Tradycyjnie ostrożny fiskalnie Berlin planuje wyemitować setki miliardów euro długu, by sfinansować m.in. subsydia cen energii i gazu. W UE narastają obawy o protekcjonizm i wzrost nierówności.

Kraje strefy euro nie są w stanie w pełni zabezpieczyć swoich gospodarek przed rosnącymi cenami energii i skupią się na osłonach dla grup wrażliwych. Preferowane mają być rozwiązania tymczasowe i precyzyjnie ukierunkowane – takie stanowisko przyjąć mieli, według projektu opublikowanego przez Agencję Reutera, wczoraj w Luksemburgu ministrowie finansów Eurolandu. Próby utrzymania jedności europejskiej w obliczu kryzysu energetycznego są jednak coraz trudniejsze, a wysiłki mające złagodzić jego skutki same zamieniają się w wyścig.

300 mld euro

Przyjęty w zeszłym tygodniu pakiet o wartości 200 mld euro sprawia, że Niemcy wysuwają się na czoło rankingu europejskich krajów, które wyasygnowały największe środki na walkę z rosnącymi kosztami energii. – Ceny muszą spaść – jesteśmy o tym przekonani i nasz rząd zrobi wszystko, żeby to osiągnąć – mówił kanclerz Olaf Scholz, ogłaszając program. Nowe propozycje pojawiły się niecały miesiąc po przyjęciu przez jego gabinet poprzedniego pakietu, którego wartość wynosiła 65 mld euro. Jeśli plan w zaprezentowanym kształcie się utrzyma, łączny koszt przyjętej za Odrą odpowiedzi na kryzys energetyczny sięgnie 300 mld euro – ponad 8 proc. PKB Niemiec i ponad 40 proc. tego typu wydatków zatwierdzonych przez całą UE. Dla porównania instrumenty zatwierdzone dotąd przez Polskę – według wyliczeń brukselskiego Instytutu Bruegla – to niespełna 11 mld euro, mniej niż 2 proc. PKB. Odpowiadają tym samym niecałej połowie wartości covidowych programów stymulacyjnych, które szacowane są na 24 mld euro.
Z nowych środków sfinansowany ma zostać m.in. niemiecki mechanizm ograniczający ceny gazu dla odbiorców oraz wsparcie dla importerów surowca, takich jak częściowo znacjonalizowany Uniper. Dodatkowe pieniądze mają zostać również skierowane na pomoc dla firm oraz na obniżkę VAT na gaz. Część finansowania pakietu ma pochodzić z obciążenia nadmiarowych zysków w energetyce. Głównym źródłem ma być jednak emisja długu. Aby uniknąć przekroczenia konstytucyjnego limitu, do sfinansowania programu wykorzystany ma zostać Fundusz Stabilizacji Gospodarczej, który był już stosowany w pandemii – posłużył wtedy m.in. do dofinansowania Lufthansy.
Berlin zapewnia, że zadba o to, żeby nowy pakiet nie zagroził innym celom rządu, dotyczącym redukcji zużycia energii i gazu czy rozbudowy mocy OZE. Szczegóły rządowych planów, zwłaszcza dotyczących subsydiowania cen gazu, mają zostać dopracowane na podstawie rekomendacji ekspertów. Ze wstępnych zapowiedzi wynika jednak, że dotowane będzie zużycie energii tylko do określonego poziomu – w grę wchodzi pułap 80 proc. ubiegłorocznego zużycia.

Biznes chwali, eksperci pełni obaw

Z zapowiedzi rządu zadowolony jest niemiecki biznes. Za krok w dobrym kierunku uznał je m.in. związek przemysłu stalowego, a także energetyka. BDEW, organizacja skupiająca m.in. dostawców prądu i usług komunalnych, oceniła, że nowe propozycje przynoszą „długo oczekiwaną jasność sytuacji”.
Z kolei organizacje eksperckie i ekolodzy, choć zgadzają się, że pomoc dla obywateli i firm jest potrzebna, podnoszą obawy m.in. o cele oszczędnościowe. – Jeśli subsydia doprowadzą do zwiększenia zużycia, ceny dalej będą rosnąć – podkreśla Ifo, monachijski think tank specjalizujący się w badaniach nad gospodarką.
– Te miliardy złagodzą tylko objawy kryzysu – uważa Kai Niebert, szef Federacji ds. Ochrony Przyrody (DNR). Jak zaznaczył, aby uniknąć tych samych problemów kolejnej zimy, konieczne jest jak najszybsze uwolnienie się od zależności od węgla, gazu i ropy oraz skierowanie porównywalnych pieniędzy na zielone inwestycje publiczne.

Napięcia w UE

Nabierający tempa wyścig na pakiety antykryzysowe generuje również napięcia na poziomie UE. Wśród stolic narastają obawy, że protekcjonizm przyczyni się do zwiększenia nierówności wewnątrz Wspólnoty i osłabienia pozycji konkurencyjnej przemysłu w biedniejszych państwach. Plany Berlina skrytykowali już jednogłośnie ustępujący szef rządu Włoch Mario Draghi i jego następczyni Giorgia Meloni. – W obliczu wspólnych wyzwań naszych czasów nie możemy dzielić się według pola manewru w naszych krajowych budżetach – przekonywał w czwartek Draghi. – Żadne państwo członkowskie nie może zaoferować skutecznych i długoterminowych rozwiązań bez wspólnej strategii, nawet te, które wydają się bardziej stabilne finansowo – mówiła z kolei Meloni, która ma objąć urząd premiera za kilka tygodni. O zatrzymanie „wydatkowego wyścigu” i solidarność między krajami UE apelował również na marginesie spotkania unijnych ministrów energii przedstawiciel Luksemburga Claude Turmes.
Analizę planów Berlina zapowiedziała już Komisja Europejska, która w ostatnich tygodniach forsowała swoje pomysły na wspólnotową odpowiedź na kryzys. Pierwsze z nich – obejmujące cele oszczędnościowe w energetyce oraz redystrybucję ponadstandardowych przychodów w tym sektorze – uzyskały w zeszły piątek akceptację „27”. Odnosząc się do niemieckiego pakietu, komisarz ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton podkreślił potrzebę dbania o równość szans we Wspólnocie. – O ile Niemcy są w stanie pożyczyć na rynkach finansowych 200 mld euro, niektóre kraje członkowskie UE nie mają takich możliwości – zauważył.

Nafciarze z odsieczą Kremlowi?

O niemal 5 dol. (do ok. 90 za baryłkę) podskoczyły wczoraj ceny ropy Brent na światowych rynkach. To reakcja na doniesienia o możliwych cięciach wydobycia dyskutowanych przez OPEC+. Według nieoficjalnych informacji naftowy kartel, którego partnerem jest Rosja, rozważa ograniczenie dziennej produkcji nawet o więcej niż milion baryłek, co oznaczałoby największe redukcje od apogeum pandemii w 2020 r. i – prawdopodobnie – odwrócenie spadkowego trendu notowań. Tej obniżki nie udało się zatrzymać poprzednimi, skromniejszymi cięciami. Jeszcze latem Brent był wyceniany na ponad 120 dol. za baryłkę.
Decyzja eksporterów szłaby pod prąd presji USA na zwiększanie produkcji, które pomogłoby krajom zmagającym się z inflacją. Demokratyczny kongresmen Ro Khanna zasugerował – komentując sygnały o planach OPEC+ – że Waszyngton powinien odpowiedzieć obostrzeniami eksportowymi dla Arabii Saudyjskiej, największego producenta w grupie. Ograniczenie wydobycia ropy utrudni także krajom Zachodu planowane uderzenie w rosyjskie dochody z jej sprzedaży, szacowane na ponad 50 mld euro tylko od początku inwazji na Ukrainę.
Embargo na paliwa ze Wschodu wprowadzili już Amerykanie, a z końcem roku podobne restrykcje mają zacząć obowiązywać w Wielkiej Brytanii i UE (z wyjątkiem dostaw drogą lądową). Rosja była dotąd w stanie minimalizować straty związane z utratą tych rynków zbytu, przekierowując eksport m.in. do Chin, Indii i Turcji. Dlatego zrzeszająca najbogatsze demokracje grupa G7 chce wymóc na importerach ograniczenie płatności za rosyjską ropę i produkty naftowe.