowcy oczekiwaliby limitu cenowego na poziomie 500–600 zł, choć raczej w rozmowach z rządem nic nie ugrają. – Średnia cena prądu podawana przez URE za II kw. wynosiła ok. 748 zł. To do niej się odnosimy, dziś ceny w całej Europie są znacząco wyższe – wskazał Mateusz Morawiecki. Włodarze twierdzą, że wczoraj uzyskali od rządu zapewnienie, iż ustawa obejmie też te jednostki, które już podpisały niekorzystne umowy z dostawcami (z podwyżkami rzędu 500–1000 proc.). – Rozumiem, że skoro samorządy będą miały zapewnioną cenę maksymalną, to umowy będą aneksowane i dostawca w rozliczeniu dokona korekty w ramach ceny maksymalnej – twierdzi jeden z uczestników spotkania.
Jeżeli chodzi o biznes, to – jak komentuje Piotr Wołejko z Federacji Przedsiębiorców Polskich – jest to poziom cen, którego przedsiębiorcy mogli się spodziewać po zeszłotygodniowych rozmowach z rządem. – To cztery razy mniej niż niektóre oferty, które dostawali przedsiębiorcy i samorządowcy. Jest to więc poziom cen o wiele bardziej akceptowalny niż dotychczasowe oferty. Jeżeli to będzie utrzymane przez cały rok, to mamy bardzo istotny element stabilizacji gospodarki i impuls antyinflacyjny – ocenia. Jak podkreśla, wielki znak zapytania dotyczy jednak tego, co z dużym biznesem. Czy nie zostanie on poza mechanizmami wsparcia. Jeżeli tak się stanie, to jego zdaniem „będzie problem, nie tylko dla tych firm, ale też ich kooperantów”.
Także Włodzimierz Ehrenhalt, energetyczny ekspert ZPP, uważa, że zaproponowane poziomy cen są rozsądne. – To nie powinno zabić nikogo. A do tego zmusza wszystkich do oszczędzania prądu. A moim zdaniem co najmniej 20 proc. energii w Polsce się marnuje – przekonuje.
Dziś odbędzie się specjalne posiedzenie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, która w trybie pilnym zaopiniuje projekt ustawy, na mocy którego chętne samorządy będą mogły zaangażować się w system dystrybucji węgla od spółek energetycznych.
– Obiecaliśmy samorządom przepracowanie tych ustaw: energetycznej (więcej w tekście obok – red.) i węglowej tak, by obie mogły trafić na najbliższe posiedzenie Sejmu 20 października – mówił wczoraj na konferencji szef rządu Mateusz Morawiecki. Jak zauważa nasz rozmówca z rządu, to, czy nowy system wejdzie w życie np. w listopadzie, w dużej mierze zależy od tempa prac w Senacie. Regulaminowo izba wyższa ma 30 dni na rozpatrzenie ustawy uchwalonej przez Sejm, ale ten czas da się skrócić do dwóch tygodni w przypadku projektów pilnych.
Wiceszef MSWiA Paweł Szefernaker informował, że projektowane przepisy mają dotyczyć m.in. stworzenia dla samorządów podstawy prawnej do handlu i dystrybucji węgla, wprowadzenia wyłączeń w zamówieniach publicznych czy ułatwienia zlecania tych działań innym podmiotom.
Pytanie, ile samorządów zdecyduje się wejść w ten system, nawet gdy przepisy zostaną dostosowane do ich potrzeb. Nasz rozmówca z rządu twierdzi, że jak dotąd z pytaniami dotyczącymi szczegółów nowego programu zgłosiło się ponad 600 samorządów. – To jedna czwarta wszystkich gmin w kraju. Potencjał jest ogromny – uważa. Także premier na wczorajszej konferencji zapewniał, że w tej sprawie jest „dużo więcej zgody, niż chcieliby niektórzy najbardziej wojowniczy samorządowcy wskazywać”.
Samorządowcy studzą ten entuzjazm i wskazują, że ich zdaniem niewiele gmin zdecyduje się wejść w system. – Jeśli miałbym choćby złotówkę do tego dołożyć, to nie wejdę – zapewnia jeden z włodarzy.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama